piątek, 19 sierpnia 2016

Kiedy pada deszcz - Lisa De Jong




"Nigdy nie wyobrażałam sobie dnia bez światła. Dnia bez nadziei. 
Dnia bez widoku na przyszłość. 
Kiedyś byłam gwiazdą wśród biegaczek, teraz jedynie uciekam od siebie. 
Niegdyś marzyłam o karierze prawniczej, teraz nie chcę studiować. 
Kiedyś miałam wielu przyjaciół, teraz mam tylko Beau... a on jutro wyjeżdża na studia."


Gdy sięgałam po książkę "Kiedy pada deszcz", nie sądziłam, że wywrze na mnie aż takie wrażenie. Nie spodziewałam się aż takich emocji. Owszem zapoznałam się z jej różnymi opiniami, w których sugerowano, aby zaopatrzyć się w chusteczki, nawet kilka paczek. Twierdzono, że jest to o wiele lepsza lektura od "Promyczka" czy "Zanim się pojawiłeś", które mam w swojej biblioteczce, ale niestety nie udało mi się jeszcze ich przeczytać. Te sugestie zachęciły mnie i zaintrygowały na tyle, ażeby po prostu sięgnąć po "Kiedy pada deszcz". Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście powieść jest tak bardzo poruszająca. I się przekonałam. Książka jest niesamowitą huśtawką emocjonalną. Pochłonęłam ją w dwa wieczory, przepłakałam kilka godzin, wylałam morze - co ja mówię - ocean łez. Nawet teraz, pisząc tę recenzję łzy cisną się do oczu, a myślałam, że udało mi się ochłonąć po jej lekturze. Nic bardziej mylnego. 

"Jedna noc, jedna chwila, jedna decyzja potrafi zmienić całą ścieżkę przyszłego życia."

O czym zatem opowiada książka?

Kate Alexander mieszka wraz z mamą w niewielkiej miejscowości Carrington. Kobiety pracują jako kelnerki w jednej z miejscowych restauracji. Kate od najmłodszych lat przyjaźni się z Beau, w którym się też podkochuje, ale on o tym nie wie. Pewnego dnia dziewczyna udaje się na imprezę przy ognisku, która całkowicie zmienia jej życie. Dochodzi bowiem do dramatycznej sytuacji. Niestety akurat tego wieczoru Beau nie mógł jej towarzyszyć. Od tamtej pory Kate zamyka się w sobie, odsuwa się od znajomych, przyjaciół, odpycha od siebie zarówno mamę, jak i najlepszego przyjaciela. Przez kolejne dwa lata po prostu egzystuje, nie wyjawia nikomu, co wydarzyło się pamiętnej nocy. Rezygnuje z dalszej edukacji, nie ma celu życia, a nawet nie widzi jego dalszego sensu. Jest jej bardzo ciężko, tym bardziej, kiedy Beau wyjeżdża na studia do miasta oddalonego o parę godzin jazdy od domu rodzinnego. Kate stara się o tym nie myśleć, próbuje zapomnieć o przeszłości. Postanawia poświęcić się pracy i zaczyna biegać. Któregoś dnia w restauracji pojawia się tajemniczy i przystojny chłopak - Asher Hunt. Człowiek, który zmienia jej życie na zawsze...

Co wydarzyło się podczas imprezy? Co sprawiło, że Kate zamknęła się w sobie i zaczęła izolować od ludzi? Co wyjawi jej Beau? Jak dziewczyna poradzi sobie po wyjeździe najlepszego przyjaciela? Czy ich przyjaźń przetrwa rozłąkę? Czy Kate opowie komukolwiek o traumatycznym wydarzeniu sprzed kilku lat? Kim jest Asher Hunt? Co połączy Kate i Ashera? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

"W ten wieczór byłam na jednym z takich ognisk.
Wieczór, który zepchnął mnie w mrok, gdzie moje nocne niebo nie ma gwiazd, 
moje dni nie mają słońca, a moje ciało pozbawione jest nadziei.
Tamtego wieczora moje życie się skończyło."

Książka jest idealna pod każdym względem. Napisana jest prostym językiem, bardzo szybko się ją czyta. Nie można się od niej oderwać choćby na moment. Nie chcę i nie mogę zanadto rozpisywać się na temat ukazanej historii czy przedstawionych wyrazistych postaci, bowiem nie chciałabym odbierać Wam przyjemności z jej lektury. Można co prawda dostrzec pewne podobieństwo fabuły do innych tego rodzaju opowieści. Jednak "Kiedy pada deszcz" jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Już na początku wyzwala emocje, mianowicie smutek, ból, a jednocześnie wściekłość. Później jest trochę spokojniej, niejednokrotnie pojawia się nawet uśmiech na twarzy. Ale to, co dzieje się w połowie książki doprowadza do łez, rozpaczy i ogromnego bólu. I ten stan utrzymuje się do ostatniej strony. Łzy spływają po policzkach, nie sposób nad nimi zapanować. A serce zostaje rozbite na miliony kawałeczków. Prawdę mówiąc, gdy skończyłam czytać tę powieść późnym wieczorem, do rana nie mogłam zmrużyć oka. Cała drżałam od nadmiaru emocji. Bardzo mocno przeżyłam ukazaną opowieść. 

"Moje życie jest niczym bąk, który bez przerwy wiruje do czasu, 
gdy już dłużej nie może i nie ma innego wyboru, jak upaść. 
Nie mam nikogo, kto by mnie złapał, ale jak miałabym mieć, skoro wszystkich odepchnęłam?"

Nie ukrywam, że pokochałam dosłownie wszystkich bohaterów książki i było mi naprawdę ciężko się z nimi rozstać. Podejrzewam, że niejednokrotnie będę wracać do tej powieści, nawet jeśli znowu wyleję morze łez. Jest bogata w mnóstwo pięknych myśli, słów. Przyznaję, że każde spojrzenie na okładkę książki sprawia, że łza kręci się w oku. Czegoś takiego jeszcze w przypadku żadnej książki nie doświadczyłam. Owszem, zdarzało się, że nie raz jakaś powieść mnie wzruszała, wywołała łzy, ale nigdy do tego stopnia, że nie mogłam dojść do siebie po kilku dniach od jej zakończenia. To naprawdę niesamowite. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą powieścią i poświęconego czasu na jej lekturę. Nie żałuję żadnej uronionej łzy, nawet pomimo tego, że następnego dnia ledwo mogłam patrzeć na oczy, bo były zapuchnięte i zaczerwienione. 

"Zawsze mam wrażenie, że rzeczy, których obawiałam się najbardziej, okazują się nie aż tak złe, 
jak mi się wydawało. To raczej sprawy, które pojawiały się z zaskoczenia rzucały mnie na kolana. 
Wydaje mi się, że kluczowe jest przejście do porządku dziennego nad kwestiami, 
których nie można zmienić i przeniesienie energii na te, na które mamy wpływ. 
Żałuję, że już dawno sobie tego nie uświadomiłam."

Mam nadzieję, że w jakimś stopniu przekonałam Was do sięgnięcia po tę niezwykłą, wyjątkową i przepiękną powieść. Dla mnie jej poznanie było ogromnym przeżyciem, a ukazana historia zapadła głęboko w sercu i również na lata pozostanie w mojej pamięci. A za każdym razem, kiedy spadnie deszcz bądź usłyszę któryś z utworów muzycznych podanych w powieści, będę myślała o Kate, Beau oraz o cudownym chłopaku o imieniu Asher...

Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnej powieści autorki - Lisy De Jong.


"- Istnieje określony sposób, w jaki chłopak patrzy na dziewczynę, 
bez której nie potrafi żyć - mówi, nadal na mnie nie patrząc.
- Jaki? - Przełykam z trudem. Nie mam pojęcia dokąd zmierza ta rozmowa. 
W końcu spogląda na mnie, a ja nie mogę się ruszyć.
- Jakby była wszystkim, czego kiedykolwiek potrzebował."



"Życie jest niesprawiedliwe. 
Często bywa skomplikowane, sprawiając, że musimy się zmagać z rzeczami, 
z którymi zmagać się nie powinniśmy. 
Potrafi sprawić, że jednego dnia się śmiejemy, 
by drugiego zostać rozbitymi na tysiące kawałków."




"Nauczył mnie, że póki oddycham, moje życie nie jest skończone, 
więc nie powinnam go tak wcześnie skreślać. Może i nie mam kontroli nad wszystkim, 
co mnie spotyka, ale to ja decyduję, jak to przyjąć. 
Nauczył mnie, że im bardziej ryzykuję, tym mniej strachu będę później odczuwać. 
Jeśli jestem zbyt przerażona, by cokolwiek zrobić, 
nawet wychylić się ze swojego bezpiecznego kokonu, 
to nigdy nie będę mogła żyć naprawdę, tak, jak powinnam.
Nauczył mnie też, czym jest miłość.
To najpotężniejsze uczucie, jakie tli się w każdym z nas. 
A jeśli mamy miłość, to pomaga zmniejszać wszystkie bolesne emocje, 
ukryte tak głęboko, że trudno je dostrzec."


Tytuł : "Kiedy pada deszcz"
Autor : Lisa De Jong
Wydawnictwo : Filia
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 424

Serdecznie polecam!

czwartek, 18 sierpnia 2016

Akcja Wydawnictwa Wymownia: darmowe e-booki dla Blogerek!




Zachęcam wszystkie Blogerki do wzięcia udziału w akcji 
"Darmowe e-booki dla Blogerek", 
którą organizuje Wydawnictwo Wymownia. 
Celem tejże akcji jest przede wszystkim wspieranie czytelnictwa.
 
Szczegóły akcji oraz warunki współpracy są dostępne 
po kliknięciu w poniższy link:  
 
Serdecznie zapraszam :) 


środa, 17 sierpnia 2016

CALDER. Narodziny odwagi - M. Sheridan




"Gdy na nią patrzyłem, ogarnęło mnie dziwne uczucie, coś niemal jak deja vu, 
jakby ta chwila była wspomnieniem - ale żyjącym nie w mojej pamięci, ale we krwi, 
w każdym włóknie mojego ciała. Była jak reminiscencja czegoś albo wizja. 
A być może mgliste, zapomniane na długo marzenie, które właśnie się ziszczało."


"Calder. Narodziny odwagi" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Mii Sheridan i zdecydowanie nie ostatnie. Kiedy otrzymałam książkę, nie mogłam oderwać wzroku od spojrzenia mężczyzny widniejącego na okładce. Oprawa idealnie współgra zarówno z tytułem, jak i zawartością powieści. Przyznaję, że gdy otworzyłam książkę i zapoznałam się z legendą o Wodniku, a potem z pierwszymi kilkoma stronami, trochę się przeraziłam. Mianowicie, przestraszyłam się tego, że została w niej ukazana historia sprzed kilkuset lat, a ponadto, że jest to literatura fantastyczna, a takowych zwyczajnie unikam z różnych względów. Jednak z każdą następną stroną coraz bardziej zaczęłam się zagłębiać w ukazaną opowieść, która pochłonęła mnie bez reszty. Powieść wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie chciałam i nie potrafiłam się oderwać. Jeszcze nie zdarzyło mi się, aby czytać jakąkolwiek książkę z tak ogromnym napięciem, zaciekawieniem. Ponadto "Calder. Narodziny odwagi" to nagromadzenie niesamowitych emocji, głęboko przenikających do wnętrza, od których nie można się uwolnić nawet po kilku dniach od zakończenia lektury. 

O czym zatem opowiada książka?

Akadia to apokaliptyczna sekta, której przywódcą jest Hector. Wspólnota zajmuje obszar czterystu akrów. Jej władca mieszka w ogromnym domu ze wszelkimi współczesnymi udogodnieniami, otoczony członkami rady. Natomiast, nieopodal w chatkach wielkością przypominających pokoje, mieszkają zwykli ludzie zwani robotnikami. W jednej z takich chatek mieszka Calder wraz z rodzicami i starszą siostrą - Mayą. Chłopiec przyjaźni się Xandrem, z którym często prowadzi rozmowy, kradnie cukier z leśniczówki lub gra w puszkę. Calder w każdej wolnej chwili opiekuje się siostrą, poświęca jej czas. Ponadto pragnie zostać członkiem rady, dlatego też buduje system nawadniania. Pewnego dnia w Akadii Hector przedstawia swoją wybrankę - kilkuletnią Eden, która po uzyskaniu pełnoletności miałaby zostać jego żoną. Przywódca, który każe nazywać siebie ojcem, informuje zgromadzonych, że po dwóch miesiącach i sześciu dniach od jego ślubu z Eden nastąpi powódź i wszyscy zostaną poprowadzeni do Elizjum - miejsca pozbawionego bólu i cierpienia. Gdy Calder zauważa Eden, nie może oderwać od niej wzroku. Przez lata spoglądają na siebie, obserwują siebie nawzajem, nawiązuje się między nimi niewidzialna nić. Chłopak podkłada w świątyni dla Eden zasuszone kwiaty powoju, a ona zostawia mu w chatce cukierki - irysy. Któregoś dnia dostrzega ją przy źródle, zaczynają rozmawiać, spotykają się po kryjomu. On ją uczy podstawowych rzeczy, a ona przynosi mu przybory do malowania. Zakochują się w sobie, ale niestety nie mogą się ujawnić. Niestety Hector domyśla się, że tych dwoje coś łączy i zaczyna wymierzać Calderowi wszelkiego rodzaju kary. Chłopak wraz z Eden i Xandrem coraz częściej myślą o ucieczce, uwolnieniu się od bezwzględnego przywódcy, któremu przestają ufać i wierzyć w jego słowa. Ponadto chcą poznać świat poza murami Akadii. I pewnego dnia postanawiają opuścić to przerażające miejsce...

Czy Eden, Calderowi i Xandrowi uda się uciec z Akadii? Dokąd się udadzą? Kto postanowi im pomóc? Czego dowie się Calder przez opuszczeniem wspólnoty? Jak zareaguje Hector na nieobecność Eden? Czy będzie próbował odnaleźć swoją wybrankę? Czy będzie próbował się zemścić na Calderze? Czy trójka przyjaciół powróci do Akadii? Czy przepowiednia Hectora się spełni i nastąpi powódź? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

Książka rozpoczyna się krótką wzmianką dotyczącą legendy o Wodniku. Następnie poznajemy historię opowiedzianą zarówno z perspektywy Eden, jak i Caldera. Ich opowieść zaczyna się od momentu, kiedy byli jeszcze dziećmi nie do końca świadomymi tego, co się dzieje wokół nich. Calder był mądrym, pracowitym i troskliwym chłopcem. Wywodził się z rodziny robotników, którzy każdego dnia ciężko pracowali. Mieszkali w prymitywnych chatkach bez dostępu do elektryczności, bieżącej wody, środków masowego przekazu. Spali na podłodze, kąpali się w rzece, prali ręcznie, nosili ubrania i obuwie, które sami sobie stworzyli. Dzieci pracowników nie otrzymywały cukierków, zabawek. Natomiast Hector mieszkał w luksusowym domu ze wszelkimi nowoczesnymi udogodnieniami. Tylko on oraz członkowie rady mogli wydostawać się na zewnątrz Akadii, podróżować, korzystać z wielu przywilejów. Gdy Eden zamieszkała w domu przywódcy, nie potrafiła się odnaleźć. Miała zaledwie kilka lat, czuła się samotna i przerażona. Nieustannie była pilnowana. Często grała na fortepianie, dzięki czemu choć na chwilę mogła znaleźć ukojenie i nie odczuwać tęsknoty, bólu. Później zaczęła spotykać się z Calderem, z którym połączyło ją głębokie i niezwykłe uczucie. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, co może się stać, jeśli ich związek ujrzy światło dzienne. Ale nie mogli i nie potrafili z siebie zrezygnować. Miłość dodawała im sił i odwagi do podjęcia decyzji o ucieczce. Pragnęli być razem i spełnić swoje marzenia. Postanowili zatem walczyć o siebie, swoją miłość, wolność, a przede wszystkim o życie.

Niewątpliwie wątek miłosny Eden i Caldera wywołał we mnie bardzo pozytywne i przyjemne odczucia. Autorka w cudowny i piękny sposób przedstawiła ich uczucie, przyjaźń. Bezgraniczne zaufanie, którym się obdarzają, ryzykowanie własnego życia, poświęcenie się dla drugiej osoby wzbudzały podziw. Ich intymne sceny były subtelne, pełne ciepła, czułości. Eden i Calder połączyła prawdziwa miłość, która jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody i przeciwności losu.

Nieustannie w trakcie czytania książki w mojej głowie pojawiała się myśl, dlaczego ludzie przynależą do sekt. Eden i Calder byli dziećmi, zatem nie mieli żadnego wyboru. Jednak, co skłaniało dorosłych do tego, aby dobrowolnie znaleźć się w miejscu odciętym od świata zewnętrznego? Co sprawiło, że zdecydowali się przebywać w tak prymitywnych warunkach? Dlaczego poddali się surowym i bezwzględnym zasadom? Dlaczego tak bardzo wierzyli w słowa i przepowiednie jednego człowieka? Dlaczego godzili się na nazywanie swego przywódcy ojcem? Dlaczego poświęcali swoje zdrowie, a nawet życie? Nie ukrywam, że mnie to przerażało, a jednocześnie było dla mnie niezrozumiałe. Historia ukazana w powieści jest fikcją literacką, ale przecież na świecie od wielu lat istnieją sekty wyróżniające się zasięgiem, charakterem, założeniami, działalnością.

Jestem pod wrażeniem ukazanej fabuły, niebanalnego pomysłu, niezwykle wyrazistych postaci - również tych drugoplanowych, pięknych i ciekawych dialogów, łatwego i prostego stylu. Powieść czytałam z ogromnym zainteresowaniem, nie było ani jednego momentu znudzenia. Akcja toczyła się powoli, co niewątpliwie budowało napięcie. Ponadto przedstawiona historia dostarczyła mnóstwo emocji. Wywołała przerażenie, zaskoczenie, podziw i lęk. Czasami pojawiał się uśmiech na twarzy, a niekiedy łzy napływały do oczu. Nie spodziewałam się, że ta powieść wzbudzi we mnie takie emocje.

"Calder. Narodziny odwagi" to opowieść o prawdziwej miłości, niesamowitej przyjaźni, walce dobra ze złem, niezwykłej odwadze i determinacji, a przede wszystkim o spełnianiu marzeń. Ukazuje także ważny temat dotyczący przynależności do sekty oraz skutki jej opuszczenia. Uświadamia istotę miłości, dzięki której człowiek staje się silniejszy, mocniejszy, piękniejszy. Ponadto pozwala docenić życie, cieszyć się każdą chwilą. To ujmująca i wzruszająca powieść, która na długo pozostaje w pamięci. Prawdę mówiąc, gdy tylko skończyłam czytać tę książkę, od razu sięgnęłam po jej kontynuację "Eden. Nowy początek", bowiem musiałam poznać dalsze losy bohaterów.


"Nie wiedziałam, czy to, co robimy, było dobre, czy złe. Przez całe życie powtarzano mi, 
że nieczystość seksualna jest grzechem. Ale to było czymś tak dalekim od grzechu, 
jak to tylko możliwe. Jak mogło być grzeszne coś, co sprawiało, 
że moje serce przepełniało się miłością do tego silnego, troskliwego, 
cudownego chłopca - człowieka, który nauczył mnie tylu wspaniałych, pięknych rzeczy? 
Jak mogło być grzeszne coś, co było najszczęśliwszą chwilą w moim życiu? 
Czy bycie tak szczęśliwym naprawdę może być złe? Nie mogłam w to uwierzyć."




Tytuł : "CALDER. Narodziny odwagi"
Autor : Mia Sheridan
Wydawnictwo : Septem
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 376

Serdecznie polecam!


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej HELION.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Bankiet wysuszonych kasztanów - J. Stańda




"Zapatrzona w jasną dal za oknem zamyśliła się. Dlaczego ten świat się tak zmienił?
Dawne wartości straciły na znaczeniu, a zyskały popularność te, 
które w przeszłości były powodem głębokiego wstydu i społecznego wykluczenia, 
jak to się ładnie określa w wiadomościach telewizyjnych. 
Ludzie się pogubili, zniknął im z oczu drogowskaz w kierunku przyzwoitości,
 na którą składają się delikatność, dobroduszność, wspaniałomyślność, prawość i uczciwość, 
filar dobra poprzednich pokoleń. 
Czy kiedyś odnajdą to ostateczne i jednocześnie elementarne źródło moralności?"


"Bankiet wysuszonych kasztanów" to jedna z nowości sierpniowych Wydawnictwa Psychoskok. Dlaczego sięgnęłam akurat po tę książkę? Mianowicie, przekonał mnie do tego jej opis, zapowiadający optymistyczną historię, a poza tym miała ona stanowić oderwanie się na chwilę od powieści obszernych poruszających dość trudne tematy. I rzeczywiście opowieść ujęta została w książce w humorystyczny sposób, ale przedstawia ważne kwestie dotyczące życia osób starszych. Opowiada bowiem o samotności ludzi w podeszłym wieku, ich pobycie w szpitalu na jednym z oddziałów, podejściu pracowników służby zdrowia do tychże osób, a przede wszystkim o niespełnionych i przyszłych marzeniach. Bowiem każdy z nas o czymś marzy, pragnie zrealizować swoje plany, bez względu na wiek i stan zdrowia. 

W jednym z miejscowych szpitali na oddziale geriatrii w sali numer dwa spotykają się przypadkiem cztery staruszki. Pierwsza na oddział trafia pani Kuruc, która zapadła w śpiączkę jadąc na pocztę w celu wysłania listu do córki. To kobieta siedemdziesięcioletnia, emerytowana salowa. Mieszka sama, mąż ją zostawił, a córki nie widziała od dziesięciu lat. Ze względu na swoją tuszę porusza się o kuli inwalidzkiej, zatem wielu czynności nie może wykonywać samodzielnie. Każdego dnia może jednak liczyć na pomoc pewnej opiekunki. Pani Kurunc czuje się bardzo samotną osobą, dnie spędza na oglądaniu wszelakich seriali. Drugą pacjentką oddziału jest Pani Kobel - osiemdziesięciodwuletnia wdowa, której pasją jest ogrodnictwo. To energiczna i stanowcza osoba.  Jest niepocieszona, że trafiła do szpitala, bowiem nieustannie myśli o swojej działce. Okazuje się, że zdiagnozowano u niej zapalenie oskrzeli i problemy z nerkami. Kobieta utrzymuje kontakt z synem, ale niestety jej relacje z synową i wnuczką nie należą do najłatwiejszych. Adoruje ją pan Albert - sąsiad z działki, ale staruszka odrzuca jego przyjaźń. Kolejną kobietą, która zjawia się w sali jest pani Mirela Kowine - wykształcona, siedemdziesięciopięcioletnia, która w młodości należała do zespołu pieśni i tańca. Do szpitala przywieziono ją, gdy zasłabła, jest niezdolna do samodzielnego poruszania się. To osoba przewrażliwiona, złośliwa, niecierpliwa, lubiąca rozkazywać innym, jednocześnie przywiązująca dużą uwagę do swojego wyglądu. Najstarszą pacjentką na oddziale jest pani Anastazja - dziewięćdziesięciodwuletnia kobieta ze zdiagnozowaną anemią. Pracowała jako wykładowczyni matematyki. Jest bardzo oczytana, inteligentna i pewna siebie. Syn przebywa za granicą, a jedyną osobą, która ją odwiedza jest jego kolega. Któregoś dnia w sali pojawia się Oliwia Rostocka z podejrzeniem astmy. To niespełna czterdziestoletnia dyrektor działu personalnego w korporacji. Staruszki nie darzą sympatią nowo przybyłej. Na dodatek uważają, że kobieta może im przeszkodzić w realizacji pewnego pomysłu...

Czy pani Kuruc skontaktuje się z córką? Czy pani Kobel zdecyduje się na wspólne życie z panem Albertem? Czy staruszkom uda się osiągnąć zamierzony cel? O czym marzą kobiety? Czy uda im się porozumieć z Oliwią Rostocką? Co wydarzy się na oddziale geriatrii w sali numer dwa?

"- Na starość wszelka nadzieja staje się już tylko urazą, mniej lub bardziej demonstrowaną. 
To, co kiedyś wydawało się godne zainteresowania, było przedmiotem marzeń i pożądania, 
dziś unaocznia niemoc i bezradność starca 
- wyznała niespodziewanie filozoficzną prawdę pani Mirela."
 
Bohaterki książki narzekają na oddział geriatrii, na którym się znalazły. Ordynatora nazywają kurdupelkiem, a starszą asystentkę oddziału traktują lekceważąco, niekiedy nawet ją obrażając. Są przygnębione warunkami w jakich muszą przebywać wbrew sobie. Uważają, że łóżka są niewygodne, a jedzenie bardzo okrojone, niezachęcające i niezbyt smaczne. Podawane jest nie tylko w małych ilościach, ale przede wszystkim nieświeże i powtarzające się każdego dnia. Salowa kilkakrotnie oferowała pacjentkom tygodniowy abonament oferujący lepsze i bardziej urozmaicone jedzenie, ale ponieważ jego koszt wynosił trzysta złotych, to staruszki nie zdecydowały się na taki luksus. Ich niewysokie emerytury im na to nie pozwalały. Na dodatek, aby obejrzeć jakikolwiek program telewizyjny, trzeba było dokonywać zapłaty w kwocie dwóch złotych za godzinę rozrywki. Kobiety zatem postanowiły poprawić sobie warunki pobytu w szpitalu i obmyśliły pewien plan. Gdy jednak na oddziale pojawiła się Oliwia Rostocka, zaczęły się obawiać, że ich pomysł nie dojdzie do skutku. Pragnęły pozbyć się nowej lokatorki sali numer dwa, która swoim podejściem do osób starszych i w ogóle do życia wzbudzała w nich negatywne uczucia. Nie rozumiały młodszej koleżanki, dla której priorytetami było dążenie do kariery, osiągnięcie wysokiej pozycji, zarabianie mnóstwa pieniędzy, a tym samym rezygnacja z założenia rodziny. Dla kobiet, które przeżyły czasy wojny, poświęciły swoje życie dla dobra rodziny, dbały o dom, stworzyły swoim dzieciom dogodne na tamte możliwości warunki, zachowanie czterdziestoletniej pacjentki było niezrozumiałe. Tym bardziej, że nieustannie narzekała na wszelkie trudności i niewygody mające miejsce we współczesnym świecie. Zresztą nie tylko ona wykazywała się brakiem szacunku i zrozumienia wobec staruszek, dołączyli do niej bowiem pracownicy szpitala. Staruszki czuły się zatem niepotrzebne, zepchnięte na margines, bezużyteczne. Czy jednak Oliwia zacznie doceniać starsze kobiety i okaże im wyrozumiałość? Czy zmieni swoje podejście do życia?
"Bankiet wysuszonych kasztanów" jest wbrew pozorom lekką, przyjemną i optymistyczną mini powieścią. To lektura warta uwagi, tym bardziej, że skłania do wielu przemyśleń i rozważań. Dialogi zawarte w książce niekiedy przepełnione są bólem będącym wynikiem traumatycznych przeżyć, tęsknotą, ale wywołują również uśmiech na twarzy. Osoby starsze mają swoje obawy, świadome są swoich ograniczeń, czują się samotne, często wymagają pomocy i opieki innych, ale pomimo to, wykazują chęć życia, wolę walki, cieszą się każdą chwilą, a przede wszystkim mają również marzenia, które pragną zrealizować...


"W każdej z sal można było poznać różne życiorysy, ważne i nieważne, urozmaicone, 
niebanalne i dojmująco bezbarwne, nieciekawe. 
I bez względu na to, jakie one były, ich zakres zaczyna się w szpitalnej sali, 
przepełnionej, pomimo ciepłego przyjemnego wieczoru, przygnębieniem i apatią."




Tytuł : "Bankiet wysuszonych kasztanów"
Autor : Joanna Stańda
Wydawnictwo : Psychoskok
Rok wydania : 2016
Ilość stron : 144


Serdecznie polecam!


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.


sobota, 13 sierpnia 2016

Sny Morfeusza - K. N. Haner




"Nie wiem, co w nim takiego jest, ale jestem pewna, że się w nim zakochuję. 
Z sekundy na sekundę coraz bardziej. I kompletnie nie potrafię tego wyjaśnić. 
To jest sprzeczne ze wszystkim, co do tej pory myślałam o miłości.
 Jako można kochać kogoś tak wyniosłego, władczego i zadufanego w sobie? 
Tak agresywnego i nieobliczalnego. 
Dlaczego zakochujemy się w osobach kompletnie dla nas nieodpowiednich?"


Bardzo długo wahałam się, czy w ogóle sięgnąć po "Sny Morfeusza". Nie dlatego, że należy do gatunku literatury erotycznej, bo takowe czytuję, ale w dużej mierze ze względu na skrajne opinie. Fakt, że ostatecznie książka oceniona jest w miarę przyzwoicie. Przyznaję, że to moje pierwsze spotkanie z piórem K. N. Haner. I choć do tej pory nie przeczytałam żadnej wcześniej wydanej książki autorki i nie mogę się do nich odnieść, to mam świadomość, jakie jej powieści ukazały się i jakie jeszcze pojawią się na rynku w najbliższym czasie. Po "Sny Morfeusza" postanowiłam się jednak zdecydować, aby przede wszystkim przekonać się o słuszności ukazujących się ocen, a ponadto nie ukrywam, że trochę zaintrygował mnie zarówno tytuł, jak i opis, bo okładka jakoś nie do końca do mnie przemawia. Książkę przeczytałam kilka dni temu i do dnia dzisiejszego o niej myślę. Jeszcze żadna powieść nie wywarła na mnie aż tak skrajnych, niekiedy negatywnych emocji. I gdyby nie jeden wątek, który mnie bardzo zainteresował i pragnęłam uzyskać odpowiedź kim jest tytułowy Morfeusz, to pewnie nie dotrwałabym przy lekturze do ostatniej strony, a przerwałabym ją w połowie albo nawet wcześniej. Dodatkowo odwlekałam czytanie powieści ze względu na małą czcionkę - niewątpliwie ma to dla mnie znaczenie.

O czym zatem opowiada książka?

Cassandra Givens przebywa w Miami od dwóch tygodni. Przyleciała z Toronto, gdzie mieszkała z rodzicami. Zamieszkała u swojej kuzynki Nicole, którą traktuje jak siostrę. Ukończyła studia z wyróżnieniem, jest architektem wnętrz i postanawia poszukać pracy w swoim zawodzie. Udaje się zatem na rozmowę kwalifikacyjną do firmy Art Design&Beauty, w której szefem jest jeden z lepszych architektów nowoczesnych budynków na świecie Adam McKey, a właścicielem jest jego ojciec. Kobieta stawia się zatem w jego gabinecie i już na początku jest bardzo zdegustowana traktowaniem ludzi i jej samej przez McKey'a, który przez cały czas trwania rozmowy siedział do niej tyłem, wykazując brak szacunku. W pewnym momencie Cassandra obrażając go wybiega z pokoju. Jest już pewna, że może pożegnać się z pracą w tej prestiżowej firmie. Wieczorem postanawia udać się na kolację z Nicole, jej chłopakiem i jego bratem. Ale po pewnym nieprzyjemnym incydencie, ucieka z restauracji. Na ulicy poznaje sympatycznego chłopaka o imieniu Tommy, który zaprasza ją do dość specyficznego erotycznego klubu, a Cassandra po chwili namysłu przystaje na jego propozycję. Tam wzbudza zainteresowanie mężczyzny w masce, z którym opuszcza klub. Nieznajomy przedstawia się jako Morfeusz. Od początku między nimi iskrzy, udają się zatem do domu mężczyzny w bogatej dzielnicy miasta. Cassandra spędza u niego noc, która zupełnie zmieni jej dotychczasowe życie. Po tym wydarzeniu dowiaduje się, że otrzymała pracę w firmie McKey'a. Zaprzyjaźnia się również z Tommy'm, któremu chce pomóc w walce z białaczką. Ponadto pierwszego dnia pracy w firmie Art Desiagn&Beauty dociera do niej, że jej szef Adam to poznany w klubie Morfeusz...

Jak zareaguje Cassandra, gdy okaże się, że przeżyła intymne chwile z własnym szefem? Czy postanowi zrezygnować z pracy? Co połączy Cassandrę i Adama? Kim tak naprawdę jest Morfeusz i jaką rolę pełni w klubie erotycznym? Co ukrywa Cassandra? Czy Tommy pokona walkę z rakiem? Co jeszcze wydarzy się w życiu Cassandry? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? 

Fabuła książki niczym nie odbiega od innych w tego typu literaturze. Bowiem poznajemy młodą, atrakcyjną, można nawet powiedzieć biedną dziewczynę oraz bogatego, przystojnego i pewnego siebie mężczyznę, których łączy przede wszystkim namiętność. Przyznaję, że Cassandra wzbudzała we mnie same negatywne uczucia. Jest to kobieta niezdecydowana, rozkapryszona, humorzasta, często wulgarna, nie radząca sobie z emocjami, nie wiedząca czego tak naprawdę chce i oczekuje od życia. Przyleciała do Miami z myślą o lepszym życiu, spełnieniu marzenia dotyczącego pracy jako architekt wnętrz w jednej z najlepszych firm na świecie. Ale również pragnęła uciec od ojca, który nieustannie ją krytykował i nie rozumiał jej poczynań. Chciała mu udowodnić, że jest w stanie sama na siebie zarabiać, że jest ambitna i zdolna i stać ją na więcej niż pracę w sklepie wędkarskim prowadzonym przez ojca. Gdy poznaje Adama - Morfeusza całkowicie mu ulega, nie potrafi mu odmówić, nawet wtedy, gdy zdaje sobie sprawę, że ta znajomość do niczego dobrego nie prowadzi i że będzie przez niego cierpiała. Z jednej strony wie, że nie powinna sypiać ze swoim szefem, a z drugiej strony nie potrafi się od niego uwolnić. Na dodatek się w nim zakochuje, co jeszcze bardziej komplikuje ich relację. Raz go odpycha, nienawidzi, innym razem szuka z nim kontaktu i poddaje się jego wpływom. Jej zachowanie było dla mnie zbyt dziecinne i totalnie niezrozumiałe.
Adam - Morfeusz to mężczyzna tajemniczy, pewny siebie, stanowczy, apodyktyczny, niebezpieczny, wybuchowy, nerwowy, niepotrafiący rozmawiać o swoich uczuciach, niekiedy agresywny, ale bywał także opiekuńczy, troskliwy. Cassandrę traktuje jak swoją własność. Zawsze musi wiedzieć, gdzie i z kim przebywa, wybiera dla niej odpowiednią garderobę, bieliznę, dyktuje warunki, ustala dni i formy spotkań, całkowicie dezorganizuje jej życie. Również on nie wzbudził we mnie jakichś pozytywnych uczuć. Jego postępowanie wywoływało złość, wściekłość, a jego osoba mnie zwyczajnie odrzucała. Jedynie intrygowało mnie to, dlaczego nazywał siebie Morfeuszem, jaką rzeczywiście funkcję pełnił w klubie erotycznym i dlaczego tak bardzo obawiał się rezygnacji z tej roli. Czasem odnosiłam się wrażenie, że Adam i Morfeusz to dwie zupełnie różne osobowości. 

W książce jest mnóstwo intymnych scen, i nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że większość tych momentów wzbudzała we mnie zniesmaczenie, odrazę i wstręt. Po pierwsze opisane były zazwyczaj w dość wulgarny sposób - nie jestem przeciwna używaniu ordynarnych, pospolitych słów, ale w tym przypadku uważam, że autorka przesadziła. Po drugie, główni bohaterzy uprawiali seks w każdym możliwym miejscu i o każdej możliwej porze, nie wspominając, że każde ich zbliżenie kończyło się osiągnięciem kilku orgazmów. Ponadto zdarzało się, że ich intymne momenty były wymuszane, a nawet pojawiała się w ich trakcie przemoc. Dodatkowo denerwowało mnie nieustanne nadużywanie słów: "pieprzyć się" i "dziecinko". W pewnym momencie naprawdę miałam dość. 

Jedynym pozytywnym wątkiem była przyjaźń łącząca Cassandrę z Tommy'm. Gdy kobieta dowiaduje się o jego chorobie, od razu postanawia przekonać go do poddania się leczeniu. Za wszelką cenę chce mu pomóc, znaleźć dawcę, bez względu na koszty i konsekwencje. Jest zdolna nawet poświęcić swoje życie, aby tylko ten sympatyczny chłopak mógł wyzdrowieć. Chociaż w jednym momencie wykazała się dojrzałością i zdecydowaniem. To postawa godna uznania.

Powieść napisana jest prostym stylem i nawet szybko się czyta, pomimo małej czcionki. Uważam, że gdyby główna bohaterka ukazana była z lepszej perspektywy (a nie jako pusta i naiwna dziewczynka), używanych byłoby mniej wulgarnych i powtarzających się określeń, a sceny intymne przedstawione byłyby w bardziej zachęcający (a nie odrzucający) sposób, to naprawdę byłaby to niezła i całkiem przyjemna lektura. Historia omówiona w powieści została przedstawiona z perspektywy Cassandry, dlatego zaskoczeniem było dla mnie ostatnie kilka stron, gdzie początek znajomości głównych bohaterów został ukazany oczami Adama. Choć przez chwilę możemy zaznajomić się z myślami i uczuciami mężczyzny. "Sny Morfeusza" to pierwszy tom cyklu "Mafijna miłość". Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że raczej nie sięgnę po kolejny tom, będący kontynuacją serii. Ale może za jakiś czas zmienię zdanie i jednak nabiorę ochoty na poznanie tajemnicy Morfeusza oraz dalszych losów bohaterów.


"Są takie miejsca, w których nigdy nie powinniśmy się znaleźć. 
Są tacy ludzie, których nigdy nie powinniśmy poznać.
Są też takie chwile, w których jest za późno na to, by się wycofać, 
i wtedy już nic nie zależy od nas samych. 
Tak naprawdę nic nie zależy ode mnie od chwili, w której go poznałam."


Tytuł : "Sny Morfeusza"
Autor : K. N. Haner
Wydawnictwo : Editiored
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 416


 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej HELION.



czwartek, 11 sierpnia 2016

Winda - M. Knedler




"Ciasnota windy zawsze działa na Wandę inspirująco. 
Zupełnie jak gdyby myśli odbijały się od porysowanych tu i ówdzie ścian, 
po czym wracały do niej przefiltrowane przez obcy umysł i obdarzone nową jakością. 
Wanda jeździ zatem windą w górę i w dół, ani na chwilę nie wypuszczając z ręki długopisu. 
Niespecjalnie obchodzi ją to, że na którymś z pięter ktoś może czekać. 
I że ten ktoś chce, na przykład, skorzystać z windy w celach czysto praktycznych, 
nie zaś - jak Wanda - użyć jej niezgodnie z przeznaczeniem. 
A jednak ta jazda w górę i w dół jest ważna, fundamentalna. 
Chodzi o niemożliwość ucieczki, o ruch, o szybki kolejnych pięter przesuwające się przed oczyma, 
o te małe okienka właśnie, które zakłócają świat myśli. 
Przypominają o innym świecie, zewnętrznym. 
O słońcu i deszczu, o korytarzu i klatce schodowej."


Winda to urządzenie przyjmujące wiele znaczeń. To pomieszczenie, za pomocą którego możemy się przemieszczać między kolejnymi piętrami w wieżowcu, biurowcu, hotelu czy innym budynku. To maszyna, która pomaga nam przewieźć pewne rzeczy, przedmioty do mieszkania albo piwnicy. To również miejsce, dzięki któremu osobom niepełnosprawnym czy starszym łatwiej jest dostać się do swego domu. Wówczas nie muszą korzystać ze schodów, po których stąpanie byłoby ogromnym problemem, a nawet niemożliwością. Winda może także niekiedy wywoływać lęk przed ciasnotą, zamkniętymi drzwiami, a nawet poniekąd ciemnością. Jest to miejsce spotkań mieszkańców, odwiedzających, znajomych, rodziny. Prowadzone są w niej rozmowy, zawiązują się przyjaźnie, nowe znajomości, a nawet początki głębszych uczuć. Przemieszczając się czasem samotnie windą, możemy na chwilę zastanowić się nad sobą, swoim życiem, ułożyć plan dnia, dokonać przemyśleń, analiz, znaleźć rozwiązanie na frapujący nas problem, poszukać odpowiedzi na pewne pytania, zebrać myśli, a niekiedy choć na sekundę odpocząć, wyłączyć się i skupić tylko na przedostaniu się na daną kondygnację. Winda pełni więc mnóstwo funkcji, jest zatem czymś więcej niż tylko pustym, małym dźwigiem, który każdego dnia kilkaset razy kursuje pomiędzy poszczególnymi piętrami.

"Winda" to losy kilku osób zamieszkujących jeden z bloków we Wrocławiu, których nieodłącznym elementem codziennego życia jest właśnie winda. Każdy z mieszkańców wyróżnia się osobowością, pochodzeniem, wyznaniem, statusem, światopoglądem, wykonywanym zawodem. Każda z osób boryka się z pewnymi problemami, dylematami. Wanda to ponad czterdziestoletnia gospodyni domowa, niegdyś krawcowa, matka i żona Tomasza. Zaczyna do niej docierać, że jej dwudziestoletnie małżeństwo powoli zmierza ku końcowi, że nie jest szczęśliwa, a przez męża niedoceniona i niekochana, postrzegana jako zwykła służąca mająca gotować, prać, sprzątać i dbać o dom. Uwielbia jeździć windą z notesem i długopisem w ręku i pisać haiku. Wdaje się w romans z muzykiem z szóstego piętra. Zaprzyjaźnia się z Ayą - Japonką. Alicja to psycholożka, która obwinia się o rodzinną tragedię, która wydarzyła się kilka lat temu. Każdego dnia poddaje się cierpieniu. W szpitalu, na oddziale zaprzyjaźnia się ze starszą kobietą z warkoczem, która jako jedyna patrzy jej głęboko w oczy. Matylda to menedżerka hotelu, samotna matka. Ojcem jej dziecka jest obcokrajowiec, którego poznała będąc na urlopie nad morzem. O ciąży poinformowała go w wiadomości mailowej. Niekiedy ma dość odwiedzin rodziców, ich ciągłych uwag, pretensji. Eli to student medycyny, kanadyjsko-polski Żyd, często wspominający swoją babcię Rifkę. Zaprzyjaźnia się z Panem Stanisławem, którego traktuje jak swego dziadka. Maryla to była zakonnica, która wystąpiła ze zgromadzenia, ponieważ się zakochała, niestety nieszczęśliwie. Często się modli, wyrusza na pielgrzymki, sąsiadom przypisuje świętych. W każdy czwartek zostawia na wycieraczce pod drzwiami Pana Stanisława blachę z ciastem drożdżowym. Romek to skrzypek, nauczyciel na etacie w szkole. Nawiązuje romans z Wandą - mężatką z trzeciego piętra. Robert to pracownik korporacji, będący w związku z Iwoną. Od jakiegoś czasu im się nie układa, mężczyzna coraz później wraca do domu, myśli o Annie z trzeciego piętra, z którą kiedyś łączyło go uczucie. Anna to schizofreniczka, paląca papierosy, lubiąca czytać książki. Andżelika natomiast to anorektyczka, która dopiero po poznaniu pewnego Włocha zaczyna na nowo żyć i walczyć z chorobą. Wiktoria cierpi na albinizm, mieszka ze swoim chłopakiem Adamem. Mężczyzna kilkukrotnie jej się oświadczał, ale nadal nie podjęła decyzji. Ponadto chcieliby mieć dziecko, ale Wiktoria ma obawy ze względu na swoją chorobę. Pan Stanisław to dziewięćdziesięcioletni emerytowany lekarz, wdowiec, mieszkający na ósmym piętrze. Przyjaźni się z kilkoma mieszkańcami bloku. Wnuk - Marian nie odwiedza go już od pięciu lat...

Czy Wanda postanowi opuścić Tomasza? Czy kobieta wyjawi mu prawdę o swoim romansie? Czy Alicja poradzi sobie w końcu z przeszłością? Czy ojciec dziecka Matyldy odpisze na wiadomość? Czy stworzą rodzinę? Czy Robert i Iwona podejmą decyzję o rozstaniu? Czy Roberta i Annę nadal coś łączy? O kim często myśli Iwona? Czy Andżelika wygra walkę z anoreksją? Czy Wiktoria przyjmie oświadczyny Adama? Czy Pan Stanisław spotka się ze swoim wnukiem Marianem? Jak potoczą się dalsze losy mieszkańców?

"Uśmiech jest przecież ważny, wtedy w mózgu zachodzą reakcje i człowiek staje się lepszy, 
silniejszy, bardziej odporny na choroby duszy i ciała."

Magdalena Knedler stworzyła wiele barwnych, niesamowitych postaci. Stopniowo poznajemy ich życie, problemy, zachowania, charaktery, relacje, najpierw z perspektywy ich samych, a następnie w sposób, w jaki widzą ich inni mieszkańcy. Każdy z ukazanych bohaterów wykazuje zupełnie odmienne cechy, ma inny punkt widzenia, inaczej postrzega rzeczywistość, wyróżnia się pochodzeniem, statusem materialnym, perspektywami na przyszłość. Okazuje się jednak, że historie przedstawionych tak różnych osób w pewnym momencie całkowicie się przeplatają, nakładają na siebie. Z każdą kolejną stroną, kolejnym rozdziałem uzyskujemy coraz to nowe informacje o łączących ich relacjach, stosunkach, wspomnieniach z przeszłości, dylematach, z którymi nie do końca sobie radzą. Każdego dnia spotykają się we windzie, obserwują siebie nawzajem, próbują odgadywać swoje myśli, dzielą się spostrzeżeniami, pomagają sobie wzajemnie, darzą się sympatią, a niekiedy nawet czują do siebie niechęć. Autorka idealnie odzwierciedliła życie mieszkańców jednego z wieżowców. Wykazała się starannością i dbałością o pewne szczegóły, podeszła do tematu z dystansem, nie wyróżniła nikogo szczególnie, nie oceniała. Po prostu opisała życie zwykłych ludzi, z ich wadami i zaletami, tworzących społeczność, zmagającą się z chorobami, nieszczęśliwymi miłościami, samotnością. Każdy z bohaterów pragnął zaznać szczęścia, spełnienia, pozytywnych uczuć, wrażeń, lepszego życia.

W książce zostało poruszonych mnóstwo bardzo istotnych i ważnych tematów dotyczących m.in.: pragnienia bycia docenionym i kochanym, nieszczęśliwej miłości, trudnych relacji rodzinnych, samotności, rezygnacji z przeszłości, cierpienia i bólu wynikających z traumatycznych przeżyć, radzenia sobie z utratą najbliższej osoby, wydostania się z biedy, dążenia do normalnego i na przyzwoitym poziomie życia, ucieczki ze wsi do miasta, poszukiwania lepszych perspektyw, zmagania się z anoreksją i depresją, samotnego macierzyństwa, tęsknoty, niemożności realizacji marzeń, braku akceptacji.

"Czas wcale nie leczy ran, zwłaszcza tych bardzo głębokich, ale pozwala im się zabliźnić, 
pokryć świeżym naskórkiem."

"Winda" to ciekawa, inteligentna, mądra powieść. Przyznaję jednak, że po kilkunastu stronach miałam ochotę ją zwyczajnie odłożyć. Nie dlatego, że mnie nie zaciekawiła, ale przede wszystkim przeraziła mnie mnogość postaci. Na początku bardzo trudno mi było odnaleźć się w relacjach między poszczególnymi osobami, dlatego zaczęłam spisywać sobie informacje na kartce, a gdy już się zagłębiłam w lekturę, to z każdym kolejnym rozdziałem było mi coraz łatwiej przyswoić historie mieszkańców. Książka napisana jest łatwo przyswajalnym stylem, w jednym z rozdziałów autorka posłużyła się nawet gwarą wiejską, co okazało się udanym posunięciem.

Podsumowując, "Winda" to bardzo dobra proza, zmuszająca do myślenia, pozwalająca na wysunięcie pewnych wniosków, skłaniająca do refleksji, a także wywołująca emocje: śmiech, łzy, współczucie, żal. Książka nie należy do najłatwiejszych, bowiem porusza ważne kwestie, które dotykają wielu ludzi we współczesnym świecie. To powieść oryginalna, zupełnie odbiegająca tematyką i fabułą od tych ukazywanych w ostatnim czasie na rynku. Poza tym jest jedną z wartościowszych książek, jakie do tej pory przeczytałam i zapewne za jakiś czas do niej wrócę. Zachęcam zatem do lektury.


"...przypuszczała, że Pan Stanisław wysoko cenił pamięć. I wszystko to, co siedzi w głowie, 
co czyni nas takimi, a nie innymi ludźmi. Rozumiał, że każdy człowiek to mieszanina myśli, emocji, 
wspomnień i doświadczeń, upodobań i lęków, słabości również. A pamięć jest ważna. 
Trzeba pamiętać - dobro i zło, szczęście i smutek, ludzi, miejsca, adresy."




Tytuł : "Winda"
Autor : Magdalena Knedler
Wydawnictwo : JanKa
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 240



 Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu JanKa.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Nasze kiedyś - N. Jagiełło-Dąbrowska




"Ciekawe, jak to będzie. Ekskluzywny pokój, złotobiały piasek, woda czysta i błękitna. 
Odkrywanie nowych miejsc, inne jedzenie, inni ludzie... Ludzie, mężczyźni, cała masa mężczyzn... 
Czy jestem na to gotowa? Wzdycham... Muszę być. 
Już za późno, żeby w ogóle się nad tym zastanawiać. Postanowiłam. 
Każda podjęta przeze mnie decyzja ma wpływ na moje życie, dążę ku lepszemu, 
dlatego zawsze wszystko analizuję. Chciałabym, by ten wyjazd też coś zmienił. 
Przez dwa tygodnie będę żyła w obcym miejscu, na niepewnym gruncie. 
To będzie jak stąpanie po kruchym lodzie. Chciałabym nabrać przekonania, 
że wszędzie mogę być bezpieczna. Chciałabym wrócić do domu, spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie: 
"Nie bój się. Już po wszystkim. To się nigdy nie powtórzy". 
Chciałabym zaznać wewnętrznego spokoju, nie czuć strachu, nie myśleć o bólu..."


Prawdę mówiąc, "Nasze kiedyś" bardzo chciałam mieć w swojej biblioteczce od momentu, gdy tylko zobaczyłam okładkę, która po prostu jest cudowna. Od razu skojarzyła mi się z gorącym latem, miłością i namiętnością. Nie ukrywam, że zaintrygował mnie również jej tytuł i byłam zwyczajnie ciekawa, jaką zawiera historię. Przyznaję, że przed jej zakupem nie zapoznałam się z opisem, ani też nie przeczytałam jakiejkolwiek o niej recenzji. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że nie żałuję, że ją nabyłam. Jest to bardzo przyjemna powieść, którą pochłonęłam w dwa wieczory. Ale to nie oznacza, że jestem nią niesamowicie oczarowana.

O czym opowiada książka?

Julia Kot to młoda kobieta przebywająca od pięciu lat w Londynie. Pochodzi z Bydgoszczy, gdzie mieszkają jej rodzice. Postanowiła uciec ze swojego rodzinnego miasta, aby przede wszystkim zapomnieć o pewnym przykrym wydarzeniu, które miało miejsce kilka lat wcześniej. Julia pracuje jako asystentka w agencji reklamowej, ukończyła również kurs samoobrony. Przyjaźni się z poznaną w Londynie Sammy, która jest jej współlokatorką. Tylko jej wyjawiła skrywaną tajemnicę z przeszłości. Pewnego dnia postanawiają wyjechać na upragnione dwutygodniowe wakacje, aby odpocząć i po prostu dobrze się bawić. Wyruszają zatem na urokliwą, pełną pięknych krajobrazów i piaszczystych złotych plaż Majorkę. Nie zdają sobie sprawy, że urlop na hiszpańskiej wyspie odmieni ich życie. Zatrzymują się w Hotelu Oasis, którym Julia jest zwyczajnie zauroczona. Z ich balkonu w pokoju rozciąga się widok na turkusowe morze. Już pierwszego dnia po przylocie kobiety udają się na plażę, gdzie Julia doznaje urazu w wyniku uderzenia piłką przez nieznajomego. Kiedy kobieta podchodzi do niego, nagle przeszywa ją prąd, nogi miękną, a głos nie wydaje dźwięku. Julia przez chwilę stoi wpatrzona w oczy mężczyzny, po czym się odwraca i ucieka. Na mężczyznę wpada przypadkiem jeszcze dwukrotnie. Wtedy dowiaduje się, że ma na imię Hektor. Zaczynają się spotykać, spędzają ze sobą mnóstwo czasu, nurkują, zwiedzają wyspę. Między nimi rodzi się uczucie oraz pożądanie. Tymczasem Sammy również spotyka pewnego mężczyznę, z którym zaczyna ją coś łączyć, na co w ogóle nie była przygotowana. Kobiety uświadamiają sobie, że ich pobyt na Majorce wkrótce się skończy i będą musiały się rozstać z poznanymi mężczyznami...

Jaką tajemnicę skrywa Julia? Kim okaże się być Hektor? Czy uczucie łączące Julię i Hektora przetrwa? Czy zakochane kobiety opuszczą wyspę i wrócą do Londynu? A może jednak miłość sprawi, że pozostaną na Majorce? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów?

"- Kot? Co to za nazwisko, dziwne jakieś.
- Sam jesteś dziwny. Kot jak kot. C-A-T - literuję mu głośno i wyraźnie. - Taki zwierzaczek. 
Puszysty, mięciutki, z pazurami. Czaisz? - Gato!"

Książka wciągnęła mnie już od pierwszej strony i tak jak zaznaczyłam wcześniej, pochłonęłam ją w dwa wieczory. Już na początku było wiadomo, że Julia skrywa pewną tajemnicę z przeszłości. To sprawiło, że z ogromną ciekawością czytałam powieść. Oczywiście na zainteresowanie opowieścią miały wpływ również zarówno prosty i łatwy język, przyjemny styl pisania oraz krótkie rozdziały. To bardzo ułatwiało lekturę. Ponadto dialogi prowadzone między Julią a Sammy bardzo często wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Sceny intymne pomiędzy Julią a Hektorem były naprawdę idealnie przedstawione, niekiedy nawet bywało gorąco. Zdarzały się wulgarne słowa, ale nie było ich dużo, mnie osobiście to nie przeszkadzało i według mnie nie wpłynęło na odbiór książki.

W powieści poznajemy młodą kobietę - Julię skrzywdzoną w młodości, która pragnie zapomnieć o traumatycznym wydarzeniu. Od kilku lat unika spotkań i randek z mężczyznami, a o jakimkolwiek związku nie ma mowy. Nie potrafiłaby bowiem żadnemu zaufać, przed żadnym z nich się otworzyć. Radzi sobie, choć jest jej bardzo ciężko. Poczuła ulgę, gdy pewnego dnia opowiedziała o wszystkim Sammy. Kobieta obdarzyła ją wsparciem, wyrozumiałością i postanowiła już nigdy więcej nie bawić się w swatkę. Wcześniej nie rozumiała, dlaczego jej atrakcyjna przyjaciółka tak bardzo wzbrania się przed kontaktami z mężczyznami. Odkąd Julia wyjawiła jej prawdę, podjęła decyzję o nie wracaniu do przeszłości i nie drążeniu tematu. Gdy jednak na Majorce Julia poznała Hektora, z którym zaczęła się spotykać, Sammy się naprawdę ucieszyła. Dostrzegła radość w oczach przyjaciółki i myślała, że dzięki tej znajomości Julia upora się z przeszłością i otworzy na nowe uczucie. I rzeczywiście tak się stało.
Hektor natomiast to bogaty mężczyzna, który zawsze stawia na swoim. Jest bardzo stanowczy, nieprzyjmujący odmowy, pewny siebie, nieustępliwy, zazdrosny i broniący swojej kobiety. Poznaje sekret Julii, co na początku wywołuje jego złość i wzburzenie, a później otacza opieką ukochaną kobietę. Wyznaje jej miłość, dochodzi między nimi do wielu zbliżeń.
Właśnie w tym momencie uważam, że wszystko potoczyło się zbyt szybko. Mam na myśli fakt, iż przez kilkanaście lat Julia walczyła z demonami przeszłości, wzbraniała się przed kontaktami z mężczyznami, a gdy poznała Hektora, nagle po kilku spotkaniach obdarza go głębokim uczuciem, ulega mu, dochodzi do coraz częstszych zbliżeń między nimi. Mam wrażenie, że ten wątek potoczył się za intensywnie, że można było go stopniować, wówczas byłoby to bardziej wiarygodne. Uważam, że nie zostało to dokładnie dopracowane i przemyślane.

"Wierzyłam w cuda. Choćby w to, że miłość ma moc naprawiania. Nadal w to wierzę. 
Jestem tego najlepszym przykładem, ale nie każdego można naprawić. 
Nie pomożesz komuś, kto ci na to nie pozwala..."

"Nasze kiedyś" w księgarniach zajmuje miejsce na regałach oznaczonych "literatura obyczajowa", a ja raczej byłabym skłonna stwierdzić, że powinna być przypisana do gatunku literatury erotycznej. Bowiem fabuła tej książki nie różni się zbytnio od ukazywanych w innych tego typu powieściach. W większości z nich przedstawiony jest podobny schemat, mianowicie zwykła, atrakcyjna dziewczyna i bogaty, przystojny mężczyzna, których łączy uczucie, pożądanie. A poza tym w "Nasze kiedyś" jest naprawdę mnóstwo intymnych momentów. To powieść o przyjaźni, miłości, walce z przeszłością, ale przede wszystkim o bliskości, zmysłowości i namiętności.

"Miłość jest albo jej nie ma. Albo się kogoś kocha, albo się nie kocha. Nie można kochać po trochu." 

Moim zdaniem, "Nasze kiedyś" jest udanym debiutem literackim. Jest lekką, wciągającą i idealną powieścią na letnie popołudnia lub wieczory. Na pewno dostarcza mnóstwo emocji jak: uśmiech, podniecenie, żal, współczucie, a nawet złość. Jest w niej niewątpliwie coś, co sprawia, że z przyjemnością oddawałam się lekturze. Przyznaję, że zakończenie jednocześnie mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, jak i również rozczarowało. Niestety na ostatniej stronie powieści pojawia się informacja: "Koniec części pierwszej", czego bardzo nie lubię. Ale cóż... Pozostaje czekać na ciąg dalszy. Ja na pewno sięgnę po drugi tom, ponieważ jestem ogromnie ciekawa, co jeszcze wydarzy się w życiu bohaterów i jak zakończy się ta opowieść.


"Życie uczy nas, że po każdej porażce powinniśmy iść naprzód. Czas jest kluczem, czas leczy rany, 
czas pomaga zapomnieć. Nasuwają się pytania: "Jak ruszyć z miejsca?", 
"Jak zrobić pierwszy krok?", "Jak nie oglądać się za siebie, kiedy wiesz, że wszystko, 
na czym ci zależy, zostało właśnie tam, za twoimi plecami". 
Starasz się, chcesz iść do przodu, próbujesz się przekonać, że tak będzie najlepiej, 
ale twoje ciało, serce i nawet jakaś część umysłu pragnie zawrócić. 
I tak tkwisz w martwym punkcie chwil, uniesień, wspomnień. 
Nie potrafisz zapomnieć i ruszyć ku nowemu."




Tytuł : "Nasze kiedyś"
Autor : Natalia Jagiełło- Dąbrowska
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Oprawa : miękka
Ilość stron : 464


Serdecznie polecam!