"(...) jeśli nie zaczniesz walczyć, kiedy osiągniesz szczyt, już nigdy tego nie zrobisz.
Umrzesz - może nie fizycznie, ale umrzesz."
"Pierwszy bandzior" - nie mogłam pominąć tegoż jakże intrygującego
tytułu, nie mogłam przejść obok tak prostej, jednokolorowej i niejako
tajemniczej okładki, i nie mogłam zwyczajnie nie zaznajomić się z
pierwszą książką autorki ukazaną na polskim rynku wydawniczym. Ponadto
nie mogłam nie poznać opowieści, której pochlebne recenzje wyskakiwały
prawie każdego dnia na monitorze mego laptopa. Musiałam sięgnąć po tę
powieść, uzyskać odpowiedź na nurtujące mnie zasadnicze pytanie: Kim
bądź czym jest tytułowy pierwszy bandzior? Zapragnęłam dowiedzieć się,
jaką historię skrywa ów utwór i co tak naprawdę postanowiła przekazać
przez niego Miranda July. Chciałam posiąść tę wiedzę i przekonać się,
czy i na mnie owa lektura wywrze pozytywne wrażenie. A nade wszystko,
czy mnie do siebie przekona... I cóż... Spędziłam z tą książką prawie
sześć dni, i mogę rzec jedno... Było to najbardziej osobliwe, nietypowe i
najdziwniejsze spotkanie w moim dotychczasowym życiu... Dlaczego?
Zapraszam na moją opinię.