"Stałam nerwowo i nie wiedziałam, co myśleć. Dobra, kłamię.
Byłam więcej niż szczęśliwa, ponieważ podobałam się Jackowi, zresztą tak samo jak on mnie.
Nieważne, jak bardzo z tym walczyłam. To była przegrana bitwa.
Nieważne, jak bardzo z tym walczyłam. To była przegrana bitwa.
Każdego dnia, gdy go widziałam, podobał mi się coraz bardziej.
Bez przerwy słyszałam w głowie głos mamy:
"Dzisiejszego wieczoru nie jesteś mamą.
Bądź znowu tą młodą dziewczyną, która zawsze lubiła się dobrze bawić"."
Jestem świeżo po lekturze książki "Nasze olśnienie" i od razu zasiadłam do pisania recenzji, ażeby przelać na papier wszystkie kotłujące się we mnie emocje. Decydując się na zrecenzowanie tej powieści, oczekiwałam przyjemnej, pięknej, może nawet wzruszającej historii. Myślałam bowiem, że będzie stylem podobna do innych książek tego typu, których autorkami były m.in. Jasinda Wilder lub Jay Crownover, z twórczością których miałam okazję się zapoznać. Posiadam nawet w swojej biblioteczce kilka ich pozycji. Część z nich zdążyłam już przeczytać i przyznaję, że bardzo mi się podobały. Niestety "Nasze olśnienie" ogromnie mnie rozczarowała. Dlaczego? Zapraszam na recenzję.
Sandi Lynn jest autorką bestsellerowej serii "Na zawsze". Spełnia się jako matka i autorka. Jej pasją od zawsze było czytanie i pisanie. Uwielbia chodzić na kolacje, do kina i jest uzależniona od kawy. Ma dwa psy i dwa koty.