„(...) Pamiętał własny krzyk, jakże zduszony i słyszalny tylko przez niego. A może to był pisk?
Po latach, siedząc na fotelu w gabinecie terapeutycznym, nie był tego pewien.
Ile było tych przeżyć, które zostawały w duszy, upchane i ściśnięte, wymiętoszone...?”
Michalina i Józef poznali się pewnego lata na imprezie w remizie. Gorąca
noc, namiętny taniec, alkohol, spacer nad rzekę i uniesienie, po którym
kobieta już wiedziała, że spotkała tego jedynego. Niedługo potem
dowiedziała się, że jest w ciąży. Tych dwoje postanowiło się pobrać
pomimo sprzeciwu jej rodziny. Miesiąc po ślubie Michalina potknęła się
na progu i upadła. Była w siódmym miesiącu ciąży. Karetką
przetransportowano ją do szpitala. Okazało się, że kobieta niestety
poroniła. Małżonkowie nie potrafili poradzić sobie ze stratą dziecka,
oddalili się od siebie, przestali ze sobą rozmawiać. Wkrótce zmarł
ojciec Michaliny. Po pogrzebie mężczyzny relacje Michaliny i Józefa
uległy zmianie na lepsze. Zapragnęli dziecka, a konkretniej córki.
Kobieta przeszła nawet na dietę mogącą pomóc w urodzeniu dziewczynki.
Robiła wszystko, aby spełnić marzenie ich obojga. Jednak na świat
przyszedł chłopiec, Marek. I wtedy zaczęło się piekło…