sobota, 4 marca 2017

"Wigilijna zamieć" - W. Rudziński




"- Nie może istnieć dobro bez zła. 
Jeśli wszystko byłoby białe i nie byłoby czerni, to biel by nie miała racji bytu, 
bo nie byłaby już bielą. 
Dopiero czerń na zasadzie kontrastu powoduje, że biel istnieje. 
Muszą ze sobą współistnieć."


Zapewne wspominałam kiedyś - być może przy okazji innej recenzji - że nie przepadam za horrorami, a nawet zapierałam się, że nigdy po nie nie sięgnę. Unikałam ich (oraz co po niektórych thrillerów) głównie ze względu na pojawiające się w nich drastyczne, krwawe i przerażające w moim odczuciu sceny. Nawet kilka lat temu chciałam się przemóc i zaczęłam oglądać pewien film, ale po paru minutach zrezygnowałam, to krótko mówiąc - nie na moje nerwy. Potem przez jakiś czas nie mogłam spać w nocy, bo przypominałam sobie pewne obrazy. Nie mogły wyparować z mojej głowy. Kiedy otrzymałam wiadomość z propozycją przeczytania i zrecenzowania horroru zatytułowanego "Wigilijna zamieć", w pierwszej chwili chciałam oczywiście odmówić, ale okazało się, że to horror paranormalny, a duchów nigdy się nie bałam i nie boję się nadal. I w związku z tym podjęłam się lektury tejże książki. Jakie wrażenia na mnie wywarła? Zapraszam na moją opinię :)

środa, 1 marca 2017

Chwila na miłość - J. Stovrag




"(...) Kiedy człowiek cierpi, to pamięta dobre chwile,
one go krzepią, czeka, by przetrwać ból, smutek, żałobę,
bo pamięta...
Ale to, co wtedy przeżywałam, było czymś potwornym.
Ten stan się we mnie pogłębiał, 
a ja nie wiedziałam, co mi jest."


W ubiegłym roku przypadkiem trafiłam na opinię o książce "Jeszcze żyję..." Joanny Stovrag, o której - przyznaję - nigdy wcześniej nie słyszałam. Zaintrygowała mnie niesamowicie ta publikacja, a przede wszystkim nie mogłam oderwać oczu od okładki, tym bardziej, że widniały na niej moje ulubione kwiaty - tulipany. Wiedziałam, że koniecznie muszę poznać skrywaną w niej historię. Zanotowałam tytuł i przez kilka kolejnych dni, a nawet miesięcy poszukiwałam tej powieści w księgarniach i bibliotekach. Niestety bezskutecznie - wszędzie otrzymywałam odpowiedź, że nakład został wyczerpany. Pewnego dnia śledząc wpisy na innych blogach, dostrzegłam organizowany na jednym z nich konkurs, w którym nagrodą była właśnie książka "Jeszcze żyję...". Nie zastanawiałam się ani chwili i wzięłam w nim udział. Kiedy zostałam jedną z laureatek, ogromnie się ucieszyłam. A potem z niecierpliwością wyczekiwałam dnia, kiedy listonosz dostarczy mi upragnioną książkę. Nie ukrywam, że niezwykle się wzruszyłam, gdy ujrzałam przepiękną dedykację. Książka zajmuje szczególne miejsce w mojej biblioteczce, bowiem zawiera wyjątkową historię. Czasem zdarza mi się sięgać po nią tylko po to, aby ponownie przeczytać znaną mi już na pamięć notkę od autorki na pierwszej stronie książki i wzruszające słowa "Piosenki o Bośni" Josifa Brodskiego. I za każdym razem w mych oczach pojawiają się łzy.

sobota, 25 lutego 2017

Anhusz - M. Madden




"(...) Każdy z nich miał zapamiętać tę chwilę.
Każdemu miała powrócić kiedyś przed oczy.
Niektórym na łożu śmierci, innym, kiedy tracili wiarę w Boga,
a jeszcze innym, kiedy wysławiali wielkość zwycięzcy nad zwyciężonym.
Niezależnie od okoliczności, 
wszyscy bez wyjątku zapamiętali na zawsze ten moment."


Po raz kolejny dokonałam wyboru książki praktycznie na podstawie samej okładki. Przyznaję, że z jej opisem zapoznałam się dość powierzchownie. Miałam tylko gdzieś z tyłu głowy zakodowane, że to powieść o zakazanej miłości rozgrywającej się na tle wojny. Byłam poniekąd przekonana, że to będzie lekka i przyjemna lektura (nie wiem, dlaczego tak sądziłam), na którą czekałam z niecierpliwością. Kiedy już do mnie dotarła, rzucił mi się w oczy napis: Piękne i zapadające w pamięć dzieło. Czy zgadzam się z tym stwierdzeniem? Jakie wrażenie wywarła na mnie powieść Martine Madden? Zapraszam na moją opinię.

czwartek, 23 lutego 2017

Manwhore+1 - K. Evans




"Żałuję, że nie okłamywałam zarówno siebie, jak i jego; 
żałuję, że zabrakło mi doświadczenia, aby rozpoznać własne uczucia. 
Żałuję, że nie rozkoszowałam się bardziej każdą spędzoną z nim sekundą, 
gdyż te sekundy są dla mnie teraz najważniejsze na świecie.
Nie żałuję jednak tej historii. Jego historii. Mojej historii. Naszej historii."


W grudniu ubiegłego roku miała wielką przyjemność przeczytać książkę "Manwhore", którą byłam zachwycona. To była piękna, zmysłowa i stanowiąca ogromny ładunek emocjonalny powieść. Oczarowała mnie opowiedziana w niej historia, a głównego bohatera (oczywiście mam na myśli Malcolma) po prostu pokochałam. Ledwie ukończyłam lekturę tejże powieści, a już tęskniłam za przedstawioną w niej opowieścią, za postaciami, za stworzonym klimatem, za niesamowitymi emocjami. Na szczęście wiedziałam, że losy bohaterów będą kontynuowane w kolejnym tomie, na który czekałam z niecierpliwością. Aż wreszcie nastał ten dzień, kiedy książka "Manwhore+1" do mnie dotarła, co sprawiło mi ogromną radość. Jakie wrażenie wywarł na mnie drugi tom? Zapraszam na moją opinię.