piątek, 22 lipca 2016

Podpalę wasze serca! - M. Brzostowski




"Na wstępie pragnę wyjaśnić, że jestem raczej skryty i z byle czym do mediów nigdy nie latałem, 
ale sytuacja, w której się znalazłem, zmusza mnie do zajęcia stanowiska 
i podzielenia się z gawiedzią tym, co mi w duszy gra. A jest co roztrząsać, gdyż uświadomiłem sobie, 
że właśnie skończyłem czterdzieści lat, nie prowadzam się po rautach z cycatymi blondynkami, 
tylko mam na stanie żonę, bachora oraz kredyt mieszkaniowy o wartości tak kosmicznej, 
że jeśli go nie spłacę w terminie (jeszcze tylko dwadzieścia lat!), to mnie z miejsca zamkną w lochu, 
  każą oglądać seriale i będą polewać wrzącą smołą na okrągło. 
Na dodatek praca wku... mnie ponad miarę, czuję się przytłoczony permanentną presją o wszystko 
i wobec każdego (tak zwany wyścig szczurów), 
a ponadto przeczuwam u siebie początek otumanienia ogólnego 
albo trywialno-pospolitej choroby psychicznej."

 
"Podpalę wasze serca" to moje drugie spotkanie z twórczością Marcina Brzostowskiego i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że nie ostatnie. Z niecierpliwością oczekiwałam tej książki, tym bardziej, że podejrzewałam, że będzie napisana w podobnym klimacie jak "Złote spinki Jeffreya Banksa". Oczywiście, nie mam tutaj na myśli poruszanego w nich tematu, a raczej styl pisania i sposób ukazania historii. Moja intuicja podpowiadała mi, że będę się świetnie bawić w trakcie czytania "Podpalę wasze serca!". I moje przeczucie po raz kolejny mnie nie zawiodło. Przyznaję, że po otrzymaniu książki, bardzo się ucieszyłam i nie mogłam doczekać momentu, kiedy zacznę czytać. Zatem po prostu sięgnęłam po nią jeszcze tego samego dnia, w którym została mi dostarczona. Czytam początek i myślę, zapowiada się nieźle, będzie ubaw. I był. Po pięćdziesięciu kilku stronach popłakałam się ze śmiechu i musiałam przerwać lekturę. Dopiero po kilkunastu minutach, kiedy w miarę doszłam do siebie, ponownie do niej wróciłam. Uśmiech ani na moment nie zniknął z mojej twarzy. 

O czym zatem opowiada książka?

Karol Szrama to czterdziestoletni mężczyzna pracujący jako handlowiec w korporacji. Jego żona pragnie być ciągle obdarowywana drogimi prezentami, a dziesięcioletni syn Arkadiusz nieustannie poniża ojca i pyskuje mu przy każdej nadarzającej się okazji. A ojcem nazywa swego chrzestnego, co wywołuje gniew i złość w Karolu. Ten musi pracować nie tylko, aby zaspokajać zachcianki rodziny, ale przede wszystkim spłacać ogromny kredyt zaciągnięty na mieszkanie. W pewnym momencie przechodzi kryzys, praca go wyczerpuje, zaczyna słyszeć jakieś głosy, rozmawiać z postaciami wymyślonymi tylko przez niego i niewidocznymi dla innych. Pojawia się również niejaki Rodrigo Valente. Karol zatem udaje się do psychiatry, bowiem przez własną rodzinę zaczął być już postrzegany jako wariat...

Czy wizyty na kozetce u psychiatry pomogą Karolowi? Jaką usłyszy diagnozę? Czy postanowi zrezygnować z pracy w korporacji? Jak potoczą się jego dalsze losy?

"Zasuwam już od tygodnia, ale wciąż nachodzą mnie wątpliwości co do celowości mojego działania. 
Niby wiem, że tyram ku chwale korporacji (owacje na stojąco!) 
oraz dzięki jej dobroci mogę spłacać kredyt mieszkaniowy, ale czuję też, 
że przestaje kumać, o co mi chodzi. 
W głowie mam kursy walut, wykresy ryzyka oraz cały ten ekonomiczny pierdolnik, 
który ma mi pomóc w złapaniu jelenia i obdarcia go ze skóry aż do samej kości. 
Znowu zamieniam się w maszynę do mielenia wszystkiego, budowania statystyk wzrostu sprzedaży 
i czego jeszcze dusza mego pana jedynego (to jest pracodawcy) zapragnie."

Nie ulega wątpliwości, że w "Podpalę wasze serca!" jest poruszony ważny temat. Mianowicie książka ukazuje żywot człowieka, którego całkowicie pochłonęła praca. Niestety, we współczesnym świecie, dla większości społeczeństwa istotnymi stały się praca, kariera, zarabianie pieniędzy. Owszem, jest to ważne, tym bardziej, jeśli trzeba utrzymać rodzinę, zapewnić jej godne warunki bytu, a także spłacić kredyt rozłożony w ratach na kilkadziesiąt lat. Ponadto każdy pragnie stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Wówczas każdego dnia udaje się do firmy na kilkanaście godzin, które musi efektywnie przepracować z zegarem kontrolnym na biurku i osiągnąć zadowalające szefa wyniki. Zdarza się, że doba jest za krótka, a trzeba przecież wyrobić normę, a nawet jej nadwyżkę. Okazuje się, że nawet nie ma czasu na urlop, nie mówiąc już o tym, że szef stwierdzi, że on się nam w ogóle nie należy. A zwolnienie lekarskie obowiązuje dopiero w przypadku śmierci pracownika, nie inaczej. Jeśli się dana osoba nie dostosuje, wtedy może zapomnieć o pensji, premii, a nawet o przedłużeniu obecnej umowy. Człowiek pracuje, aby zadowolić innych, spełniać zachcianki najbliższych, spłacać raty, bo jeśli tego nie zrobi będzie miał na głowie wierzyciela. Zatem musi tyrać, bez względu na swoje samopoczucie, a nawet zdrowie, które pogarsza się z dnia na dzień. W tym wszystkim człowiek zapomina, że istnieje również życie poza pracą. Rodzina, partner, dzieci wymagające uwagi, opieki i czasu. Czas wolny, który można by poświęcić na realizację własnych pasji, spełnianie marzeń, sport, spacery. Niestety, w tym całym pędzie, gonitwie za karierą, dążeniu do awansów, człowiek nie dostrzega, co tak naprawdę jest najważniejsze i najcenniejsze. A kiedy już to sobie uświadamia, okazuje się, że jest za późno, że wszystko stracił.

Książka ukazuje historię mężczyzny pracującego w korporacji, w sposób humorystyczny, zabawny, groteskowy i absurdalny. Bowiem, czy można na poważnie potraktować sceny, kiedy to główny bohater prowadzi rozmowy z karpio-psem bądź wyimaginowanym osobnikiem Rodrigiem Valente, będącym wytworem jego wyobraźni? W tym celu autor posługuje się dość specyficznym, niekiedy nawet wulgarnym językiem. Jednak w żadnym stopniu - bynajmniej mnie - nie przeszkadzało to w odbiorze książki. Moim zdaniem ten ironiczny, ordynarny styl tylko nadaje uroku tej minipowieści, przez co staje się niepowtarzalna i niebanalna. Uważam nawet, że forma, w jakiej ujęta została ta historia jest mistrzostwem. Wiem, to wielkie słowo. Ale naprawdę trzeba mieć talent, ażeby ważny temat przedstawić w tak surrealistyczny i ekscentryczny sposób, z dużą dawką humoru. A na dodatek to wszystko zawrzeć na zaledwie stu czterdziestu dwóch stronach. Od razu ma się ochotę sięgnąć po kolejne książki autora.

Jedynym zaskoczeniem dla mnie jest przyporządkowanie książki do działu thriller/kryminał/sensacja. Zupełnie tego nie rozumiem, a nawet się z tym nie zgadzam. Nie dopatrzyłam się w niej niczego, co mogłoby wskazywać akurat na ten gatunek literatury. Ale może ktoś z Was stwierdzi inaczej.

Zdecydowanie polecam lekturę minipowieści "Podpalę wasze serca". To książka inteligentna i ciekawa, skłaniająca do refleksji, zawierająca pewne przesłanie, zapewniająca sporą porcję pozytywnej energii, a także, mimo wszystko, pozwalająca oderwać się od szarej rzeczywistości i zapomnieć o otaczających nas problemach. Czytanie jej było naprawdę wielką przyjemnością.


"Im jestem starszy, tym bardziej dochodzi do mnie, 
że życie to wyłącznie kwestia kosmicznego przypadku i trzeba mieć dużo szczęścia, 
aby wyglądało ono tak, jak je sobie zaplanowaliśmy. 
Przecież nawet dziecko (to bardziej rozgarnięte) wie, że nie wystarczy się wyłącznie starać 
i mieć nadzieję, aby osiągnąć wymarzony cel. 
Trzeba się jeszcze urodzić pod szczęśliwą gwiazdą 
i w odpowiednim momencie załapać na pociąg do stacji "przeznaczenie". 
Tylko jak to zrobić i skąd wziąć tyle fartu? Nie wiem."



Tytuł : "Podpalę wasze serca!"
Autor : Marcin Brzostowski
Wydawnictwo : Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 142


Serdecznie polecam!


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję jej autorowi - Marcinowi Brzostowskiemu.