"(...) Tamtego dnia byłam przekonana, że nie mogę sobie pozwolić na żadne życiowe zakręty,
a on bez dwóch zdań byłby jednym z nich.
Jeśli zostalibyśmy razem, trzeźwi jak dzieci, mogłabym zatracić się w nim bez reszty
i zapomnieć o wszystkim, do czego w życiu dążyłam.
Cóż, łatwiej wymazać jakiś epizod z życiorysu i powiedzieć sobie, że popełniło się błąd.
Tylko, że tak naprawdę nie uważałam, że pójście z nim do łóżka było błędem;
chodzi mi raczej o to, jak to potraktowałam, i o wszystko, co zrobiłam następnego ranka."
"Pokusy i łakocie. Niezbyt grzeczna rzecz o miłości" jest pierwszym tomem trylogii Chocolate Lovers. Skusiłam się na tę serię z trzech konkretnych powodów. Pierwszym oczywiście były opisy na tylnych stronach okładek, które mnie zaintrygowały i sugerowały lekkie i przyjemne powieści. Drugim z kolei zdecydowanie były okładki - barwne, żywe, idealnie komponujące się z treścią, a w przypadku dwóch z nich - przyciągające również wzrok (choć nie ukrywam, że okładka pierwszego tomu jest moim zdaniem najsłabsza i kompletnie nie współgra z resztą). Natomiast trzecim motywem, który skłonił mnie do zabrania się za czytanie cyklu były bardzo przychylne i pozytywne opinie czytelników. Te wszystkie elementy sprawiły, że postanowiłam się zapoznać z ową serią, zaczynając jak to zwykle bywa od pierwszego tomu. Jakie zatem wrażenie wywarła na mnie książka będąca początkiem trylogii? Zapraszam na moją opinię :)