"W Danii żyje się łatwiej niż w Londynie.
Brakuje atrakcji, to fakt.
Ale wszystkie te reguły, tradycje i rytuały sprawiają,
że życie staje się mniej stresujące. I bardzo mi to odpowiada.
W Danii po prostu jesteś."
W ostatnim czasie często przewijały się przed moimi oczyma nie tylko okładki książek dotyczących duńskiego stylu życia oraz hygge, ale przede wszystkim wpisy poruszające tę tematykę. Bez względu na to, czy przeglądałam ofertę księgarń internetowych, posty na blogach, czy nawet czytając konkretne artykuły w Internecie, zawsze trafiałam na to szczególne i znane wszystkim pojęcie. Pojawiały się wówczas coraz to nowe poradniki preferujące takowy sposób podejścia do życia i zachęcające do stosowania pewnych zasad mających na celu uszczęśliwiać ludzi. Pomimo iż poniektóre oprawy poszczególnych publikacji przyciągały mój wzrok, zachwycałam się nimi i delektowałam ich widokiem, to nie skusiłam się na nie z jednego prostego powodu: od pewnego czasu nie czytuję poradników, bowiem swego czasu zostałam do nich wystarczająco zniechęcona. Aczkolwiek, kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania książki "Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie", nie zastanawiałam się długo. Albowiem publikacja ta zdecydowanie nie jest poradnikiem, a szczegółową relacją brytyjskiej dziennikarki z rocznego pobytu w Danii - kraju, w którym ludzie zaznają szczęścia, spokoju, poczucia bezpieczeństwa i darzą się ogromnym zaufaniem. Zapraszam na recenzję.