poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych - A. Kamińska




"Kiedy obcy człowiek staje się siostrą? 
Bliskość rodzi się, kiedy podejmuje się decyzję o szukaniu. 
Kiedy się zaczyna o kimś myśleć i gdy się na niego czeka. 
To jest tak, jak z oczekiwaniem na dziecko. 
Gdy kobieta jest w ciąży, cała rodzina czeka na przyjście nowego człowieka 
i kiedy on w końcu przychodzi na świat, już jest kimś bliskim. 
Z odnajdywaniem rodzeństwa jest identycznie. 
Gdy takie osoby na siebie przez lata czekają i wreszcie się spotykają, 
to w ogóle nie ma dystansu - już są sobie bliskie."


Co czuje człowiek, który w pewnym momencie swego życia dowiaduje się, że został adoptowany? Jaka jest jego pierwsza myśl? Jaka jest reakcja osoby na wiadomość, że została oddana lub porzucona przez biologicznych rodziców? Czy pragnie ich odszukać i poznać? Jakie emocje wyzwalają się w człowieku, który przez większość czasu żył w przekonaniu, że jest jedynakiem, a potem okazuje się, że ma rodzeństwo? Czy życie z rodzicami adopcyjnymi było lepsze i szczęśliwsze? Czy znając swoje pochodzenie, prawdziwą tożsamość, można zaznać spokoju? Jak informacja o byciu adoptowanym wpływa na dalsze życie?

Autorką książki "Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych" jest Anna Kamińska - dziennikarka i reporterka, która publikowała swoje teksty przede wszystkim w "Zwierciadle, "Sukcesie" czy "Wysokich Obcasach". Zasłynęła między innymi dzięki wydanej w 2015 roku książce "Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak", która stała się bestsellerem.

"Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych" to zbiór czternastu historii opowiedzianych przez ludzi, którzy byli adoptowani. O adopcji dowiadywali się będąc dziećmi bądź już dorosłymi ludźmi, kiedy mieli już poukładane własne życie rodzinne. Niekiedy też wiedzieli od samego początku. Niektórzy z nich przeczuwali, że rodzina, której są częścią jest im poniekąd obca. Nie odczuwali silnej więzi z rodzicami adopcyjnymi, nie dostrzegali podobieństwa, byli wytykani przez dalszych członków rodziny, którzy odnosili się do nich z dystansem, darzyli niechęcią. Czasem w dzieciństwie byli nazywani jako "znajdy". Miewali sny, w których widzieli pewne osoby, których tak naprawdę nie kojarzyli w realnym życiu. Inni odczuwali tęsknotę za kimś bliskim, czego nie potrafili do końca wyjaśnić. Ich reakcje na wiadomość, iż zostali adoptowani były bardzo różne. Jednak każda z tych osób pragnęła poznać swoje prawdziwe pochodzenie, biologicznych rodziców, rodzeństwo, swoją tożsamość, powody, dla których zostali oddani bądź porzuceni. Poznajemy m.in.: Alę, która poczuła ulgę, gdy dowiedziała się, że jej adopcyjna matka nie jest biologiczną; Katarzynę, która nigdy nie miała dobrych relacji z matką adopcyjną; Jakuba, którego żona nakłoniła do poszukiwania swoich prawdziwych korzeni; Karolinę, która odkryła, że ma trójkę rodzeństwa a matka biologiczna była alkoholiczką; Anię S., której kolega w dniu jej urodzin poinformował ją, że po pierwsze odnalazł jej matkę biologiczną, a po drugie, że ma czwórkę rodzeństwa oraz wiele innych osób. Nie wszystkim było dane odnaleźć biologicznych rodziców albo rodzeństwo, bowiem albo już nie żyli albo nie życzyli sobie kontaktu albo pozyskanie jakichkolwiek informacji o nich sprawiało trudności. Bywało również tak, że w dokumentach widniała informacja "ojciec nieznany", a czasami okazywało się, że czyjaś siostra przebywa w zakładzie karnym. Osoby adoptowane, po poznaniu swojej przeszłości, bardzo często odczuwały ulgę, spokój, ale również złość, żal, smutek, nie potrafiły zrozumieć, wybaczyć. Niektórzy byli wdzięczni i szczęśliwi, że mogli wychować się w rodzinach adopcyjnych, inni żałowali, że nie zostali w domach dziecka, bowiem wówczas ich życie mogło być spokojniejsze i radosne.

 "Gdy mnie odnalazła, poczułam się mocniejsza. 
Uwierzyłam, że czasem, jak się czegoś chce, to się na pewno spełni. 
Pomyślałam, że jak ona już jest, to damy sobie obie w życiu ze wszystkim radę. 
Czy nie była mi obca? Nie. Jak myślisz o kimś non stop, codziennie, a potem poznajesz tę osobę, 
to nie jest tak, że ty jej nie znasz, że jest ci obca. Nie jest już obca."

Historie osób adoptowanych zostały ukazane głównie w formie opowiadań, wywiadów, a także wiadomości e-mail. Imiona niektórych bohaterów, którzy podzielili się swoją opowieścią, a także członków ich rodzin zostały zmienione. Książka została też wzbogacona o fotografie rodzinne osób, które zdecydowały się ujawnić swoją tożsamość. Na końcu natomiast pojawiła się rozmowa autorki z psychoterapeutką Aliną Hryniewicz-Hasior, która podjęła się objaśnienia i wytłumaczenia pewnych zachowań i reakcji ludzi adoptowanych oraz tych, którzy w pewnym momencie swego życia postanowili zaadoptować dziecko. Okazuje się bowiem, że adopcja była i jest nadal tematem tabu...

"Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych" to pozycja warta uwagi, tym bardziej, że napisało ją samo życie. Jednak przyznaję, że po jej lekturze, a nawet już w trakcie miałam mieszane uczucia. Dlaczego? Czasami odnosiłam wrażenie, jakbym  czytała tę samą historię, bowiem wiele z nich miało podobny schemat. I w pewnym momencie odczuwałam poniekąd znużenie. Ponadto niektóre historie były przedstawione w emocjonalny, nawet poruszający sposób i wówczas łezka zakręciła się w oku. Ale były też opowieści, które ukazywały suche fakty, pozbawione większych uczuć.

Książka opowiada o miłości, szczęściu, odkrywaniu przeszłości, poznawaniu tożsamości i własnych korzeni, poszukiwaniu własnej drogi, relacjach rodzinnych, porzuceniu, samotności, przynależności, przemocy, patologii, braku zrozumienia, braku akceptacji, obawach przed nieznanym, utracie poczucia bezpieczeństwa, determinacji oraz określeniu i budowaniu własnego "ja". Porusza niezwykle istotny temat - adopcji, skłania do przemyśleń, pozwala wyciągnąć pewne wnioski, dokonać analizy czy oceny zachowań, postępowań osób, a po jej przeczytaniu nasuwają się przede wszystkim pewne pytania. Dlaczego ludzie decydują się na dziecko, po czym je porzucają? Dlaczego podejmują decyzję o adopcji, a następnie wykazują się brakiem odpowiedzialności? Dlaczego rodzice biologiczni nie pragną / unikają jakiegokolwiek kontaktu z własnymi dziećmi? Dlaczego rodzice adopcyjni od początku nie uświadamiają dziecka o tym, iż zostało adoptowane? Dlaczego zwlekają z poinformowaniem osoby adoptowanej? Dlaczego niekiedy są zatajane bądź podawane błędne informacje na temat rodzeństwa osoby adoptowanej? Dlaczego adopcja nadal stanowi temat tabu?


"Wiem, kim jestem, wiem, czego chcę, wiem, do czego dążę i nie ma jakiejś niepewności. 
Nie ma poszukiwania i podświadomej traumy. Jest spokój i pewność siebie. 
W tej chwili jestem sobą i jestem szczęśliwy. Diabełek odszedł."





Tytuł : "Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych"
Autor : Anna Kamińska
Wydawnictwo : Wydawnictwo Literackie
Rok wydania : 2016
Oprawa : twarda
Ilość stron : 324


Serdecznie polecam!


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackie.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Eden. Nowy początek - M. Sheridan




"Czasami odnosiłem wrażenie, że wiele piękna w życiu rodzi się z brzydoty. 
I jak odnaleźć w tym sens? 
Jak można być za coś wdzięcznym, skoro otrzymanie tego kosztowało tak wiele? 
A może właśnie to decydowało o prawdziwym pięknie - nadejście światła po czasie mroku? 
Może właśnie o to chodziło? Jeśli szuka się piękna jedynie tam, gdzie to oczywiste, 
tylko w najbardziej sprzyjających okolicznościach, to być może nie szuka się piękna wcale."


"Eden. Nowy początek" jest kontynuacją pierwszego tomu "Calder. Narodziny odwagi" i jednocześnie zakończeniem historii. Na początku oczywiście muszę wspomnieć o okładce, która bardzo rzuca się w oczy, tym bardziej, że widnieje na niej piękna, niesamowita, pełna miłości i pozytywnych uczuć kobieta, idealnie odzwierciedlająca postać Eden. Natomiast tak, jak w przypadku pierwszej części powieści byłam pod ogromnym jej wrażeniem oraz nieustannie odczuwałam napięcie, wykazywałam zainteresowanie. Tak w przypadku drugiego tomu mam niestety mieszane odczucia, co nie zmienia faktu, że książka była równie emocjonująca. Jednak historia opowiedziana w drugim tomie była jak dla mnie zbyt przewidywalna, a momentami odczuwałam nawet lekkie znudzenie.

O czym zatem opowiada książka?

W Akadii wydarzyło się to, co od dłuższego czasu przepowiadał Hector, nastąpiła powódź. Niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli, poniekąd na własne życzenie, bowiem ufali, że odnajdą ukojenie i spokój w Elizjum, o którym tak często opowiadał im ich przywódca. Jedynymi osobami, które przeżyły i wydostały się z piekła byli Eden, Calder i Xander. Gdy Eden udaje się opuścić zawalający się budynek, jest przekonana, że Calder również zginął. Postanawia zatem uciec jak najdalej od miejsca tragedii i udaje się na dworzec autobusowy, skąd wyrusza do Cincinnati. Tam kieruje się do najbliższego sklepu jubilerskiego, w którym zamierza sprzedać cenną biżuterię, aby zdobyć jakiekolwiek pieniądze i móc za nie przeżyć kilka dni. Jest zrozpaczona, pewna o śmierci swojego ukochanego. Właściciel sklepu - Feliks ofiarowuje dziewczynie dach nad głową oraz wyżywienie, a z czasem i pracę - dziewczyna uczy jego wnuczkę gry na fortepianie. Mężczyzna nie wypytuje Eden o przeszłość i jej samopoczucie. Po prostu się nią opiekuje, traktuje jak córkę. Po jego śmierci, dziewczyna niestety musi opuścić dom, w którym mieszkała przez ostatnie lata. Feliks zostawia jej na koncie sporą sumę pieniędzy oraz list, w którym przekazuje informacje o miejscu pobytu jej matki. Eden postanawia zatem udać się pod wskazany przez niego adres. Okazuje się, że jej matka przez te wszystkie lata na nią czekała. Dziewczyna przeprowadza się do domu matki, w którym również poznaje swoją kuzynkę Molly, z którą się zaprzyjaźnia. Ta któregoś dnia proponuje Eden, aby wybrały się na wystawę pewnego malarza...
Tymczasem Calder zostaje uratowany przez swojego przyjaciela Xandra, który w ostatniej chwili wyciąga go z piekła. Początkowo przebywają u przyjaciółki Xandra, bowiem Calder jest ranny i zbyt słaby. Po latach jednak każdy z nich postanawia ułożyć sobie życie na nowo, choć po tak traumatycznych i przerażających wydarzeniach to nie jest takie proste. Z czasem Calder staje się znanym malarzem, ukrywającym się pod pseudonimem. Pewnego dnia, w jednej z galerii chłopak wystawia swoje prace. Nagle wśród zaproszonych gości dostrzega Eden...

Jak Eden i Calder zareagują na swój widok? Czy uczucie niegdyś ich łączące przetrwa? Czy będą gotowi na wspólną przyszłość? Jak poradzą sobie z traumatycznymi przeżyciami? Czy odnajdą się we współczesnym świecie? Co wykaże prowadzone przez nich śledztwo? Kim okaże się być Hector? Z czym jeszcze będą musieli się zmierzyć? Czy Calder pozna swoją prawdziwą tożsamość? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? 

Na początku drugiego tomu poznajemy pierwsze lata życia Eden i Caldera po tragicznym wydarzeniu w Akadii. Każdy z nich stara się poradzić sobie z traumą, bólem po stracie bliskiej osoby, bowiem są pewni, że stracili siebie nawzajem na zawsze. Eden zaszywa się w domu jubilera, wręcz nie opuszcza swojego pokoju, tym samym nie wychodzi na zewnątrz. Nadal obawia się ludzi, nieustannie odczuwa strach, niepewność jutra. Nie potrafi pogodzić się z przeszłością, a jednocześnie nie ma pomysłu na przyszłość. Tkwi w martwym punkcie. Mimo, iż udało jej się uciec z piekła, to nadal nie czuje się wolna. Śmierć Feliksa pogłębia jej smutek i rozpacz. Przywiązała się do mężczyzny, który uratował jej życie. Był dla niej jak ojciec, którego jej brakowało w dzieciństwie. Gdy uzyskuje informacje o swojej matce, pojawia się dla niej nadzieja na lepsze i szczęśliwsze życie. Przez wszystkie lata nieustannie o niej myślała, tęskniła. Niestety Hector zapewniał ją, że jest sierotą. Zatem, gdy pewnego dnia zjawia się w domu rodziców jest niezmiernie szczęśliwa. Wreszcie może poczuć się bezpieczna i kochana. Dowiaduje się, że jej ojciec, krótko po jej zaginięciu i ujawnieniu problemów finansowych firmy, popełnił samobójstwo. Nie poradził sobie z utratą jedynej córki. Matka cały czas czekała na ten dzień, kiedy będzie mogła wziąć w ramiona swoją malutką córeczkę. Świadomość, że kiedyś jej córka się odnajdzie, utrzymywała ją przy życiu. Eden zaprzyjaźniła się z kuzynką Molly, która zamieszkała z jej matką. Doceniała jej pomoc, wspólne rozmowy, wsparcie. Dzięki mamie i Molly, poniekąd zaczęła żyć na nowo. Łatwiej jej było poradzić sobie z przeszłością, z przerażającymi wspomnieniami. 
Calder początkowo w ogóle sobie nie radził. Przepełniony był bólem. Topił smutki w alkoholu. Próbował nawet popełnić samobójstwo. Twierdził, że jego życie bez Eden nie ma sensu. Nie wiadomo, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby nie bliski przyjaciel Xander. To on namówił Caldera do powrotu do malowania, kupował mu nawet przybory. Pragnął, aby mężczyzna zajął się czymś pożytecznym, co choć na chwilę mogłoby oderwać go od przykrych myśli i wspomnień. Sugerował także, aby mężczyzna związał się z inna kobietą, co też uczynił.
Jednak, gdy w galerii Eden i Calder wymieniają się spojrzeniami, wszystko do nich wraca. Ich serca się radują, oboje odczuwają spokój, a jednocześnie obawę przed tym, co nastąpi. Minęło bowiem kilka lat, kiedy widzieli się ostatni raz. Stali się już dorosłymi, dojrzałymi, a przede wszystkim innymi ludźmi. Decydują się jednak przejść przez życie razem, wspierając się nawzajem, darząc głębokim uczuciem, walcząc ze złymi przeżyciami, które pozostawiły trwałe ślady w ich sercach. Próbują zacząć życie od nowa, powoli stawać kroki ku przyszłości i uczyć się funkcjonować w świecie pełnym zupełnie obcych ludzi, nowoczesnych technologii oraz niezwykłych miejsc. Czy poradzą sobie? Czy będą potrafili zaufać? Czy ich miłość jest na tyle silna, aby pokonać wszelkie przeszkody i trudności, z którymi będą musieli się jeszcze nie raz zmierzyć?

Przyznaję, że "Eden. Nowy początek" jest powieścią równie emocjonującą, co pierwszy tom. Jednak w przypadku tej części są to zupełnie inne uczucia. Przede wszystkim, od początku wszystko staje się przewidywalne. Wiadome jest, że drogi Eden i Caldera w pewnym momencie się pokrzyżują, co wynika również z opisu z tyłu okładki. Ponadto byłam przekonana, że prędzej czy później będą razem, bowiem ich miłość jest na tyle silna, że poradzi sobie ze wszystkimi napotkanymi trudnościami. Prawdę mówiąc, od momentu, kiedy rzeczywiście się spotykają, historia nie wywołuje już na mnie większego wrażenia. Owszem ich uczucie, relacja, przyjaźń, odwaga i determinacja są pełne podziwu i mogą stanowić wzór do naśladowania. Ale momentami odnosiłam wrażenie, jakby dalsza część opowieści była trochę naciągana, wymuszona. Były chwile, kiedy po prostu odczuwałam znudzenie. Myślałam, że już mnie nic nie zaskoczy. I się pomyliłam. Scena, w której Calder poznaje swoje pochodzenie i dowiaduje się, jakim sposobem trafił do Akadii, zwyczajnie mną wstrząsnęła. W tym jednym momencie łzy pojawiły się w moich oczach. Nagle poczułam ból, smutek, a jednocześnie wściekłość i niezrozumienie. Niewyobrażalne i niewytłumaczalne, a nawet niewybaczalne jest dla mnie krzywdzenie bezbronnego dziecka, pragnącego miłości, ciepła i opieki. 

"Eden. Nowy początek" jest przyjemną, napisaną łatwo przyswajalnym, lekkim i nieskomplikowanym piórem powieścią. Opowiada o miłości, nadziei na lepsze jutro, radzeniu sobie z przeszłością oraz tragicznymi wspomnieniami, walce ze swoimi lękami i strachem, a także o spełnianiu marzeń, nawet tych, które początkowo wydają się niemożliwe do zrealizowania. Uświadamia, że zawsze można zacząć życie od nowa. Jednak nie ukrywam, że książka mnie nie porwała. O wiele większe wrażenie wywarł na mnie pierwszy tom "Calder. Narodziny odwagi", który niesamowicie mnie ujął i poruszył.


"To prawda, co powiedziałam kiedyś o gwiazdach - że niektóre rzeczy lepiej widać w świetle... 
a niektóre łatwiej dostrzega się w ciemności. 
Bo gdzieś w mrokach tamtej nocy Calder przytulił mnie i zgodziliśmy się, milcząco i w słowach, 
że świat jest ohydny i zły, a miłość - niedorzecznie ryzykowna i absurdalnie niebezpieczna... 
ale że będziemy kochać i tak. Że nie zamkniemy przed sobą naszych odważnych, wrażliwych serc. 
Było to naiwne, nierozsądne i słuszne. I było to najdzielniejsze, co kiedykolwiek uczyniliśmy."



 
Tytuł : "Eden. Nowy początek"
Autor : Mia Sheridan
Wydawnictwo : Editio Red/Septem
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 312



 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej HELION.

piątek, 19 sierpnia 2016

Kiedy pada deszcz - Lisa De Jong




"Nigdy nie wyobrażałam sobie dnia bez światła. Dnia bez nadziei. 
Dnia bez widoku na przyszłość. 
Kiedyś byłam gwiazdą wśród biegaczek, teraz jedynie uciekam od siebie. 
Niegdyś marzyłam o karierze prawniczej, teraz nie chcę studiować. 
Kiedyś miałam wielu przyjaciół, teraz mam tylko Beau... a on jutro wyjeżdża na studia."


Gdy sięgałam po książkę "Kiedy pada deszcz", nie sądziłam, że wywrze na mnie aż takie wrażenie. Nie spodziewałam się aż takich emocji. Owszem zapoznałam się z jej różnymi opiniami, w których sugerowano, aby zaopatrzyć się w chusteczki, nawet kilka paczek. Twierdzono, że jest to o wiele lepsza lektura od "Promyczka" czy "Zanim się pojawiłeś", które mam w swojej biblioteczce, ale niestety nie udało mi się jeszcze ich przeczytać. Te sugestie zachęciły mnie i zaintrygowały na tyle, ażeby po prostu sięgnąć po "Kiedy pada deszcz". Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście powieść jest tak bardzo poruszająca. I się przekonałam. Książka jest niesamowitą huśtawką emocjonalną. Pochłonęłam ją w dwa wieczory, przepłakałam kilka godzin, wylałam morze - co ja mówię - ocean łez. Nawet teraz, pisząc tę recenzję łzy cisną się do oczu, a myślałam, że udało mi się ochłonąć po jej lekturze. Nic bardziej mylnego. 

"Jedna noc, jedna chwila, jedna decyzja potrafi zmienić całą ścieżkę przyszłego życia."

O czym zatem opowiada książka?

Kate Alexander mieszka wraz z mamą w niewielkiej miejscowości Carrington. Kobiety pracują jako kelnerki w jednej z miejscowych restauracji. Kate od najmłodszych lat przyjaźni się z Beau, w którym się też podkochuje, ale on o tym nie wie. Pewnego dnia dziewczyna udaje się na imprezę przy ognisku, która całkowicie zmienia jej życie. Dochodzi bowiem do dramatycznej sytuacji. Niestety akurat tego wieczoru Beau nie mógł jej towarzyszyć. Od tamtej pory Kate zamyka się w sobie, odsuwa się od znajomych, przyjaciół, odpycha od siebie zarówno mamę, jak i najlepszego przyjaciela. Przez kolejne dwa lata po prostu egzystuje, nie wyjawia nikomu, co wydarzyło się pamiętnej nocy. Rezygnuje z dalszej edukacji, nie ma celu życia, a nawet nie widzi jego dalszego sensu. Jest jej bardzo ciężko, tym bardziej, kiedy Beau wyjeżdża na studia do miasta oddalonego o parę godzin jazdy od domu rodzinnego. Kate stara się o tym nie myśleć, próbuje zapomnieć o przeszłości. Postanawia poświęcić się pracy i zaczyna biegać. Któregoś dnia w restauracji pojawia się tajemniczy i przystojny chłopak - Asher Hunt. Człowiek, który zmienia jej życie na zawsze...

Co wydarzyło się podczas imprezy? Co sprawiło, że Kate zamknęła się w sobie i zaczęła izolować od ludzi? Co wyjawi jej Beau? Jak dziewczyna poradzi sobie po wyjeździe najlepszego przyjaciela? Czy ich przyjaźń przetrwa rozłąkę? Czy Kate opowie komukolwiek o traumatycznym wydarzeniu sprzed kilku lat? Kim jest Asher Hunt? Co połączy Kate i Ashera? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

"W ten wieczór byłam na jednym z takich ognisk.
Wieczór, który zepchnął mnie w mrok, gdzie moje nocne niebo nie ma gwiazd, 
moje dni nie mają słońca, a moje ciało pozbawione jest nadziei.
Tamtego wieczora moje życie się skończyło."

Książka jest idealna pod każdym względem. Napisana jest prostym językiem, bardzo szybko się ją czyta. Nie można się od niej oderwać choćby na moment. Nie chcę i nie mogę zanadto rozpisywać się na temat ukazanej historii czy przedstawionych wyrazistych postaci, bowiem nie chciałabym odbierać Wam przyjemności z jej lektury. Można co prawda dostrzec pewne podobieństwo fabuły do innych tego rodzaju opowieści. Jednak "Kiedy pada deszcz" jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Już na początku wyzwala emocje, mianowicie smutek, ból, a jednocześnie wściekłość. Później jest trochę spokojniej, niejednokrotnie pojawia się nawet uśmiech na twarzy. Ale to, co dzieje się w połowie książki doprowadza do łez, rozpaczy i ogromnego bólu. I ten stan utrzymuje się do ostatniej strony. Łzy spływają po policzkach, nie sposób nad nimi zapanować. A serce zostaje rozbite na miliony kawałeczków. Prawdę mówiąc, gdy skończyłam czytać tę powieść późnym wieczorem, do rana nie mogłam zmrużyć oka. Cała drżałam od nadmiaru emocji. Bardzo mocno przeżyłam ukazaną opowieść. 

"Moje życie jest niczym bąk, który bez przerwy wiruje do czasu, 
gdy już dłużej nie może i nie ma innego wyboru, jak upaść. 
Nie mam nikogo, kto by mnie złapał, ale jak miałabym mieć, skoro wszystkich odepchnęłam?"

Nie ukrywam, że pokochałam dosłownie wszystkich bohaterów książki i było mi naprawdę ciężko się z nimi rozstać. Podejrzewam, że niejednokrotnie będę wracać do tej powieści, nawet jeśli znowu wyleję morze łez. Jest bogata w mnóstwo pięknych myśli, słów. Przyznaję, że każde spojrzenie na okładkę książki sprawia, że łza kręci się w oku. Czegoś takiego jeszcze w przypadku żadnej książki nie doświadczyłam. Owszem, zdarzało się, że nie raz jakaś powieść mnie wzruszała, wywołała łzy, ale nigdy do tego stopnia, że nie mogłam dojść do siebie po kilku dniach od jej zakończenia. To naprawdę niesamowite. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą powieścią i poświęconego czasu na jej lekturę. Nie żałuję żadnej uronionej łzy, nawet pomimo tego, że następnego dnia ledwo mogłam patrzeć na oczy, bo były zapuchnięte i zaczerwienione. 

"Zawsze mam wrażenie, że rzeczy, których obawiałam się najbardziej, okazują się nie aż tak złe, 
jak mi się wydawało. To raczej sprawy, które pojawiały się z zaskoczenia rzucały mnie na kolana. 
Wydaje mi się, że kluczowe jest przejście do porządku dziennego nad kwestiami, 
których nie można zmienić i przeniesienie energii na te, na które mamy wpływ. 
Żałuję, że już dawno sobie tego nie uświadomiłam."

Mam nadzieję, że w jakimś stopniu przekonałam Was do sięgnięcia po tę niezwykłą, wyjątkową i przepiękną powieść. Dla mnie jej poznanie było ogromnym przeżyciem, a ukazana historia zapadła głęboko w sercu i również na lata pozostanie w mojej pamięci. A za każdym razem, kiedy spadnie deszcz bądź usłyszę któryś z utworów muzycznych podanych w powieści, będę myślała o Kate, Beau oraz o cudownym chłopaku o imieniu Asher...

Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnej powieści autorki - Lisy De Jong.


"- Istnieje określony sposób, w jaki chłopak patrzy na dziewczynę, 
bez której nie potrafi żyć - mówi, nadal na mnie nie patrząc.
- Jaki? - Przełykam z trudem. Nie mam pojęcia dokąd zmierza ta rozmowa. 
W końcu spogląda na mnie, a ja nie mogę się ruszyć.
- Jakby była wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebował."



"Życie jest niesprawiedliwe. 
Często bywa skomplikowane, sprawiając, że musimy się zmagać z rzeczami, 
z którymi zmagać się nie powinniśmy. 
Potrafi sprawić, że jednego dnia się śmiejemy, 
by drugiego zostać rozbitymi na tysiące kawałków."




"Nauczył mnie, że póki oddycham, moje życie nie jest skończone, 
więc nie powinnam go tak wcześnie skreślać. Może i nie mam kontroli nad wszystkim, 
co mnie spotyka, ale to ja decyduję, jak to przyjąć. 
Nauczył mnie, że im bardziej ryzykuję, tym mniej strachu będę później odczuwać. 
Jeśli jestem zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić, 
nawet wychylić się ze swojego bezpiecznego kokonu, 
to nigdy nie będę mogła żyć naprawdę, tak, jak powinnam.
Nauczył mnie też, czym jest miłość.
To najpotężniejsze uczucie, jakie tli się w każdym z nas. 
A jeśli mamy miłość, to pomaga zmniejszać wszystkie bolesne emocje, 
ukryte tak głęboko, że trudno je dostrzec."


Tytuł : "Kiedy pada deszcz"
Autor : Lisa De Jong
Wydawnictwo : Filia
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 424

Serdecznie polecam!

czwartek, 18 sierpnia 2016

Akcja Wydawnictwa Wymownia: darmowe e-booki dla Blogerek!




Zachęcam wszystkie Blogerki do wzięcia udziału w akcji 
"Darmowe e-booki dla Blogerek", 
którą organizuje Wydawnictwo Wymownia. 
Celem tejże akcji jest przede wszystkim wspieranie czytelnictwa.
 
Szczegóły akcji oraz warunki współpracy są dostępne 
po kliknięciu w poniższy link:  
 
Serdecznie zapraszam :) 


środa, 17 sierpnia 2016

CALDER. Narodziny odwagi - M. Sheridan




"Gdy na nią patrzyłem, ogarnęło mnie dziwne uczucie, coś niemal jak deja vu, 
jakby ta chwila była wspomnieniem - ale żyjącym nie w mojej pamięci, ale we krwi, 
w każdym włóknie mojego ciała. Była jak reminiscencja czegoś albo wizja. 
A być może mgliste, zapomniane na długo marzenie, które właśnie się ziszczało."


"Calder. Narodziny odwagi" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Mii Sheridan i zdecydowanie nie ostatnie. Kiedy otrzymałam książkę, nie mogłam oderwać wzroku od spojrzenia mężczyzny widniejącego na okładce. Oprawa idealnie współgra zarówno z tytułem, jak i zawartością powieści. Przyznaję, że gdy otworzyłam książkę i zapoznałam się z legendą o Wodniku, a potem z pierwszymi kilkoma stronami, trochę się przeraziłam. Mianowicie, przestraszyłam się tego, że została w niej ukazana historia sprzed kilkuset lat, a ponadto, że jest to literatura fantastyczna, a takowych zwyczajnie unikam z różnych względów. Jednak z każdą następną stroną coraz bardziej zaczęłam się zagłębiać w ukazaną opowieść, która pochłonęła mnie bez reszty. Powieść wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie chciałam i nie potrafiłam się oderwać. Jeszcze nie zdarzyło mi się, aby czytać jakąkolwiek książkę z tak ogromnym napięciem, zaciekawieniem. Ponadto "Calder. Narodziny odwagi" to nagromadzenie niesamowitych emocji, głęboko przenikających do wnętrza, od których nie można się uwolnić nawet po kilku dniach od zakończenia lektury. 

O czym zatem opowiada książka?

Akadia to apokaliptyczna sekta, której przywódcą jest Hector. Wspólnota zajmuje obszar czterystu akrów. Jej władca mieszka w ogromnym domu ze wszelkimi współczesnymi udogodnieniami, otoczony członkami rady. Natomiast, nieopodal w chatkach wielkością przypominających pokoje, mieszkają zwykli ludzie zwani robotnikami. W jednej z takich chatek mieszka Calder wraz z rodzicami i starszą siostrą - Mayą. Chłopiec przyjaźni się Xandrem, z którym często prowadzi rozmowy, kradnie cukier z leśniczówki lub gra w puszkę. Calder w każdej wolnej chwili opiekuje się siostrą, poświęca jej czas. Ponadto pragnie zostać członkiem rady, dlatego też buduje system nawadniania. Pewnego dnia w Akadii Hector przedstawia swoją wybrankę - kilkuletnią Eden, która po uzyskaniu pełnoletności miałaby zostać jego żoną. Przywódca, który każe nazywać siebie ojcem, informuje zgromadzonych, że po dwóch miesiącach i sześciu dniach od jego ślubu z Eden nastąpi powódź i wszyscy zostaną poprowadzeni do Elizjum - miejsca pozbawionego bólu i cierpienia. Gdy Calder zauważa Eden, nie może oderwać od niej wzroku. Przez lata spoglądają na siebie, obserwują siebie nawzajem, nawiązuje się między nimi niewidzialna nić. Chłopak podkłada w świątyni dla Eden zasuszone kwiaty powoju, a ona zostawia mu w chatce cukierki - irysy. Któregoś dnia dostrzega ją przy źródle, zaczynają rozmawiać, spotykają się po kryjomu. On ją uczy podstawowych rzeczy, a ona przynosi mu przybory do malowania. Zakochują się w sobie, ale niestety nie mogą się ujawnić. Niestety Hector domyśla się, że tych dwoje coś łączy i zaczyna wymierzać Calderowi wszelkiego rodzaju kary. Chłopak wraz z Eden i Xandrem coraz częściej myślą o ucieczce, uwolnieniu się od bezwzględnego przywódcy, któremu przestają ufać i wierzyć w jego słowa. Ponadto chcą poznać świat poza murami Akadii. I pewnego dnia postanawiają opuścić to przerażające miejsce...

Czy Eden, Calderowi i Xandrowi uda się uciec z Akadii? Dokąd się udadzą? Kto postanowi im pomóc? Czego dowie się Calder przez opuszczeniem wspólnoty? Jak zareaguje Hector na nieobecność Eden? Czy będzie próbował odnaleźć swoją wybrankę? Czy będzie próbował się zemścić na Calderze? Czy trójka przyjaciół powróci do Akadii? Czy przepowiednia Hectora się spełni i nastąpi powódź? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

Książka rozpoczyna się krótką wzmianką dotyczącą legendy o Wodniku. Następnie poznajemy historię opowiedzianą zarówno z perspektywy Eden, jak i Caldera. Ich opowieść zaczyna się od momentu, kiedy byli jeszcze dziećmi nie do końca świadomymi tego, co się dzieje wokół nich. Calder był mądrym, pracowitym i troskliwym chłopcem. Wywodził się z rodziny robotników, którzy każdego dnia ciężko pracowali. Mieszkali w prymitywnych chatkach bez dostępu do elektryczności, bieżącej wody, środków masowego przekazu. Spali na podłodze, kąpali się w rzece, prali ręcznie, nosili ubrania i obuwie, które sami sobie stworzyli. Dzieci pracowników nie otrzymywały cukierków, zabawek. Natomiast Hector mieszkał w luksusowym domu ze wszelkimi nowoczesnymi udogodnieniami. Tylko on oraz członkowie rady mogli wydostawać się na zewnątrz Akadii, podróżować, korzystać z wielu przywilejów. Gdy Eden zamieszkała w domu przywódcy, nie potrafiła się odnaleźć. Miała zaledwie kilka lat, czuła się samotna i przerażona. Nieustannie była pilnowana. Często grała na fortepianie, dzięki czemu choć na chwilę mogła znaleźć ukojenie i nie odczuwać tęsknoty, bólu. Później zaczęła spotykać się z Calderem, z którym połączyło ją głębokie i niezwykłe uczucie. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, co może się stać, jeśli ich związek ujrzy światło dzienne. Ale nie mogli i nie potrafili z siebie zrezygnować. Miłość dodawała im sił i odwagi do podjęcia decyzji o ucieczce. Pragnęli być razem i spełnić swoje marzenia. Postanowili zatem walczyć o siebie, swoją miłość, wolność, a przede wszystkim o życie.

Niewątpliwie wątek miłosny Eden i Caldera wywołał we mnie bardzo pozytywne i przyjemne odczucia. Autorka w cudowny i piękny sposób przedstawiła ich uczucie, przyjaźń. Bezgraniczne zaufanie, którym się obdarzają, ryzykowanie własnego życia, poświęcenie się dla drugiej osoby wzbudzały podziw. Ich intymne sceny były subtelne, pełne ciepła, czułości. Eden i Calder połączyła prawdziwa miłość, która jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody i przeciwności losu.

Nieustannie w trakcie czytania książki w mojej głowie pojawiała się myśl, dlaczego ludzie przynależą do sekt. Eden i Calder byli dziećmi, zatem nie mieli żadnego wyboru. Jednak, co skłaniało dorosłych do tego, aby dobrowolnie znaleźć się w miejscu odciętym od świata zewnętrznego? Co sprawiło, że zdecydowali się przebywać w tak prymitywnych warunkach? Dlaczego poddali się surowym i bezwzględnym zasadom? Dlaczego tak bardzo wierzyli w słowa i przepowiednie jednego człowieka? Dlaczego godzili się na nazywanie swego przywódcy ojcem? Dlaczego poświęcali swoje zdrowie, a nawet życie? Nie ukrywam, że mnie to przerażało, a jednocześnie było dla mnie niezrozumiałe. Historia ukazana w powieści jest fikcją literacką, ale przecież na świecie od wielu lat istnieją sekty wyróżniające się zasięgiem, charakterem, założeniami, działalnością.

Jestem pod wrażeniem ukazanej fabuły, niebanalnego pomysłu, niezwykle wyrazistych postaci - również tych drugoplanowych, pięknych i ciekawych dialogów, łatwego i prostego stylu. Powieść czytałam z ogromnym zainteresowaniem, nie było ani jednego momentu znudzenia. Akcja toczyła się powoli, co niewątpliwie budowało napięcie. Ponadto przedstawiona historia dostarczyła mnóstwo emocji. Wywołała przerażenie, zaskoczenie, podziw i lęk. Czasami pojawiał się uśmiech na twarzy, a niekiedy łzy napływały do oczu. Nie spodziewałam się, że ta powieść wzbudzi we mnie takie emocje.

"Calder. Narodziny odwagi" to opowieść o prawdziwej miłości, niesamowitej przyjaźni, walce dobra ze złem, niezwykłej odwadze i determinacji, a przede wszystkim o spełnianiu marzeń. Ukazuje także ważny temat dotyczący przynależności do sekty oraz skutki jej opuszczenia. Uświadamia istotę miłości, dzięki której człowiek staje się silniejszy, mocniejszy, piękniejszy. Ponadto pozwala docenić życie, cieszyć się każdą chwilą. To ujmująca i wzruszająca powieść, która na długo pozostaje w pamięci. Prawdę mówiąc, gdy tylko skończyłam czytać tę książkę, od razu sięgnęłam po jej kontynuację "Eden. Nowy początek", bowiem musiałam poznać dalsze losy bohaterów.


"Nie wiedziałam, czy to, co robimy, było dobre, czy złe. Przez całe życie powtarzano mi, 
że nieczystość seksualna jest grzechem. Ale to było czymś tak dalekim od grzechu, 
jak to tylko możliwe. Jak mogło być grzeszne coś, co sprawiało, 
że moje serce przepełniało się miłością do tego silnego, troskliwego, 
cudownego chłopca - człowieka, który nauczył mnie tylu wspaniałych, pięknych rzeczy? 
Jak mogło być grzeszne coś, co było najszczęśliwszą chwilą w moim życiu? 
Czy bycie tak szczęśliwym naprawdę może być złe? Nie mogłam w to uwierzyć."




Tytuł : "CALDER. Narodziny odwagi"
Autor : Mia Sheridan
Wydawnictwo : Septem
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 376

Serdecznie polecam!


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej HELION.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Bankiet wysuszonych kasztanów - J. Stańda




"Zapatrzona w jasną dal za oknem zamyśliła się. Dlaczego ten świat się tak zmienił?
Dawne wartości straciły na znaczeniu, a zyskały popularność te, 
które w przeszłości były powodem głębokiego wstydu i społecznego wykluczenia, 
jak to się ładnie określa w wiadomościach telewizyjnych. 
Ludzie się pogubili, zniknął im z oczu drogowskaz w kierunku przyzwoitości,
 na którą składają się delikatność, dobroduszność, wspaniałomyślność, prawość i uczciwość, 
filar dobra poprzednich pokoleń. 
Czy kiedyś odnajdą to ostateczne i jednocześnie elementarne źródło moralności?"


"Bankiet wysuszonych kasztanów" to jedna z nowości sierpniowych Wydawnictwa Psychoskok. Dlaczego sięgnęłam akurat po tę książkę? Mianowicie, przekonał mnie do tego jej opis, zapowiadający optymistyczną historię, a poza tym miała ona stanowić oderwanie się na chwilę od powieści obszernych poruszających dość trudne tematy. I rzeczywiście opowieść ujęta została w książce w humorystyczny sposób, ale przedstawia ważne kwestie dotyczące życia osób starszych. Opowiada bowiem o samotności ludzi w podeszłym wieku, ich pobycie w szpitalu na jednym z oddziałów, podejściu pracowników służby zdrowia do tychże osób, a przede wszystkim o niespełnionych i przyszłych marzeniach. Bowiem każdy z nas o czymś marzy, pragnie zrealizować swoje plany, bez względu na wiek i stan zdrowia. 

W jednym z miejscowych szpitali na oddziale geriatrii w sali numer dwa spotykają się przypadkiem cztery staruszki. Pierwsza na oddział trafia pani Kuruc, która zapadła w śpiączkę jadąc na pocztę w celu wysłania listu do córki. To kobieta siedemdziesięcioletnia, emerytowana salowa. Mieszka sama, mąż ją zostawił, a córki nie widziała od dziesięciu lat. Ze względu na swoją tuszę porusza się o kuli inwalidzkiej, zatem wielu czynności nie może wykonywać samodzielnie. Każdego dnia może jednak liczyć na pomoc pewnej opiekunki. Pani Kurunc czuje się bardzo samotną osobą, dnie spędza na oglądaniu wszelakich seriali. Drugą pacjentką oddziału jest Pani Kobel - osiemdziesięciodwuletnia wdowa, której pasją jest ogrodnictwo. To energiczna i stanowcza osoba.  Jest niepocieszona, że trafiła do szpitala, bowiem nieustannie myśli o swojej działce. Okazuje się, że zdiagnozowano u niej zapalenie oskrzeli i problemy z nerkami. Kobieta utrzymuje kontakt z synem, ale niestety jej relacje z synową i wnuczką nie należą do najłatwiejszych. Adoruje ją pan Albert - sąsiad z działki, ale staruszka odrzuca jego przyjaźń. Kolejną kobietą, która zjawia się w sali jest pani Mirela Kowine - wykształcona, siedemdziesięciopięcioletnia, która w młodości należała do zespołu pieśni i tańca. Do szpitala przywieziono ją, gdy zasłabła, jest niezdolna do samodzielnego poruszania się. To osoba przewrażliwiona, złośliwa, niecierpliwa, lubiąca rozkazywać innym, jednocześnie przywiązująca dużą uwagę do swojego wyglądu. Najstarszą pacjentką na oddziale jest pani Anastazja - dziewięćdziesięciodwuletnia kobieta ze zdiagnozowaną anemią. Pracowała jako wykładowczyni matematyki. Jest bardzo oczytana, inteligentna i pewna siebie. Syn przebywa za granicą, a jedyną osobą, która ją odwiedza jest jego kolega. Któregoś dnia w sali pojawia się Oliwia Rostocka z podejrzeniem astmy. To niespełna czterdziestoletnia dyrektor działu personalnego w korporacji. Staruszki nie darzą sympatią nowo przybyłej. Na dodatek uważają, że kobieta może im przeszkodzić w realizacji pewnego pomysłu...

Czy pani Kuruc skontaktuje się z córką? Czy pani Kobel zdecyduje się na wspólne życie z panem Albertem? Czy staruszkom uda się osiągnąć zamierzony cel? O czym marzą kobiety? Czy uda im się porozumieć z Oliwią Rostocką? Co wydarzy się na oddziale geriatrii w sali numer dwa?

"- Na starość wszelka nadzieja staje się już tylko urazą, mniej lub bardziej demonstrowaną. 
To, co kiedyś wydawało się godne zainteresowania, było przedmiotem marzeń i pożądania, 
dziś unaocznia niemoc i bezradność starca 
- wyznała niespodziewanie filozoficzną prawdę pani Mirela."
 
Bohaterki książki narzekają na oddział geriatrii, na którym się znalazły. Ordynatora nazywają kurdupelkiem, a starszą asystentkę oddziału traktują lekceważąco, niekiedy nawet ją obrażając. Są przygnębione warunkami w jakich muszą przebywać wbrew sobie. Uważają, że łóżka są niewygodne, a jedzenie bardzo okrojone, niezachęcające i niezbyt smaczne. Podawane jest nie tylko w małych ilościach, ale przede wszystkim nieświeże i powtarzające się każdego dnia. Salowa kilkakrotnie oferowała pacjentkom tygodniowy abonament oferujący lepsze i bardziej urozmaicone jedzenie, ale ponieważ jego koszt wynosił trzysta złotych, to staruszki nie zdecydowały się na taki luksus. Ich niewysokie emerytury im na to nie pozwalały. Na dodatek, aby obejrzeć jakikolwiek program telewizyjny, trzeba było dokonywać zapłaty w kwocie dwóch złotych za godzinę rozrywki. Kobiety zatem postanowiły poprawić sobie warunki pobytu w szpitalu i obmyśliły pewien plan. Gdy jednak na oddziale pojawiła się Oliwia Rostocka, zaczęły się obawiać, że ich pomysł nie dojdzie do skutku. Pragnęły pozbyć się nowej lokatorki sali numer dwa, która swoim podejściem do osób starszych i w ogóle do życia wzbudzała w nich negatywne uczucia. Nie rozumiały młodszej koleżanki, dla której priorytetami było dążenie do kariery, osiągnięcie wysokiej pozycji, zarabianie mnóstwa pieniędzy, a tym samym rezygnacja z założenia rodziny. Dla kobiet, które przeżyły czasy wojny, poświęciły swoje życie dla dobra rodziny, dbały o dom, stworzyły swoim dzieciom dogodne na tamte możliwości warunki, zachowanie czterdziestoletniej pacjentki było niezrozumiałe. Tym bardziej, że nieustannie narzekała na wszelkie trudności i niewygody mające miejsce we współczesnym świecie. Zresztą nie tylko ona wykazywała się brakiem szacunku i zrozumienia wobec staruszek, dołączyli do niej bowiem pracownicy szpitala. Staruszki czuły się zatem niepotrzebne, zepchnięte na margines, bezużyteczne. Czy jednak Oliwia zacznie doceniać starsze kobiety i okaże im wyrozumiałość? Czy zmieni swoje podejście do życia?
"Bankiet wysuszonych kasztanów" jest wbrew pozorom lekką, przyjemną i optymistyczną mini powieścią. To lektura warta uwagi, tym bardziej, że skłania do wielu przemyśleń i rozważań. Dialogi zawarte w książce niekiedy przepełnione są bólem będącym wynikiem traumatycznych przeżyć, tęsknotą, ale wywołują również uśmiech na twarzy. Osoby starsze mają swoje obawy, świadome są swoich ograniczeń, czują się samotne, często wymagają pomocy i opieki innych, ale pomimo to, wykazują chęć życia, wolę walki, cieszą się każdą chwilą, a przede wszystkim mają również marzenia, które pragną zrealizować...


"W każdej z sal można było poznać różne życiorysy, ważne i nieważne, urozmaicone, 
niebanalne i dojmująco bezbarwne, nieciekawe. 
I bez względu na to, jakie one były, ich zakres zaczyna się w szpitalnej sali, 
przepełnionej, pomimo ciepłego przyjemnego wieczoru, przygnębieniem i apatią."




Tytuł : "Bankiet wysuszonych kasztanów"
Autor : Joanna Stańda
Wydawnictwo : Psychoskok
Rok wydania : 2016
Ilość stron : 144


Serdecznie polecam!


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.


sobota, 13 sierpnia 2016

Sny Morfeusza - K. N. Haner




"Nie wiem, co w nim takiego jest, ale jestem pewna, że się w nim zakochuję. 
Z sekundy na sekundę coraz bardziej. I kompletnie nie potrafię tego wyjaśnić. 
To jest sprzeczne ze wszystkim, co do tej pory myślałam o miłości.
 Jako można kochać kogoś tak wyniosłego, władczego i zadufanego w sobie? 
Tak agresywnego i nieobliczalnego. 
Dlaczego zakochujemy się w osobach kompletnie dla nas nieodpowiednich?"


Bardzo długo wahałam się, czy w ogóle sięgnąć po "Sny Morfeusza". Nie dlatego, że należy do gatunku literatury erotycznej, bo takowe czytuję, ale w dużej mierze ze względu na skrajne opinie. Fakt, że ostatecznie książka oceniona jest w miarę przyzwoicie. Przyznaję, że to moje pierwsze spotkanie z piórem K. N. Haner. I choć do tej pory nie przeczytałam żadnej wcześniej wydanej książki autorki i nie mogę się do nich odnieść, to mam świadomość, jakie jej powieści ukazały się i jakie jeszcze pojawią się na rynku w najbliższym czasie. Po "Sny Morfeusza" postanowiłam się jednak zdecydować, aby przede wszystkim przekonać się o słuszności ukazujących się ocen, a ponadto nie ukrywam, że trochę zaintrygował mnie zarówno tytuł, jak i opis, bo okładka jakoś nie do końca do mnie przemawia. Książkę przeczytałam kilka dni temu i do dnia dzisiejszego o niej myślę. Jeszcze żadna powieść nie wywarła na mnie aż tak skrajnych, niekiedy negatywnych emocji. I gdyby nie jeden wątek, który mnie bardzo zainteresował i pragnęłam uzyskać odpowiedź kim jest tytułowy Morfeusz, to pewnie nie dotrwałabym przy lekturze do ostatniej strony, a przerwałabym ją w połowie albo nawet wcześniej. Dodatkowo odwlekałam czytanie powieści ze względu na małą czcionkę - niewątpliwie ma to dla mnie znaczenie.

O czym zatem opowiada książka?

Cassandra Givens przebywa w Miami od dwóch tygodni. Przyleciała z Toronto, gdzie mieszkała z rodzicami. Zamieszkała u swojej kuzynki Nicole, którą traktuje jak siostrę. Ukończyła studia z wyróżnieniem, jest architektem wnętrz i postanawia poszukać pracy w swoim zawodzie. Udaje się zatem na rozmowę kwalifikacyjną do firmy Art Design&Beauty, w której szefem jest jeden z lepszych architektów nowoczesnych budynków na świecie Adam McKey, a właścicielem jest jego ojciec. Kobieta stawia się zatem w jego gabinecie i już na początku jest bardzo zdegustowana traktowaniem ludzi i jej samej przez McKey'a, który przez cały czas trwania rozmowy siedział do niej tyłem, wykazując brak szacunku. W pewnym momencie Cassandra obrażając go wybiega z pokoju. Jest już pewna, że może pożegnać się z pracą w tej prestiżowej firmie. Wieczorem postanawia udać się na kolację z Nicole, jej chłopakiem i jego bratem. Ale po pewnym nieprzyjemnym incydencie, ucieka z restauracji. Na ulicy poznaje sympatycznego chłopaka o imieniu Tommy, który zaprasza ją do dość specyficznego erotycznego klubu, a Cassandra po chwili namysłu przystaje na jego propozycję. Tam wzbudza zainteresowanie mężczyzny w masce, z którym opuszcza klub. Nieznajomy przedstawia się jako Morfeusz. Od początku między nimi iskrzy, udają się zatem do domu mężczyzny w bogatej dzielnicy miasta. Cassandra spędza u niego noc, która zupełnie zmieni jej dotychczasowe życie. Po tym wydarzeniu dowiaduje się, że otrzymała pracę w firmie McKey'a. Zaprzyjaźnia się również z Tommy'm, któremu chce pomóc w walce z białaczką. Ponadto pierwszego dnia pracy w firmie Art Desiagn&Beauty dociera do niej, że jej szef Adam to poznany w klubie Morfeusz...

Jak zareaguje Cassandra, gdy okaże się, że przeżyła intymne chwile z własnym szefem? Czy postanowi zrezygnować z pracy? Co połączy Cassandrę i Adama? Kim tak naprawdę jest Morfeusz i jaką rolę pełni w klubie erotycznym? Co ukrywa Cassandra? Czy Tommy pokona walkę z rakiem? Co jeszcze wydarzy się w życiu Cassandry? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? 

Fabuła książki niczym nie odbiega od innych w tego typu literaturze. Bowiem poznajemy młodą, atrakcyjną, można nawet powiedzieć biedną dziewczynę oraz bogatego, przystojnego i pewnego siebie mężczyznę, których łączy przede wszystkim namiętność. Przyznaję, że Cassandra wzbudzała we mnie same negatywne uczucia. Jest to kobieta niezdecydowana, rozkapryszona, humorzasta, często wulgarna, nie radząca sobie z emocjami, nie wiedząca czego tak naprawdę chce i oczekuje od życia. Przyleciała do Miami z myślą o lepszym życiu, spełnieniu marzenia dotyczącego pracy jako architekt wnętrz w jednej z najlepszych firm na świecie. Ale również pragnęła uciec od ojca, który nieustannie ją krytykował i nie rozumiał jej poczynań. Chciała mu udowodnić, że jest w stanie sama na siebie zarabiać, że jest ambitna i zdolna i stać ją na więcej niż pracę w sklepie wędkarskim prowadzonym przez ojca. Gdy poznaje Adama - Morfeusza całkowicie mu ulega, nie potrafi mu odmówić, nawet wtedy, gdy zdaje sobie sprawę, że ta znajomość do niczego dobrego nie prowadzi i że będzie przez niego cierpiała. Z jednej strony wie, że nie powinna sypiać ze swoim szefem, a z drugiej strony nie potrafi się od niego uwolnić. Na dodatek się w nim zakochuje, co jeszcze bardziej komplikuje ich relację. Raz go odpycha, nienawidzi, innym razem szuka z nim kontaktu i poddaje się jego wpływom. Jej zachowanie było dla mnie zbyt dziecinne i totalnie niezrozumiałe.
Adam - Morfeusz to mężczyzna tajemniczy, pewny siebie, stanowczy, apodyktyczny, niebezpieczny, wybuchowy, nerwowy, niepotrafiący rozmawiać o swoich uczuciach, niekiedy agresywny, ale bywał także opiekuńczy, troskliwy. Cassandrę traktuje jak swoją własność. Zawsze musi wiedzieć, gdzie i z kim przebywa, wybiera dla niej odpowiednią garderobę, bieliznę, dyktuje warunki, ustala dni i formy spotkań, całkowicie dezorganizuje jej życie. Również on nie wzbudził we mnie jakichś pozytywnych uczuć. Jego postępowanie wywoływało złość, wściekłość, a jego osoba mnie zwyczajnie odrzucała. Jedynie intrygowało mnie to, dlaczego nazywał siebie Morfeuszem, jaką rzeczywiście funkcję pełnił w klubie erotycznym i dlaczego tak bardzo obawiał się rezygnacji z tej roli. Czasem odnosiłam się wrażenie, że Adam i Morfeusz to dwie zupełnie różne osobowości. 

W książce jest mnóstwo intymnych scen, i nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że większość tych momentów wzbudzała we mnie zniesmaczenie, odrazę i wstręt. Po pierwsze opisane były zazwyczaj w dość wulgarny sposób - nie jestem przeciwna używaniu ordynarnych, pospolitych słów, ale w tym przypadku uważam, że autorka przesadziła. Po drugie, główni bohaterzy uprawiali seks w każdym możliwym miejscu i o każdej możliwej porze, nie wspominając, że każde ich zbliżenie kończyło się osiągnięciem kilku orgazmów. Ponadto zdarzało się, że ich intymne momenty były wymuszane, a nawet pojawiała się w ich trakcie przemoc. Dodatkowo denerwowało mnie nieustanne nadużywanie słów: "pieprzyć się" i "dziecinko". W pewnym momencie naprawdę miałam dość. 

Jedynym pozytywnym wątkiem była przyjaźń łącząca Cassandrę z Tommy'm. Gdy kobieta dowiaduje się o jego chorobie, od razu postanawia przekonać go do poddania się leczeniu. Za wszelką cenę chce mu pomóc, znaleźć dawcę, bez względu na koszty i konsekwencje. Jest zdolna nawet poświęcić swoje życie, aby tylko ten sympatyczny chłopak mógł wyzdrowieć. Chociaż w jednym momencie wykazała się dojrzałością i zdecydowaniem. To postawa godna uznania.

Powieść napisana jest prostym stylem i nawet szybko się czyta, pomimo małej czcionki. Uważam, że gdyby główna bohaterka ukazana była z lepszej perspektywy (a nie jako pusta i naiwna dziewczynka), używanych byłoby mniej wulgarnych i powtarzających się określeń, a sceny intymne przedstawione byłyby w bardziej zachęcający (a nie odrzucający) sposób, to naprawdę byłaby to niezła i całkiem przyjemna lektura. Historia omówiona w powieści została przedstawiona z perspektywy Cassandry, dlatego zaskoczeniem było dla mnie ostatnie kilka stron, gdzie początek znajomości głównych bohaterów został ukazany oczami Adama. Choć przez chwilę możemy zaznajomić się z myślami i uczuciami mężczyzny. "Sny Morfeusza" to pierwszy tom cyklu "Mafijna miłość". Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że raczej nie sięgnę po kolejny tom, będący kontynuacją serii. Ale może za jakiś czas zmienię zdanie i jednak nabiorę ochoty na poznanie tajemnicy Morfeusza oraz dalszych losów bohaterów.


"Są takie miejsca, w których nigdy nie powinniśmy się znaleźć. 
Są tacy ludzie, których nigdy nie powinniśmy poznać.
Są też takie chwile, w których jest za późno na to, by się wycofać, 
i wtedy już nic nie zależy od nas samych. 
Tak naprawdę nic nie zależy ode mnie od chwili, w której go poznałam."


Tytuł : "Sny Morfeusza"
Autor : K. N. Haner
Wydawnictwo : Editiored
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 416


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej HELION.