"(...) Nie było wtedy ważne, czy to miłość i czy starczy jej do jutra, czy na zawsze,
a może na nigdy więcej. Byliśmy teraz i tu."
Dlaczego sięgnęłam po "Frajdę"? Zdecydowałam się zapoznać z ową
książką poniekąd intuicyjnie, a niejako zaintrygowana nurtującym
połączeniem optymistycznego tytułu z dość nostalgicznym, przynajmniej
tak mi się wtenczas wydawało, opisem fabularnym. Coś mi pomiędzy nimi
nie grało, uwierało, ciekawiło, coś przyciągało i pobudzało wyobraźnię.
Coś mi też mówiło, że moje pierwsze spotkanie z piórem Marty Dzido
będzie udane i satysfakcjonujące. Czy rzeczywiście tak było?
Przyznaję,
że dwukrotnie podchodziłam do lektury "Frajdy". Za pierwszym razem
zaledwie po kilku stronach odłożyłam ów utwór, nie dlatego, że nie
przypadł mi do gustu, wręcz przeciwnie - wywarł na mnie chyba za mocne
wrażenie. A raczej przywołał wspomnienia z młodzieńczych lat, które to
wprawiły mnie w melancholijny i refleksyjny stan. Ażeby powrócić do
opowiedzianej przez Martę Dzido historii, musiałam nabrać trochę
dystansu i zmienić do niej podejście. Jednak jak się później okazało
przerwa była zbędna, albowiem za drugim razem czułam to samo.
Przysłowiowe motylki w brzuchu, przyspieszone i częstsze uderzenia
serca, poruszenie, beztroska, a nawet intensywność przewijających się w
mych myślach obrazów ukazujących przeszłość - właśnie to towarzyszyło mi
od pierwszej przewróconej kartki tegoż niewielkiego woluminu.
Woluminu,
który choć nie należy do pokaźnych objętościowo, to z pewnością jest
wielki pod względem ujęcia i przedstawienia tematu, a także stylu, w
jakim został stworzony. Utkany w pięknej postaci stanowi niezwykłą,
upojną i przepełnioną paletą rozmaitych emocji melodię, a jej pojedyncze
słowa przyjmują formę dźwięcznych i wyrazistych nut. Całość jest
niesamowicie wyjątkową kompozycją, do której chce się powracać, której
brzmienia chce się słuchać, którą pragnie się odtwarzać, a co
najważniejsze, w którą chce się ponownie zatapiać i odnajdywać coraz to
nowe nuty.
Nuty te dostrzegalne i te
niewidzialne wypływające spomiędzy kolejnych słów, zdań, wersów. Nuty,
za pomocą których powstała soczysta, a jednocześnie subtelna piosenka o
miłości. Miłości, której nie wyrażono za pomocą dwóch znaczących słów
"kocham" i "cię". One nie padają z ust bohaterów, ale wypływają z ich
gestów, wspomnień, dotyków, przejawiają się w unikach, zachowaniach i
wyznaniach, wyrywają się z intymnych zbliżeń, namiętnych pocałunków i
wzajemnych pragnień. Owe słowa nie znają pojęcia czasu, ani przestrzeni,
one tkwią na dnie serca, niewypowiedziane zgodnie z przyjętą umową, a
może z obaw przed przyszłością, przed byciem tak naprawdę razem.
Niewyjawione na głos uczucie niewątpliwie łączące dwoje ludzi zezwala na
więcej. Prowadzenie wzajemnej gry, długotrwałe przerwy w spotkaniach,
czy też nagłe odejścia bez jakichkolwiek wyjaśnień są dozwolone, co
więcej, są tytułową frajdą, która daje radość, rodzi niepewność,
fascynację i ekscytację, a zarazem sprawia tłumiony w sobie ból. Ból, o
którym się nie mówi, którego się nie ujawnia, który trzeba zatrzeć,
schować, o którym trzeba zapomnieć.
"Frajda"
to też swego rodzaju ukłon wobec lat dziewięćdziesiątych. Kilkupiętrowe
blokowiska z ciągle psującą się windą pełną wszelakich
charakterystycznych zapachów, telefony z ciągnącym się kablem, kasety
magnetofonowe przywołujące sympatyczne chwile i sentymentalną nutkę,
klisze fotograficzne skrywające wiele klatek w formie obrazów, zdarzeń i
tajemnic, młodzieżowe czasopisma pochłaniane z zaintrygowaniem, pasją,
których zawartość nierzadko uznawano przez nastolatków za ważne
wskazówki i rady, a przede wszystkim niebywale klimatyczne papierowe
listy pisane długopisem, które we współczesnym świecie nie są już tak
popularne. Ograniczona technologia wówczas była wartością samą w sobie,
zabieganie o kontakt, wyznania na papierze były nad wyraz cenne, i
zapewne przez wielu przechowywane do tej pory w pudełkach, na strychu
czy piwnicach. Zdecydowanie tamten okres napawa tęsknotą, beztroską, a
nawet tkliwym fluidem. I choć on przeminął, to skrawki jego wspomnień w
formie listów, zdjęć, kaset pozostają na dnie duszy. I na pewno nigdy
nie znikną.
Cóż, o "Frajdzie" można by
opowiadać, rozmawiać, odnosić się do jej głębszego przekazu, aczkolwiek
wydaje mi się to zbędne. Cokolwiek by nie pisać, to i tak nie da się w
pełni odzwierciedlić tego, co w sobie skrywa. Każdy odbierze jej istotę
na swój własny sposób, każdy doświadczy zupełnie czegoś innego, odniesie
się do swego życia w tamtych latach, ujrzy aspekty podobne i całkiem
różne, wróci myślami do swej przeszłości, a zwłaszcza pierwszych
miłości, i być może w tejże historii dostrzeże część siebie. Sądzę, że
utwór Marty Dzido należy po prostu przeżyć. Dodatkowe słowa są
niepotrzebne, trzeba sięgnąć po tę pozycję literacką, zaznajomić z nią,
wsiąknąć w jej esencjonalność i dostrzec ukryty między słowami sens, a
potem ów schować tylko dla siebie...
Warto wspomnieć o wyśmienitej,
jakże harmonijnej narracji. Ona i on zabierają od pewnego momentu
naprzemiennie głos tworząc własną linię melodyczną, przedstawiając swoją
wersję wydarzeń, tłumacząc, wyjaśniając... A pomiędzy nimi ja, baczny
obserwator i słuchacz tegoż emocjonującego dialogu, tej cudownej pieśni.
Coś wspaniałego...
"Frajda"
to hipnotyzująca, sensualna i porywająca opowieść o sile pożądania i
przyciągania oraz kwintesencji miłości i intymności owianych
niepowtarzalną aurą lat dziewięćdziesiątych. Zachęcam do lektury.
Naprawdę warto!
Cytaty:
"Było wiadomo, czego nie można powiedzieć. Że są dwa słowa, których nam nie wolno.
Żadnego "kocham" i żadnego "cię". Niczego, co mogłoby spętać, przywiązać, ograniczyć.
Że ta nasza relacja, ta bliskość nie może zmienić się nigdy w rutynę, w dom, w dzieci, w obiady, gorzkie żale, wakacyjne urlopy, w remont łazienki. Że tylko w ten sposób przetrwamy."
"(...) Żyjesz tylko raz, więc się nie zastanawiaj dwa razy."
"(...) Najbardziej przyjemne jest to, co ulotne, co może się więcej już nie powtórzyć.
Tylko raz. Jeden jedyny."
"(...) Nasza klisza miała trzydzieści sześć klatek. Tylko tyle. A może i aż."
"(...) Zgodzisz się ze mną, że nie istnieje coś takiego jak stare dobre czasy,
bo kiedy w nich jesteśmy, to nawet jeśli dobre, wcale nie są stare,
a kiedy wspominamy, to nawet jeśli stare, to jak mogą być dobre, skoro nas już w nich nie ma."
Tytuł: "Frajda"
Autor: Marta Dzido
Autor: Marta Dzido
Wydawnictwo: Korporacja Ha!art
Data wydania: 2018
Ilość stron: 144
Oprawa: miękka
Kategoria: literatura piękna
Kto wie, może kiedyś przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńZwykle nie sięgam po ten gatunek, ale na wakacje wydaje się okej :) zwłaszcza, że na po opisie nie wydaje się płytka i schematyczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Z bloga mrs-cholera.blogsppt.com
Może i ja się skuszę :-)
OdpowiedzUsuńTak cudownie opisałaś narracje tej książki, że z ciekawością i przyjemnością po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Czyli pasowałoby przeczytać, bo mnie przekonałaś. Tylko kiedy? Jak ciągle czasu brak. :(
OdpowiedzUsuń