środa, 31 maja 2017

"I cóż, że o Szwecji" - Natalia Kołaczek




Odkąd ujrzałam książkę "I cóż, że o Szwecji", wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć, aby między innymi poszerzyć mój zasób wiedzy na temat tegoż kraju. O Szwecji wiem niewiele, są to raczej podstawowe informacje niegdyś nabyte w trakcie studiów, gdzieś przeczytane bądź zasłyszane. Zresztą jakoś nigdy nie czułam potrzeby poznania jej bliżej i bardziej. Nawet wtedy, kiedy to miałam okazję przez kilka lat pracować w biurze podróży. Szwecja nie była bowiem jedną z najczęściej wybieranych przez turystów destynacją - bynajmniej nie zaobserwowałam wśród nich większego zainteresowania owym kierunkiem. Największą popularnością cieszyły się oczywiście  miejsca typowo wypoczynkowe i zapewniające słoneczne i ciepłe pobyty. Natomiast, jeśli chodzi o imprezy objazdowe, to zazwyczaj ciekawość budziły: Francja, Włochy, Chorwacja, a zdarzało się, że i Norwegia. Szwecja była pomijana. Być może wynikało to ze znajomości  pewnych stereotypów, a możliwe, że nie wybierano owego kraju jako celu podróży ze względu na warunki klimatyczne lub wysokie ceny. Trudno jednoznacznie stwierdzić. Ja przyznaję, że po lekturze owej publikacji nabrałam ochoty na odwiedzenie Szwecji - kraju kojarzonego głównie z siecią sklepów Ikea, samochodami Volvo, kryminałami, serwisem Spotify czy wódką Absolut. Zapraszam na recenzję "I cóż, że o Szwecji".

wtorek, 30 maja 2017

Przedpremierowo: "Przeminęło z mailem" - Barbara Drews




"(...) Bo przecież nie liczą się drobnostki życia codziennego, tylko człowiek W ŚRODKU, jego serce.
Ale również to, jaki CHCIAŁBY być - i to jest może najistotniejsze, bo pokazuje,
co jest dla danego człowieka ważne.
A że nie jest doskonały?
Bo nie może!"


"Przeminęło z mailem" to już kolejna książka, która przyciągnęła moja uwagę prostą, estetyczną i idealną pod względem doboru kolorystyki okładką. Opis również mnie zachęcił do podjęcia decyzji o wyborze owej powiastki, tym bardziej, że sugerował historię miłości pomiędzy dojrzałymi już wiekowo oraz doświadczonymi życiowo ludźmi, a co jak wiemy, nie jest często spotykanym zjawiskiem w literaturze - zazwyczaj powieści traktują o pięknym uczuciu łączącym młode osoby. Oczywiście zaintrygował mnie także sam tytuł owego utworu, który wzbudził moją ciekawość. Tym sposobem zdecydowałam się na lekturę owej książki i... Zapraszam na recenzję.

poniedziałek, 29 maja 2017

"Nie nazywaj mnie Pamelą" - Dorota Majewska




"(...) Każda pora roku miała dla mnie urok. Kochałam przyrodę. 
Czasem siadałam na ławce i marzyłam.
O lepszym życiu, o miłości..."


Zazwyczaj decyduję się na lekturę danej książki wtedy, gdy oczaruje mnie jej oprawa. Jednak tym razem, postanowiłam po nią sięgnąć skuszona intrygującym, a przede wszystkim pełnym tajemnic opisem. Na tyle zaciekawiła mnie krótka notka na okładce, iż wiedziałam, że muszę poznać przedstawioną w powieści historię. Przyznaję, że oczekiwałam zupełnie innej opowieści. Na pewno nie byłam przygotowana na to, co w owej publikacji zastałam i co wywołało moje zaskoczenie, chwilami wzburzenie, a w dużej mierze niezrozumienie (łagodnie rzecz ujmując). Zapraszam na recenzję.

niedziela, 28 maja 2017

"Serniki słodkie i wytrawne" - Renata Czelny-Kawa




"W kuchni uwielbiałam przesiadywać za stołem. 
Z książką, z herbatą, potem z ukochaną przeze mnie kawą. 
Uwielbiałam obserwować, jak inni gotują i pieką. 
Patrzyłam, jak spracowane dłonie mojej Babci zagniatają ciasto na szarlotkę, 
z uznaniem kiwałam głową, widząc, jak moja Mama dekoruje przepyszne, domowe torty."


Zapach pieczonego sernika unoszący się w całym domu... Tradycyjny, niekiedy z dodatkiem rodzynek, za którymi nigdy nie przepadałam i wyskubywałam owe zawsze z każdego ciasta... Udekorowany polewą czekoladową... Jego delikatny, słodki i łagodny smak... Poniekąd uzależniający, nigdy nie kończyło się na pochłonięciu przeze mnie jednego kawałka... To moje wspomnienia z dzieciństwa... Odkąd pamiętam, mama zawsze piekła sernik wkładając w to mnóstwo serca, czasu i pracy. Zazwyczaj owe ciasto gościło i nadal gości w czasie świąt, ale zdarza się też, że delektujemy się nim pomiędzy ważnymi wydarzeniami. Cała moja najbliższa rodzina uwielbia się nim zajadać, tym samym sernik znika w ekspresowym tempie. Zawsze przyglądałam się poszczególnym etapom jego przygotowywania przez mamę i wielokrotnie chciałam go wykonać sama, ale niestety jestem dość leniwa, jeśli chodzi o czasochłonne i wymagające pracy wypieki. Wolę piec ciasta, którym nie trzeba poświęcać zbyt wiele czasu, które są łatwe w sporządzaniu, składają się z zaledwie kilku składników i przede wszystkim ich czas pieczenia jest krótki. Natomiast, inaczej jest w przypadku ich konsumowania. Wówczas poświęcam sporo czasu smakowaniu i zachwycaniu się tymi słodkościami. Uwielbiam popołudnia z filiżanką kawy i kawałkiem ciasta, który powoli znika z talerza... Po książkę "Serniki słodkie i wytrawne" sięgnęłam z kilku powodów, po pierwsze - pragnęłam zaczerpnąć inspiracji, po drugie - sądziłam, że owa pozycja zachęci mnie do tego, abym wreszcie samodzielnie upiekła sernik i mogła uraczyć nim bliskich, po trzecie -  liczyłam na poznanie (znalezienie) tajników na łatwe i szybkie jego przygotowanie, a po czwarte - z czystej ciekawości przepisów na serniki wytrawne. 

piątek, 26 maja 2017

"Białe noce" - Marika Krajniewska




"(...) Moja wojna jest głucha. Nie słucha nic, a nic. 
Tylko się szczerzy i odbija jej się moimi niegdyś podjętymi decyzjami.
To ta wojna, moja własna, jest najstraszniejsza.
A ty jesteś w tej wojnie wrogiem, brat."


Nadszedł ten dzień... Zasiadłam do podzielenia się z Wami moimi wrażeniami po lekturze jednej z najlepszych książek w moim dotychczasowym życiu... Otwieram pusty dokument... Patrzę w migający kursor... I nie wiem, co mam napisać... Mimo że w mojej głowie tłoczy się milion myśli... Nie jestem w stanie złożyć sensownego zdania... Nie potrafię połączyć odpowiednich literek, aby stworzyć tym samym piękne słowa... Mam świadomość, że czegokolwiek bym nie napisała, to - choćbym bardzo chciała - nie dam rady odzwierciedlić moich uczuć, przelać na papier tego, co siedzi gdzieś głęboko we mnie od paru dni... Postaram się ułożyć kilka zdań, aby zachęcić do lektury owej prozy. Choć w tym przypadku moje słowa są zbędne. Sądzę, że w zupełności wystarczyłyby cytaty... Już takowe spisując, łzy spływały mi po policzkach, bo wracały do mnie wszystkie sceny ukazane w powieści... Musiałam przerwać pisanie, nabrać dystansu do poznanej historii, do towarzyszących mi emocji... Wróciłam następnego dnia... I cóż... Znów to samo... Znów potoki łez... Spróbuję, aczkolwiek nie wiem, czy mi się uda...

czwartek, 25 maja 2017

"Zranieni" - H.M. Ward




"(...) Prawda jest taka, że kiedy wydarzy się coś złego, nie ma sposobu, żeby to odkręcić.
Niestety, w prawdziwym życiu nie ma opcji "cofnij".
Nie możesz po prostu wymazać wszystkiego i zacząć od nowa."


Nie ukrywam, że zdecydowałam się na książkę "Zranieni" ze względu na niezwykle intrygujący tytuł, a także poniekąd na oprawę ukazującą młodą kobietę z przenikliwym i pełnym bólu spojrzeniem. Zapragnęłam dowiedzieć się, co dokładnie się za nim kryje. Miałam świadomość, że to kolejna powieść z fabułą przebiegającą według znanego już schematu, zresztą wynikało to z opisu. Aczkolwiek coś mnie do niej przyciągało. Czułam, że muszę poznać ową historię. A ponadto chciałam się przekonać, czy prawdą jest, iż to pozycja wciągająca oraz wyzwalająca niepokój w trakcie przewracania każdej kolejnej kartki - jak sugeruje blurb na okładce. Jakie zatem wrażenia wywarła na mnie powieść "Zranieni"? Czy jest warta polecenia? Zapraszam na recenzję.

poniedziałek, 22 maja 2017

"Nic do stracenia. Początek" - Kirsty Moseley




"Szesnaste urodziny to dzień, który każda dziewczyna powinna zapamiętać jako wyjątkowy.
W niektórych kulturach uważa się je za moment, kiedy staje się ona kobietą.
O moich szesnastych urodzinach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że były wspaniałe.
 Bardziej przypominały zejście do piekła na ziemi.
Dwunastego marca umarły moje marzenia, a życie stało się dla mnie pasmem bólu,
rozpaczy i strachu.
Szesnaste urodziny pozostawiły we mnie bolesną bliznę i były początkiem wydarzeń,
które powracały do mnie w sennych koszmarach."


"Nic do stracenia. Początek" jest moim pierwszym spotkaniem z piórem autorki. Po ową powieść sięgnęłam głównie ze względu na intrygujący opis na okładce, sugerujący niezwykle ciekawą i przepełnioną emocjami historię. Nie ukrywam też, że zdecydowałam się na jej lekturę, bowiem chciałam wreszcie poznać twórczość bestsellerowej pisarki, której nazwisko przewijało mi się przed oczyma przy okazji każdej premiery jej konkretnej książki. A dodatkowo skusiłam się na nią, ponieważ przypadła mi do gustu jakże prosta, subtelna i przykuwająca - z niewiadomego mi do końca powodu - wzrok oprawa. Jakie wrażenie wywarła na mnie wspomniana powieść? Czy jest warta polecenia? Zapraszam na recenzję.

niedziela, 21 maja 2017

"Morze spokoju" - Katja Millay (Book Tour)




"Śmierć nie jest taka straszna, kiedy już ją przeżyjesz.
A ja przeżyłam.
Już się jej nie boję.
Boję się całej reszty."


Pewnego dnia ubiegłego roku na jednym z blogów (już nie pamiętam dokładnie na którym) zapoznałam się z recenzją "Morza spokoju", która mnie na tyle zaintrygowała, że zapragnęłam poznać historię przedstawioną w powieści. Ale przed ostateczną decyzją o ewentualnym zakupie owej książki, postanowiłam jeszcze poczytać opinie na lubimyczytac.pl. Byłam niesamowicie zaskoczona, bowiem nie tylko napotkałam wiele niezwykle pochlebnych przemyśleń (wręcz zachwytów) czytelników po jej lekturze, ale też dostrzegłam bardzo wysoką notę. To utwierdziło mnie w przekonaniu, aby sięgnąć po tę opowieść. Rozpoczęłam wówczas poszukiwania książki w księgarniach (stacjonarnych i internetowych), ale gdziekolwiek bym nie zajrzała, wszędzie była niedostępna (poza allegro - ale cena mnie powaliła, więc się nie liczy). Myślę sobie - trudno. Może kiedyś zostanie wznowione wydanie lub gdzieś natrafię na nią jakimś cudem. I wtem Angelika (Tylko magia słowa) poinformowała mnie, że Wiktoria (Wiktoria czyta razem z wami) organizuje Book Tour właśnie z ową powieścią. Oczywiście, od razu napisałam do Wiktorii, która przyjęła moje zgłoszenie. Pozostało mi tylko czekać na książkę i rozpocząć spotkanie z piórem autorki... Będąc już kilka dni po skończeniu powieści muszę stwierdzić, że zdecydowanie to nie była najlepsza książka New Adult, z jaką miałam dotychczas do czynienia. Zapraszam na recenzję.

wtorek, 16 maja 2017

"Przeszczepione życie" - David Wagner




"A może jednak już umarłem? I to wszystko wcale mnie nie dotyczy?
Tak się tylko przyglądam?
Może jedynie śni mi się owo tu i teraz, a tamten świat oznacza leżenie w łóżku 
i konieczność przypominania sobie epizodów z własnego życia, czy tego chcesz, czy nie.
Wczoraj lub przedwczoraj odbył się mój pogrzeb, a może będzie dopiero dziś.
Albo jutro."


Sięgając po książkę będącą zapisem autentycznych przeżyć, wypatrujemy zazwyczaj ogromnej dawki emocji, umiejętnego przekazania uczuć, opisania trudnych i bolesnych doświadczeń, ale także szczęśliwych chwil, ciekawych spostrzeżeń oraz odzwierciedlenia wszystkich tych doznań, które towarzyszyły konkretnej osobie w trakcie walki z chorobą bądź innymi traumatycznymi zdarzeniami. Owa opowieść ma polegać bowiem na ukazaniu nie tylko zmagań z chorobą, życia codziennego wiążącego się głównie z pobytami w szpitalu, relacji nawiązanych z poznanymi ludźmi, ale równie podzieleniu się przemyśleniami, zwierzeniami, nieustannie nasuwającymi się wnioskami dotyczącymi różnych dziedzin życia, a nawet radami czy naukami mogącymi ułatwić innym osobom przejść przez podobne problemy i w inny sposób spojrzeć na swoje życie i otaczający świat, a także dawaniu nadziei na to, że jednak można pokonać stawiane na drodze przeciwności, że można wygrać nie tylko każdą jedną walkę z wrogiem, ale przede wszystkim bitwę i że można myśleć o długoterminowej przyszłości, tym samym planując realizację marzeń z listy. Decydując się zatem na lekturę "Przeszczepione życie", spodziewałam się emocjonującej, refleksyjnej i poruszającej historii. Czy owa publikacja spełniła moje oczekiwania? Zapraszam na recenzję.

sobota, 13 maja 2017

"Gałęziste" - Artur Urbanowicz




"Jedyne, czego teraz chciała, to umrzeć. Pragnęła tego z całego serca.
Jak jeszcze nigdy niczego w życiu. Umrzeć, umrzeć, umrzeć...
Umrzeć, to znaczy ulżyć...
Po prostu zasnąć i się już nigdy więcej nie obudzić."


To moje drugie spotkanie z literaturą grozy (choć w obu przypadkach nie użyłabym owego terminu). Zewsząd zachwalano "Gałęziste". Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, gdziekolwiek bym nie zajrzała, dosłownie wszędzie spotykałam się z pochlebnymi opiniami. Coraz bardziej zatem zaczęłam się przekonywać do tej książki i z każdym tygodniem rosła moja ciekawość poznania ukazanej w niej historii. Intrygowała mnie bardzo, ale miałam obawy przed ewentualnymi scenami drastycznymi (w sensie krwawymi). Jednak kiedy zapewniono mnie, że takowych nie ma, że to thriller paranormalny, wtedy podjęłam decyzję. Że będę miała na uwadze tę powieść. Że przeczytam na pewno. Zakodowałam w głowie tytuł. Pewnego dnia otrzymałam wiadomość od autora z propozycją przeczytania i tym samym zrecenzowania książki. Moja odpowiedź była pozytywna. I tym sposobem "Gałęziste" znalazło swoje zaszczytne miejsce w mojej biblioteczce. I choć wcześniej odwlekałam moment rozpoczęcia przygody z piórem autora (wiele czynników na to wpłynęło), a później miałam wątpliwości, czy zdecydowanie się na ową prozę było słusznym wyborem, tak teraz mogę z pełną świadomością rzec, że nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą książką. Podobało mi się. Bez dwóch zdań. I chcę więcej. Zapraszam na recenzję.

środa, 10 maja 2017

Premierowo: "Konkurs na żonę" - Beata Majewska




"(...) Była inna. Inna niż on, inna niż wszystkie kobiety, jakimi się do tej pory otaczał.
Inna niż matka i babka.
Irytująco ufna, naiwna, kochająca, rodzinna i ciepła, szczera i otwarta,
z tym swoim małym dziewczęcym sercem na wyciągniętej dłoni.
Jakby chciała ofiarować je każdemu, kto tylko wyrazi życzenie, aby je mieć. 
A Hugo nie chciał.
Nie chciał znów cierpieć, wolał siedzieć w swojej eleganckiej skorupie 
i być cyborgiem, który nie czuje."


"Konkurs na żonę" to książka, która przyciągnęła moją uwagę piękną, subtelną, prostą i stonowaną kolorystycznie okładką oraz niesamowicie intrygującym tytułem. Elementy te zdecydowanie zachęciły mnie do sięgnięcia po ową powieść i poznanie zawartej w niej historii. Ponadto ciekawość budził również styl autorki, bowiem to było moje pierwsze spotkanie z jej piórem. Byłam ogromnie podekscytowana przed lekturą książki, a gdy już zaczęłam ją czytać w pewne niedzielne popołudnie, przepadłam całkowicie i nie mogłam się oderwać. Kompletnie nie spodziewałam się tak ciepłej i lekko zabarwionej humorem opowieści, którą smakowałam z wielką przyjemnością. Zapraszam na recenzję.

wtorek, 9 maja 2017

"Jego Wysokość Nauczyciel-Koń" - Jerzy R. Szulc (PATRONAT)




"W życiu wiele razy potrafimy stawać przed lustrem, prężyć się, stroić groźne 
albo też zniewalające miny i tak jesteśmy napompowani,
że tylko młody koń jest w stanie ściągnąć nas na ziemię.
Wypasione auta albo łamiące serca kolekcje super płyt czy czegoś tam... wszystko,
czym zaginamy babki albo odbieramy sen znajomym - wszystko to może sobie być.
Kiedy jednak zobaczymy swoje odbicie w końskim, aksamitnym oku,
to w tej przepastnej łagodności i ciszy znajdziemy kompletny spis swoich wad.
Lekceważenie tego katalogu groźne bywa w skutkach."


Kiedy otrzymałam od Wydawnictwa propozycję objęcia patronatem medialnym książkę "Jego Wysokość Nauczyciel-Koń", prawie od razu się zgodziłam. Zapoznałam się jedynie z krótkim fragmentem owej prozy i już na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Wiedziałam, że to będzie lekka, przyjemna, ale również mądra opowieść, która nie tylko mnie rozbawi i wzruszy, ale też pozwoli poniekąd pozyskać wiele wartościowych wiadomości o pięknych i inteligentnych stworzeniach, jakimi bez wątpienia są konie. Nie myliłam się. Zapraszam na recenzję.

sobota, 6 maja 2017

"Lśnienie księżyca" - Edith Wharton




"Wspomnienie Florydy natychmiast przywołało wizję wody lśniącej w blasku księżyca,
zapachu magnolii i ciepłego powietrza. 
To wszystko łączyło się teraz z otaczającą ją ze wszech stron słodyczą
i rzucało senne zaklęcie na jej powieki.
Owszem, musieli pokonać wiele przeciwności, ale wszystko to już mieli za sobą.
Teraz była tu, bezpieczna i szczęśliwa, i do tego z Nickiem.
Jej głowa spoczywała na jego kolanach, a mieli przed sobą rok...
Cały, calutki rok..."


Zazwyczaj przy wyborze jakiejkolwiek książki w pierwszej kolejności kieruję się jej wizualnym wyglądem, a ściślej rzecz ujmując - oprawą. To ona najpierw musi przyciągnąć moją uwagę, abym ewentualnie zapragnęła przyjrzeć się jej bliżej i zapoznać z opisem. Jednak w przypadku książki "Lśnienie księżyca" to nie okładka przykuła mój wzrok, a tytuł sugerujący romantyczną i emocjonalną opowieść, a po takowe sięgam najczęściej. Jednak nie dokonałam jej wyboru od razu. Przyznaję, że decyzja o lekturze owej powieści zajęła mi kilka dni. Coś mnie do niej przyciągało, jakaś tajemnicza siła. Intuicyjnie czułam, że muszę zaznajomić się z ukazaną w niej historią. I tak też uczyniłam. Zapraszam na recenzję.

czwartek, 4 maja 2017

poniedziałek, 1 maja 2017

"W skorupce orzecha" - Ian McEwan




"(...) Słucham, konstatuję i jestem zaniepokojony.
Słyszę intymne zwierzenia, w którym pobrzmiewają mordercze zamiary,
i boję się tego, co mnie czeka, w co mogę być zamieszany."


Nie ukrywam, że świadomie odwlekałam moment, kiedy powinnam zasiąść do napisania recenzji książki "W skorupce orzecha". Kilkukrotnie podchodziłam do laptopa, otwierałam dokument i patrzyłam w migający kursor. Nie byłam jednak w stanie złożyć żadnego sensownego zdania, zatem zamykałam go i wracałam do jakichkolwiek domowych zajęć. Muszę przyznać, że napisanie recenzji owej powieści, a tym samym sprecyzowanie własnych uczuć po jej lekturze, sprawiło mi trudności. Po raz pierwszy chyba tego doświadczyłam. Ale zanim przejdę do podzielenia się pokrótce wrażeniami po przeczytaniu prozy wybitnego pisarza, może w paru słowach wyjaśnię, dlaczego po nią sięgnęłam. A mianowicie zachęcił mnie jej opis sugerujący nie tylko tajemniczego narratora, ale przede wszystkim historię nie pozbawioną intryg i podstępów. To mnie niezwykle zaciekawiło. Choć nie ukrywam, że miałam też pewne obiekcje, wynikające z braku wcześniejszej znajomości pióra autora. Ale ciekawość fabuły zwyciężyła, a jak to mówią "ciekawość to pierwszy stopień do piekła". I mimo iż w takowym się nie znalazłam (póki co bynajmniej), to nie zmienia to faktu, iż zaspokoiłam swoją dociekliwość i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Iana McEwana było jednocześnie ostatnim. Zapraszam na recenzję.