"Jedyne, czego teraz chciała, to umrzeć. Pragnęła tego z całego serca.
Jak jeszcze nigdy niczego w życiu. Umrzeć, umrzeć, umrzeć...
Umrzeć, to znaczy ulżyć...
Po prostu zasnąć i się już nigdy więcej nie obudzić."
To moje drugie spotkanie z literaturą grozy (choć w obu przypadkach nie użyłabym owego terminu). Zewsząd zachwalano "Gałęziste". Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, gdziekolwiek bym nie zajrzała, dosłownie wszędzie spotykałam się z pochlebnymi opiniami. Coraz bardziej zatem zaczęłam się przekonywać do tej książki i z każdym tygodniem rosła moja ciekawość poznania ukazanej w niej historii. Intrygowała mnie bardzo, ale miałam obawy przed ewentualnymi scenami drastycznymi (w sensie krwawymi). Jednak kiedy zapewniono mnie, że takowych nie ma, że to thriller paranormalny, wtedy podjęłam decyzję. Że będę miała na uwadze tę powieść. Że przeczytam na pewno. Zakodowałam w głowie tytuł. Pewnego dnia otrzymałam wiadomość od autora z propozycją przeczytania i tym samym zrecenzowania książki. Moja odpowiedź była pozytywna. I tym sposobem "Gałęziste" znalazło swoje zaszczytne miejsce w mojej biblioteczce. I choć wcześniej odwlekałam moment rozpoczęcia przygody z piórem autora (wiele czynników na to wpłynęło), a później miałam wątpliwości, czy zdecydowanie się na ową prozę było słusznym wyborem, tak teraz mogę z pełną świadomością rzec, że nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą książką. Podobało mi się. Bez dwóch zdań. I chcę więcej. Zapraszam na recenzję.