"(...) Miała rację. Jestem złym człowiekiem. Całe życie myślałem, że jestem ten spoko,
który nigdy nie skrzywdzi żadnej bliskiej osoby,
a tymczasem okazałem się kolejnym z szerokiego grona nic niewartych palantów,
którymi od zawsze gardziłem."
Książka "Królik w lunaparku" niejednokrotnie przewijała się przed
moimi oczyma, nie budząc jakiegokolwiek zainteresowania. Nie widziałam
potrzeby zapoznania się z jej opisem fabularnym. Prawdę mówiąc, ani
okładka, ani też tytuł owej powieści nie przypadły mi do gustu i w dużej
mierze właśnie te czynniki sprawiły, że nie szukałam w ogóle okazji do
bliższego przyjrzenia się owej pozycji. Cóż, przyznaję, że po
dostrzeżeniu tychże elementów od razu oceniłam powieść, będąc
przekonaną, iż kompletnie nie jest w moim klimacie i zwyczajnie
odrzuciłam myśl o zaznajomieniu się z nią. Ale pewnego dnia otrzymałam
wiadomość od autora z propozycją zrecenzowania "Królika w lunaparku".
Już miałam ułożyć odmowną odpowiedź, ale pomyślałam: chociaż sprawdzę,
jaką historię skrywa owa proza i do jakiego gatunku literackiego
przynależy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po pierwsze dowiedziałam
się, że to powieść obyczajowa (a nie fantasy, jak początkowo
myślałam), a po drugie wysoko oceniana przez czytelników. Ponadto,
sugerując się intrygującą notką, doszłam do wniosku, że to naprawdę może
być ciekawa przygoda czytelnicza. I wtem podjęłam decyzję, pozytywną.
Pragnęłam się przekonać, czy i na mnie wywrze rewelacyjne wrażenie. I
czy rzeczywiście ów debiut literacki można zaliczyć do udanych i godnych
uwagi. Co wynikło z mojego spotkania z piórem Michała Biardy? Zapraszam
na recenzję.