"(...) Mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie i żyję w innym świecie,
bez kejsów, dedlajnów i klientów. Za to z pierzynami, nalewkami własnej produkcji i sąsiadami,
którzy organizują ci imprezę w remizie. Podoba mi się ten inny świat i nie chcę go opuszczać."
Na książkę "Bez dedlajnu" Magdy Bielickiej trafiłam
zupełnie przypadkowo przeglądając zasoby Internetu. Owszem, moją uwagę
przykuła prosta oprawa, zresztą bardzo nastrojowa, jednak najbardziej
mój wzrok skupił się na dość ciekawym i atrakcyjnym tytule. Na tyle mnie
zaabsorbował, iż zdecydowałam przyjrzeć się bliżej kryjącej się za nim
historii. Co więcej, ponieważ nazwisko autorki nie było mi dotychczas
znane, postanowiłam zasięgnąć i o niej co nieco informacji. I tym
sposobem odnalazłam inne powieści, które wyszły spod pióra dziennikarki,
m.in.: No i bajka! oraz Przygody Telepatka i Melepetka,
których ostatnie egzemplarze udało mi się nabyć na stronie pewnej
księgarni internetowej. Wkrótce zaznajomię się z owymi utworami,
tymczasem zapraszam na kilka słów o najnowszym woluminie autorki.