wtorek, 5 listopada 2019

„Cichoborek” – Urszula Stokłosa




Kiedyś zapytałam ją, czy jak by przystawić drabinę do nieba, to się do tego nieba dojdzie...?
I co ci na to odpowiedziała?
Że nie. Wtedy zapytałam, czy jakby drabina była naprawdę długa, to czy może wtedy? 
Odpowiedziała, że nie ma takiej drabiny, którą dostałabym się do nieba.”

 
Cichoborek to wioska, której nazwę stworzono tylko na poczet powieści. Choć tak naprawdę wieś mogłaby przyjmować jakąkolwiek inną autentyczną nazwę, albowiem to jest miejsce, jak każde inne w Polsce czy na świecie. Toczy się w nim spokojne, ale niepozbawione niedopowiedzeń i kłamstw oraz nierzadko przybierające smak goryczy życie mieszkańców. A ci, jak to wszędzie bywa, zmagają się z problemami natury prywatnej, rodzinnej, zawodowej, społecznej czy mentalnej. Rodzą się i umierają, plotkują, zdradzają, imprezują, ulegają rutynie, zajmują się dziećmi i domem, romansują, pracują, spowiadają się i w każdą niedzielę uczęszczają na mszę do kościoła. Godzą się ze swym losem, choć w głębi duszy czują, że nie tego oczekiwali od życia. Chcieliby coś zmienić, ale brakuje im odwagi, pewności siebie. Z czasem jednak stopniowo owe nabywają. Zaczynają uświadamiać sobie własne uczucia, pragnienia, błędy i potrzeby. Wreszcie decydują się na zmiany, w których upatrują nadzieję na lepsze jutro. Najgorszy jest niestety ten pierwszy krok…