"(...) Życie nie jest katastrofą, ciągle nie spadamy.
Są lepsze dni wzlotów."
Pewnego dnia otrzymałam od wydawnictwa propozycję wzięcia udziału w
specyficznym projekcie. Zapewniono mnie, że jeszcze w czymś takim nie
brałam udziału, co okazało się prawdą. Myślałam wówczas "świetna sprawa". Istotą
wspomnianej idei było przesłanie do mnie książki, bez wskazania
autora/autorki, tytułu, a nawet ujawnienia choćby nutki fabuły.
Pomyślałam, czemu nie? Coś innego, tajemniczego, intrygującego i
budzącego swego rodzaju ekscytację. Zgodziłam się. I cóż... Z
perspektywy czasu wiem, że nigdy nie podejmę się czytania i recenzowania
książki, o której wcześniej nie zaznam jakichkolwiek informacji.
Dlaczego? Zapraszam na moją wyjątkowo krótką opinię (bo recenzją tegoż
tekstu nazwać nie mogę) o powieści, którą przerwałam w połowie.
Manuela Gretkowska - pisarka, scenarzystka, felietonistka, działaczka społeczna, założycielka Partii Kobiet. Zwyciężczyni plebiscytu czytelników "Wysokich Obcasów" na Polkę Roku 2007. Nagrodzona Fenomenem 2006 przez redakcję tygodnika "Przekrój" oraz Elle Style Award 2007 w kategorii: Osoba Publiczna. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krakowie współpracowała z pismem "brulion". W roku 1988 wyjechała do Francji i w Paryżu ukończyła antropologię. Na początku lat 90-tych wróciła do kraju. Była zastępczynią redaktorki naczelnej "Elle", a potem dyrektorką literacką tego pisma. Pisała felietony do "Elle", "Cosmopolitan", "Wprost", "Polityki", "Machiny", "Cogito". Pracowała jako asystentka Józefa Czapskiego. Manuela Gretkowska debiutowała powieścią "My zdies' emigranty" (1991). W roku 1997 wyjechała do Szwecji. Jej książki tłumaczone były na języki: węgierski, serbski, ukraiński, litewski, rosyjski, niemiecki, hiszpański i fiński. (źródło: www.lubimyczytac.pl)
Natasha (Ola) to studentka psychologii, która dorabia sobie rozbierając się na seksczacie. Nawiązuje znajomość z wieloma mężczyznami, z którymi prowadzi niekiedy długie rozmowy. Pewnego dnia poznaje niejakiego Toma pochodzącego z Kalifornii. Po toczącej się już jakiś czas wirtualnej korespondencji, mężczyzna proponuje jej kontrakt. Natasza miałaby, za tysiąc dolarów miesięcznie, objąć posadę jako opiekunka jego pięcioletniego syna z autyzmem. Dziewczyna podejmuje decyzję i wyrusza do San Francisco...
Manuela Gretkowska - pisarka, scenarzystka, felietonistka, działaczka społeczna, założycielka Partii Kobiet. Zwyciężczyni plebiscytu czytelników "Wysokich Obcasów" na Polkę Roku 2007. Nagrodzona Fenomenem 2006 przez redakcję tygodnika "Przekrój" oraz Elle Style Award 2007 w kategorii: Osoba Publiczna. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krakowie współpracowała z pismem "brulion". W roku 1988 wyjechała do Francji i w Paryżu ukończyła antropologię. Na początku lat 90-tych wróciła do kraju. Była zastępczynią redaktorki naczelnej "Elle", a potem dyrektorką literacką tego pisma. Pisała felietony do "Elle", "Cosmopolitan", "Wprost", "Polityki", "Machiny", "Cogito". Pracowała jako asystentka Józefa Czapskiego. Manuela Gretkowska debiutowała powieścią "My zdies' emigranty" (1991). W roku 1997 wyjechała do Szwecji. Jej książki tłumaczone były na języki: węgierski, serbski, ukraiński, litewski, rosyjski, niemiecki, hiszpański i fiński. (źródło: www.lubimyczytac.pl)
Natasha (Ola) to studentka psychologii, która dorabia sobie rozbierając się na seksczacie. Nawiązuje znajomość z wieloma mężczyznami, z którymi prowadzi niekiedy długie rozmowy. Pewnego dnia poznaje niejakiego Toma pochodzącego z Kalifornii. Po toczącej się już jakiś czas wirtualnej korespondencji, mężczyzna proponuje jej kontrakt. Natasza miałaby, za tysiąc dolarów miesięcznie, objąć posadę jako opiekunka jego pięcioletniego syna z autyzmem. Dziewczyna podejmuje decyzję i wyrusza do San Francisco...
W bieżącym roku
dwukrotnie zdarzyło mi się przemęczyć książkę. W
obu przypadkach, szczerze mówiąc, zasiadałam do ich lektury na siłę.
Nudziłam
się okropnie, ale ponieważ Kasia tak łatwo się nie poddaje, to wielokroć
dawałam im szanse. Chciałam napisać rzetelne recenzje i wydawało mi się,
że
tylko po poznaniu całej historii ukazanej w książce, mogę to uczynić.
Cóż,
byłam w błędzie. Niepotrzebnie skazywałam siebie na takie poświęcenie.
Nie ukrywam, że po dotarciu do ostatnich stron obu
publikacji, cieszyłam się, że mam je za sobą. Wówczas obiecałam sobie,
że
nigdy więcej nikt i nic nie zmusi mnie do czytania książki, która od
początku ani nie porywa, ani nie angażuje, ani nie wyzwala większych
emocji, ani zwyczajnie nie intryguje. "Na linii świata" to właśnie jedna
z tych książek. Podchodziłam do niej czterokrotnie. Najpierw odłożyłam
ją po
zaznajomieniu się z zaledwie pierwszym zdaniem. Myślę - co to jest? Tak
od razu
wulgarnie? Za drugim razem dobrnęłam do pięćdziesiątej strony (wow!). Za
kolejnym aż do połowy (nie wiem jakim cudem) i
stwierdziłam DOŚĆ. Za ostatnim, miałam w planie jeszcze przerzucić
kilka stron, ale doszłam jednak do wniosku, że szkoda mego czasu, który
mogę przeznaczyć na inną, ciekawszą prozę. Mogę stwierdzić, że sto
pięćdziesiąt stron po prostu
przeczytałam. O czym dokładnie jest ta opowieść? Tak do końca to nie
wiem. Aczkolwiek jedno wiem na pewno. To
totalny chaos. Miszmasz. Opowieść o wszystkim i o niczym. Skupienie erotyki, polityki, wiary, religii,
patologii, fizyki kwantowej, informatyki i wynalazków techniki. Nieprecyzyjność informacji (np. choroba
dziecka, wiek głównego bohatera, studia Nataszy), przeskoki czasowe i
fabularne, mnóstwo bezsensownych i nieuzasadnionych dialogów, rzucające
się w oczy wulgaryzmy (niektóre dla mnie zupełnie nowe np.
"chu...cipodupcu"), dziwne i chaotyczne postacie, sceny budzące
niesmak i obrzydzenie (dobrze, że nie czytałam w trakcie posiłku), to
tylko
część elementów stanowiących mankamenty tej książki. W tym miejscu
pragnę
nadmienić, że nie jestem osobą przewrażliwioną na punkcie stosowania
wulgarnego
słownictwa. Samej niestety zdarza mi się używać niecenzuralnych słów, a
ponadto w literaturze niejednokrotnie takowe napotykałam. Jednak w tym
przypadku strasznie mi przeszkadzały i w moim odczuciu kompletnie nie
wpasowywały się w treść (przynajmniej nie zawsze i nie wszędzie). Ściślej
rzecz ujmując, między mną a historią omówioną w książce "Na linii
świata" nie zaiskrzyło. Chemii brak. Uczuć brak. Powieść zdecydowanie
nie trafiła w mój czytelniczy gust. Zapewne wykazuje
głębszy przekaz czy przesłanie, ale ja owego nie odnalazłam i szukać nie
mam
zamiaru.
O bohaterach nie będę się
rozpisywać, bo tak naprawdę nie wiedziałabym nawet, co miałabym
uwzględnić. Cóż, ani im nie potrafiłam współczuć,
ani mi ich nie było żal, ani tym bardziej nie mogłam ich polubić. Ich
postawy i
zachowania dla mnie były kompletnie niezrozumiałe i niewyobrażalne.
Zresztą i tak pogubiłam się w tym, kto z kim, po co i dlaczego.
Pragnę
też zwrócić uwagę na jeden szczegół. Jeszcze nigdy, odkąd zaczęłam
przygodę z czytaniem, nie zdarzyło mi się, abym nie chciała poznać
rozwiązania danej historii. Zawsze takowego wyczekiwałam z
niecierpliwością i ogromnym zaciekawieniem. Niestety, w przypadku owej
pozycji nawet
nie zajrzałam na ostatnią stronę. W ogóle nie interesuje mnie
zakończenie
tej powieści. Przerwałam ją w połowie, zamknęłam, odłożyłam na półkę i
poczułam ulgę (teraz też ją odczuwam, bowiem wyrażenie mojej opinii
dobiega końca).
Zawsze
intuicyjnie unikałam publikacji Manueli Gretkowskiej. Jakoś mnie
nie przekonywały. Możliwe, że uważałam owe za nazbyt kontrowersyjne.
Ciężko powiedzieć. Po prostu je omijałam. Prawda jest taka, że gdybym
miała wcześniej informację, kto jest autorką tejże książki i dano by mi
możliwość zapoznania się z zarysem fabuły, z pewnością nie
zdecydowałabym się na lekturę. Bez wątpienia.
Jedynymi
atutami wspomnianej prozy są
naprawdę piękna i subtelna okładka oraz styl i czcionka, które
sprawiają, że spotkanie z nią w miarę szybko przebiega. Na
szczęście. Bo inaczej nawet tym stu pięćdziesięciu stronom nie dałabym
rady. Kończąc moje wywody, powiem krótko, jestem bardzo rozczarowana i
zdegustowana. I to by było na tyle.
Cytaty:
"Nie okazywał radości ani smutku, oszczędzał uczucia jak drobniaki do skarbonki,
na później, na jej powroty.
Przeciągał ich wspólne "tu i teraz" do granic wytrzymałości.
Oganiała się od niego.
Całowała, zniecierpliwiona odsyłała ojcu siedzącemu mściwie, nieruchomo w pokoju obok.
Odpychała Toma od swego różano-jaśminowego zapachu perfum."
" - (...) Nie ma czegoś takiego jak Polacy. To Rosjanie udający Francuzów."
" - (...) Rodzimy się nadzy i umieramy nadzy, pomiędzy potrzebujemy cholernie dużo,
niewypłacalnie dużo."
(źródło: www.znak.com.pl)
Tytuł: "Na linii świata"
Autor: Manuela Gretkowska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Autor: Manuela Gretkowska
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Ilość stron: 304
Kategoria: literatura współczesna
Moja ocena: 3/10
Jakoś książki Gretkowskiej mi nie podchodzą. Ale może warto spróbować jeszcze raz?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie sięgnę kolejny raz. Wystarczyły wspomniane cztery :)
UsuńSzkoda, że tym razem się rozczarowałaś. Ale nie wszystko musi się nam podobać. Dla mnie recenzja nie jest za krótka, jest w punkt. :)
OdpowiedzUsuńZgadza się :) Dziękuję :)
UsuńOj nie, zdecydowanie nie jest to książka, którą chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńPrawda, nie jest :)
UsuńTo już kolejna negatywna opinia. Odpuszczę sobie te księżkę.
OdpowiedzUsuńFajny projekt! Ale książka... Nie ma w niej nic zachęcającego do czytania
OdpowiedzUsuńZamysł świetny :)
UsuńOtóż to.
Też uczestniczyłam kiedyś w podobnym projekcie, jak Ty, i okazało się, że trafiłam na cudowną, mądrą powieść obyczajową. Szkoda, że w Twoim przypadku tak nie było.
OdpowiedzUsuńMiałaś więcej szczęścia :)
UsuńZdarza się.
Ja tez uważam, ze to jedna z najgorszych książek, jakie czytałam. Fatalnie skonstruowana, miejscami akcja jest bez sensu. Nie do wybaczenia u kogoś, kto żyje z pisania od lat a nie jest debiutantem. Jestem zdumiona, że ktokolwiek to wydał.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam.
UsuńCzytanie tej książki jest strasznie męczące. Co ciekawe, "Kosmitkę" Gretkowskiej przeczytałam z wielką przyjemnością, właściwie jednym tchem. Trudno uwierzyć, że to ta sama autorka.
OdpowiedzUsuń