"Prawdziwa Afryka. To coś nieuchwytnego, co przyciągnęło wielu podróżników.
Choć ja też przybyłam tu, szukając przygód, moja wyprawa ewoluowała,
przekształciła się w tropienie trudnego do zdefiniowania, głębszego sensu,
który powoli zaczynałam odkrywać."
Odkąd pamiętam, marzyłam o wyprawie do dzikiej, tajemniczej, nieobliczalnej, ale jakże bogatej krajobrazowo i zróżnicowanej etnicznie oraz kulturowo Afryki. Sięgałam po rozmaitą literaturę, zarówno podróżniczą, jak i obyczajową, w celu nabycia szerszej wiedzy na temat tegoż kontynentu (informacje nabyte w okresie edukacji nie były dla mnie wystarczające), jego państw, poszczególnych regionów, plemion, panujących tam obyczajów, zwyczajów, tradycji, walorów krajoznawczych, turystycznych, przyrodniczych czy kulturowych. Przede wszystkim intrygowały mnie też historie ludzi, którzy udali się w niezapomnianą podróż do Afryki, z której albo wrócili bogatsi nie tyle o zaczerpniętą tam wiedzę, co prawdę o sobie, albo zwyczajnie tam pozostali i się osiedlili, gdyż obdarzyli ów kraj od pierwszego spojrzenia ogromną miłością, wiele tam przeżyli, doświadczyli, wynieśli nauki, poznali mnóstwo miejscowych, jak i innych miłośników i pasjonatów wojaży. Od dawna ciągnie mnie do Afryki. Prawdę mówiąc, nie potrafię określić jednoznacznie, co jest tym magnesem. Inność, ciekawość, chęć poznania, ujrzenia, zasmakowania i porównania, a może dzikość, fascynacja, adrenalina, dreszczyk emocji. Trudno powiedzieć. Może kiedyś zaspokoję swoje pragnienie i spełnię marzenie. Jedno wiem na pewno, udam się na tę wyprawę otoczona grupą ludzi. Nigdy nie samotnie i nigdy nie na motocyklu (choćbym umiała się na nim poruszać). Heather Ellis to uczyniła. Wybrała się w samotną motocyklową podróż po Afryce, a swą niezwykłą odyseję szczegółowo opisała w książce "Ubuntu". Zapraszam na recenzję.