"(...) na niebie żyje multum aniołów, bielutkich jak świeże fufu,
ale nie ma wśród nich ani jednego z naszej krainy. A diabły są czarne jak noc, jak ja.
Bóg zsyła na nie swój gniew. To wszystko nie miało według mnie sensu.
Dlaczego w niebie są sami biali i dlaczego zło jest czarne jak moja twarz?"
"Uzdrowiciel" Marka Vadasa to pozycja, obok której
nie mogłam przejść obojętnie. Dlaczego? Po pierwsze, ze względu na
tajemniczy i intrygujący tytuł, rodzący ciekawość i wzniecający chęć
uzyskania odpowiedzi na pytanie, co dokładnie skrywa się za słowem
"uzdrowiciel" i czy należy je rozumieć aż nadto dosadnie. Po drugie, z
racji ujęcia w opisie fabularnym zagadnień afrykańskich. Nie ukrywam, że
podróż do Afryki i poznanie każdego jej zakątka jest moim ogromnym
marzeniem. Stąd też od pewnego czasu kolekcjonuję książki poruszające
ową tematykę i przybliżającą ów region. Sięgam zarówno po publikacje
podróżnicze, jak i powieści z zakresu literatury obyczajowej, pięknej
czy współczesnej, w których akcja rozgrywa się w dowolnym afrykańskim
mieście. Afryka mnie pasjonuje i fascynuje różnorodnością kulturową i
obyczajową, urzekającą i nieokiełznaną przyrodą, a także zachwycającymi i
dzikimi krajobrazami. I wreszcie po trzecie, do jej lektury skłoniła
mnie informacja o trzynastu przebytych wyprawach autora na ów kontynent. Czy wybór
tegoż utworu był trafiony? Czy moje pierwsze spotkanie z piórem Marka
Vadasa okazało się satysfakcjonujące? Zapraszam na recenzję.