"Ależ byłam naiwna, wyrzucała sobie w myślach.
To znana prawda, że nie ma dobrego małżeństwa bez wzajemnego zaufania,
jednak w istotnych kwestiach życiowych zaufanie do męża powinno być ograniczone, rozmyślała.
Czuła się coraz bardziej oszukana, zawstydzona i upokorzona. (...) Połykała gorzkie łzy."
Czuła się coraz bardziej oszukana, zawstydzona i upokorzona. (...) Połykała gorzkie łzy."
"Cierpkie winogrona" to moje trzecie, ale z pewnością nie ostatnie spotkanie z twórczością autorki. Po każdą kolejną jej powieść sięgam nie tyle z przyjemnością i swego rodzaju podekscytowaniem, ale przede wszystkim z ogromną dozą niepokoju i ciekawości tego, co też pisarka znów wymyśliła i jaką historią mnie uraczy, a nawet zauroczy. Dotychczas każda stworzona przez Bożenę Gałczyńską-Szurek opowieść, zawiła i owiana mnóstwem tajemnic, zaskakiwała, trzymała w napięciu, angażowała, wyzwalała poczucie niepewności, pobudzała wyobraźnię, zachęcała do myślenia i wyłuskiwania ukrytych faktów oraz sprawiała, że z wielką chęcią się ją chłonęło i w nią zagłębiało. Czy w przypadku "Cierpkich winogron" było podobnie? Zapraszam na recenzję.