środa, 11 lipca 2018

"Miłość ma twoje imię" - Ilona Gołębiewska




"(...) Bo są w życiu takie rzeczy i osoby, o które warto walczyć do samego końca."


"Miłość ma twoje imię" to już moje czwarte spotkanie z piórem Ilony Gołębiewskiej. Pniewską serię skrywającą klimatyczną, enigmatyczną i nade wszystko poruszającą opowieść utkaną przyjemnym stylem i przedłożoną w postaci trzech tomów bardzo polubiłam. Mogę nawet powiedzieć, że oczarowała mnie wizualnością, niepowtarzalną aurą i ciepłym promykiem wyłaniającym się z każdej części opowiedzianej historii. I choć nie była pozbawiona mankamentów, to jednak znalazła trwałe miejsce w mej pamięci, a każde spojrzenie na tę serię napawa mnie sentymentalną nutą. Dlatego też nie mogłam odmówić sobie sięgnięcia po najnowszą powieść warszawskiej pisarki, licząc na kolejną wspaniałą podróż po meandrach losów ludzkich. Czy i tym razem ujęta opowieść skradła me serce? 

Dwudziestopięcioletnia Anna Janowska jest psychologiem, wolontariuszką i wokalistką zespołu, który założyła ze swym przyjacielem, Danielem, którego nazywa bratem. To on był przy niej i z nią przez te wszystkie lata, od tamtego tragicznego dnia, kiedy jej świat runął, kiedy rodzina się rozpadła, kiedy ona poczuła kompletną pustkę i straciła sens życia. To wsparcie Daniela i jego rodziców oraz troska cioci Manii dały jej poniekąd siłę, wolę walki o siebie, a z czasem o scalenie bliskich, a także utraconą niegdyś nadzieję. Dzięki nim nie czuje się samotna, osiągnęła niejako sukces, pomaga potrzebującym dzieciom i walczy każdego dnia z przeciwnościami losu, które niestety nierzadko napotyka. Tak jak i teraz, kiedy okazuje się, że sytuacja niektórych dzieci przebywających w szpitalu i będących pod opieką fundacji, w której Ania się udziela, jest niezwykle trudna i bolesna. Kiedy kobieta dowiaduje się, że za parę dni musi opuścić mieszkanie dzielące z Gośką, bo ta za chwilę wychodzi za mąż, a także, kiedy znów wraca przeszłość i tęsknota za najbliższymi. Z pomocą przychodzi zaprzyjaźniona Zosia zajmująca się pokaźnym dworkiem rodziny nieustannie podróżujących architektów. Ta proponuje Ani pokój u Gebertów i swoje towarzystwo. Dziewczyna przystaje na propozycję, nieświadoma tego, że przestępując próg willi na Rosowej jej życie już na zawsze ulegnie zmianie... 

Konwencjonalna i przewidywalna - z pewnością owe dwa słowa oddają zawartość pięknego opakowania, i jako pierwsze nasuwają się zarówno w trakcie lektury, jak tuż po jej ukończeniu. Sztampowe motywy, jasność prowadzonych wątków, słaby akcent emocjonalny, zbędne co poniektóre aspekty, niepotrzebne i nic nie wnoszące fragmenty będące jedynie jakimś niezrozumiałym urozmaiceniem, nagłe przechodzenie od zdarzenia do zdarzenia bez zachowania płynności pomiędzy nimi, tytuły poszczególnych podrozdziałów sugerujące ich bieg i sens, oraz, nad czym najbardziej ubolewam, brak fluidu, który porywa, omamia i czaruje, sprawiły, iż tym razem niestety nie zostałam urzeczona. Co więcej, odczuwam swego rodzaju niedosyt, albowiem zabrakło mi intensywności przeżywania i doświadczania, iskierki przyciągania i pragnienia powrotu do opowiadanej historii po poczynieniu przerwy, esencjonalności pewnych sytuacji (bez niepotrzebnego wydłużania), a co najważniejsze, takiego niezwykłego i hipnotyzującego uroku, którego miałam okazję doznać w czasie zaznajamiania się z pniewską serią. Ta opowieść nie uwiodła mnie, ponieważ w moim odczuciu była za mało wiarygodna, chwilami sztuczna, tylko w niewielu momentach odnajdująca odzwierciedlenie w prawdziwym życiu. Prawdę mówiąc, przypominała mi nieco bajkę o Kopciuszku. Troszkę wyidealizowana, tak mi się wydaje. Ale może się mylę?

Jednocześnie muszę przyznać, że pomimo niedociągnięć i braków, spędziłam w towarzystwie owej powieści miłe i sympatyczne chwile. Dostrzegłam w tejże historii też piękne fragmenty, trafność i subtelność sentencji znanych osobistości na początku każdego rozdziału, wyłuskałam kilka cennych wartości, odnalazłam niejedno przesłanie i poczułam lekkie ciepełko na duszy za sprawą jednej z drugoplanowych postaci - Zosi - kobiety dotkliwie doświadczonej przez życie, a zarazem przesyłającej pozytywną energię, kierującej się tylko dobrymi intencjami, szerzącej wokół siebie uśmiech, radość i spokój, przepełnionej ogromem życzliwości i miłości, którą stara się przenosić na osoby z jej otoczenia. Kobiety, która mimo bólu i cierpienia, wierzy w lepsze jutro, w lepszy czas, która troską, uwagą, wyrozumiałością, determinacją i może ciut nachalnością dąży do ocalenia drugiego człowieka, walczy o niego i jego przyszłość. To kobieta, która scala i godzi ludzi, buduje nowe relacje bądź naprawia te niegdyś zburzone. Moim zdaniem, wbrew pozorom, to właśnie Zosia jest promykiem przedstawionej opowieści. To ona jest jej główną bohaterką, bo to jej losy najbardziej przykuwają uwagę, szkoda tylko, że zbyt lakonicznie ukazane.

Powieść porusza wiele aspektów współczesnego życia, którym niewątpliwie warto się przyjrzeć i pochylić nad ich istotą. Utkana z prostych słów o rozmaitym zabarwieniu historia pokazuje blaski i cienie dostatniego życia, nieumiejętność godzenia życia zawodowego z rodzinnym, skupianie się na karierze i odnoszenie sukcesów kosztem dziecka, które w młodzieńczym i dorosłym życiu nie potrafi poradzić sobie z odrzuceniem rodziców zupełnie nieświadomych powagi sytuacji. Traktuje o rozpadzie rodziny w dramatycznych okolicznościach, nagłej utracie osoby dającej poczucie bezpieczeństwa i darzącej jedyną w swoim rodzaju miłością, radzeniu sobie z niebywale trudnym okresem żałoby i próbach zatarcia przykrych obrazów tylko pozytywnymi wspomnieniami. Mówi o zamykaniu się w swej skorupie, wewnętrznej blokadzie, uciekaniu przed przeszłością nieustannie kroczącą za człowiekiem i niepozwalającą na zapomnienie. Wyraziście nadmienia o uzależnieniach, męczącej i zawiłej walce z nimi, stopniowym uświadamianiu o słabościach i podejmowanych próbach ich ujarzmienia. Akcentuje wagę obecności bliskich w zmaganiach z nałogami. Pochyla się nad jakże ważną rolą przyjaźni, bezinteresownej, pełnej akceptacji, zrozumienia i cierpliwości. Ujawnia moc przeznaczenia, różne oblicza miłości, a także obraz zranionego człowieka, który dla odzyskania ukochanej osoby jest w stanie zrobić wszystko, bez względu na konsekwencje. Jednak przede wszystkim to opowieść o miłości, która nierzadko stanowi wybawienie, oczyszczenie i ukojenie. Która pomaga wyjść z opresji i wnieść się ponad szczyty. Której siła może okazać się jedynym ratunkiem, i ocalić ludzkie życie...

Czasem wystarczy jedno spojrzenie, aby się obudzić, powstać i podjąć walkę. I zapragnąć zmienić swe życie. Na lepsze. O tym właśnie jest powieść "Miłość ma twoje imię" Ilony Gołębiewskiej...  
 
 
"(...) - Żeby przeżyć miłość, trzeba jej zaczątki wynieść z domu, 
a jak się komuś rozpada rodzina tak jak mnie, to potem jest w życiu ciężko, 
bo ciągle czujesz ten strach."
 
 
Tytuł: "Miłość ma twoje imię"
Autor: Ilona Gołębiewska
Wydawnictwo: Muza SA
Data wydania: 2018
Ilość stron: 512
Oprawa: miękka
Kategoria: literatura obyczajowa
 
 
"- (...) Kiedy miłość puka do drzwi, to się jej otwiera, a nie barykaduje przed nią."
 
 

3 komentarze:

  1. Okładka Urzekła mnie w momencie kiedy zobaczyłam zapowiedź tej książki, a fabuła mimo niedociągnięć po których wspominasz mi się interesująca, więc na pewno przeczytam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej się nie skuszę. Trochę odrzuca mnie jej przewidywalność.
    Pozdrawiam

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka piękna, a czasem dobrze przeczytać książkę która nie wymaga od nas wysiłku psychocznego:-)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za wszystkie komentarze :)

Korzystanie ze strony Wielbicielka książek i pozostawianie komentarzy jest jednoznacznym wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnych z art. 13 o Ochronie Danych Osobowych.
Jednocześnie każda osoba ma prawo do dostępu do treści swoich danych osobowych oraz prawo ich poprawienia w razie potrzeby.