piątek, 10 listopada 2017

"Koń, który mnie wybrał. Jak znękana klacz uleczyła sponiewierane serce" - Susan Richards [recenzja]




"Miłość bez echa to podzwonne dla duszy. 
Jednak ciało bez duszy niemądrze rośnie i tak, wkracza w przyszłość bez swojego jądra,
swojej jaźni, skurczone jak drzewko bonsai przez pozbawioną echa miłość."


Najpierw to okładka książki zdecydowanie przyciągnęła moją uwagę i zachęciła do tego, aby bliżej się przyjrzeć ukrytej w jakże pięknym i urzekającym opakowaniu historii. Następnie dostrzegłam podtytuł "Jak znękana klacz uleczyła sponiewierane serce", który tym bardziej zachęcił mnie do zapoznania się z najnowszym woluminem Susan Richards. A kolejnym elementem, który przekonał mnie do owej opowieści było jedno zdanie: "Przepiękna, rozdzierająca serce opowieść." uwzględnione na tylnej stronie oprawy. I mimo iż rzadko bądź w ogóle nie wierzę blurbom, albowiem wielokrotnie przekonałam się, że stanowią zwykły chwyt marketingowy, to jednak ten w jakiś sposób mnie ujął. Musiałam zatem sama się przekonać, ile w nim prawdy, a ile czystej bezzasadnej zachęty? I teraz, będąc już po lekturze książki, mogę z pełną świadomością przyznać, że zgadzam się z każdym słowem zawartym w owym stwierdzeniu. I że każde z nich jest prawdziwe. 

Susan Richards - urodziła się w 1949 roku w Nowym Jorku. Uzyskała licencjat z języka angielskiego na University of Colorado i stopień magistra pracy socjalnej na Adelphi University. Miłośniczka zwierząt, a zwłaszcza koni, które - jak twierdzi - znacząco odmieniły jej życie. "Koń, który mnie wybrał" to najważniejsza książka w jej dorobku. Autorka zdobyła dzięki niej rzeszę czytelników, a sam tytuł podbił listy bestsellerów, w tym "New York Timesa". Susan Richard mieszka w Bearsville, w stanie Nowy York, i uczy pisania w SUNY Ulster oraz Marist College. (źródło: okładka książki)

To opowieść o kobiecie doświadczonej przez życie. Traumatyczne dzieciństwo niewątpliwie wpłynęło na jej dalsze losy, nieco je przewartościowując i kierując niekiedy w tę ciemną stronę, a także pozbawiając pozytywnych emocji, szczęścia, radości, cieszenia się chwilą, a nawet oczyszczenia w postaci łez. Zetknęła się ze śmiercią mamy i rozstaniem z bratem będąc małą, bo zaledwie pięcioletnią dziewczynką. Poznała smak goryczy, oschłości i obojętności ze strony babci i dotyk surowej ręki krewnych, przyglądała się ojcu popadającemu w alkoholizm. Po latach sama delektowała się smakiem i zapachem alkoholu, w nim upatrywała niejako zapomnienia, to on pomagał jej poniekąd przetrwać nieszczęśliwy i pełen zawirowań okres małżeństwa. Jednak pewnego dnia doznała olśnienia, obudziła się z lekkiego upojenia i doszła do wniosku, że zaglądanie do kieliszka w niczym nie pomoże, nie uzdrowi, a wręcz przeciwnie, pociągnie na samo dno. Zrozumiała, że alkohol to wróg. Podjęła wówczas decyzję o nabyciu konia, który miał uleczyć jej serce i duszę pełne bolesnych blizn. To było jej marzenie. I wtedy ujrzała przepiękną klacz - Georgię. Z czasem w jej stajni zjawiły się też konie : Tempo i Hotshot. Wkrótce do stada dołączyła Lay Me Down (wybierając przyczepę kobiety), która otworzyła swą nową opiekunkę na świat, wyzwoliła w niej wszystko to, co przez prawie czterdzieści lat tłamsiła w sobie.

Kobieta i klacz - obie z ogromnym bagażem życiowym. Obie zaznały wielu przykrości ze strony, wydawać by się mogło, bliskich im ludzi. Obie zmagały się z niezaleczonymi jeszcze ranami po zadanych ciosach, i tych fizycznych i tych emocjonalnych. Obie zamknięte w sobie. Od razu zapałały do siebie sympatią. Zaprzyjaźniły się. Odnalazły cząstkę siebie w sobie nawzajem. Podobna przeszłość połączyła dojrzałą kobietę i cudowne zwierzę. Obdarzyły się wzajemnym zaufaniem, doskonale się rozumiały i wymieniały przyjazne spojrzenia. Uleczyły wzajemnie swoje dusze, pozostały sobie bliskie. I kiedy zapaliła się w ich sercach lampka dająca nadzieję na szczęśliwe i wspaniałe życie, nagle nadszedł okrutny cios... Musiały podjąć kolejną walkę. Tę najważniejszą - o życie.

To spotkanie kobiety z klaczą pokazało, że przeznaczenie istnieje i nikt przed nim nie umknie. Że życie nie jest dziełem przypadków. Że wszystko to, co miało miejsce, co dzieje się tu i teraz i to co się wydarzy jest zaplanowane, gdzieś zapisane, przesądzone. Że pewne rzeczy po prostu muszą się zdarzyć. Mają w tym ukryty, aczkolwiek konkretny cel, który z czasem staje się oczywisty. Wówczas wszystko się rozjaśnia, zmienia się spojrzenie na otoczenie, na życie, na przyszłość, która wcześniej przybierała smutne barwy, ale z każdym kolejnym krokiem, kolejnym dniem nabiera kolorów pełnych blasku i radości. Oczywiście, nie da się uciec przed przeszłością, nie da się zapomnieć o przykrych i budzących cierpienie sytuacjach, ale można takowe oddzielić grubą kreską i zacząć od nowa. Trzeba otworzyć swe serce i ponownie zaufać. Tak jak bohaterki książki. 

To również, a może przede wszystkim opowieść o koniach dzielących wspólne pastwisko, tak bardzo różniących się podejściem do siebie nawzajem i do człowieka, który dał im dom, zapewnił spokój i bezpieczeństwo. Georgia to klacz zaborcza, pewna siebie i stanowcza. Tempo to zwierzę niespokojne, ale dobre i oddane. Hotshot z kolei to koń uczuciowy i spokojny. Historia udowodnia, że zwierzęta to istoty żywe wyróżniające się swoim indywidualizmem, mające swój charakter, przyjmujące różne oblicza, miewające rozmaite nastroje w zależności od panujących warunków i aury. I co najważniejsze, wykazujące uczucia, zresztą bardzo ludzkie. To istoty pragnące nie tylko codziennej, niekiedy całodobowej opieki, ale zwłaszcza miłości, bliskości, szacunku i ciepła, poczucia że są potrzebne i ważne. Podobnymi bądź tymi samymi uczuciami obdarzają człowieka, często dając mu o wiele więcej.

To z całą pewnością pasjonująca i porywająca powieść. Chłonęłam ją z zapartym tchem. Niebywale mnie ujęła, rozdarła moją duszę, rozbiła moje serce na milion kawałeczków i wycisnęła mnóstwo łez wolno spływających kilkoma strumieniami po policzkach. To historia, która przekazuje morze cennych wartości, wywołuje swym przesłaniem ogromne wrażenie, wzbudza ocean emocji, które jeszcze nie zdążyły opaść. Ta opowieść zakorzeniła się we mnie, obudziła dawno skryte na dnie serca uczucia, przywołała ważne i piękne wspomnienia, poruszyła do głębi. Na pewno nie jeden raz do niej powrócę.

Prawdę mówiąc, niezwykle trudno jest mi pisać o owej historii i szczerze mówiąc nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać. Czasem zwyczajnie słowa nie są potrzebne, nierzadko ciężko jest nimi wyrazić emocje, które utkwiły gdzieś głęboko w sercu. Niebywale trudno jest przelać za pomocą liter myśli kotłujące się w głowie. Niekiedy po prostu brakuje słów, a może nawet takowych nie ma w słowniku. Dawno nie czytałam powieści, która ukazałaby tak głęboką i niesamowicie wzruszającą relację między człowiekiem a zwierzęciem. Niejednokrotnie to właśnie zwierzę okazuje się tym najlepszym i najwierniejszym, a nawet jedynym przyjacielem człowieka...

"Koń, który mnie wybrał" to powieść, która łamie serce i potrzeba czasu, aby ponownie je skleić. Piękna, prawdziwa, poruszająca, emocjonująca, bardzo refleksyjna historia urozmaicona cudownymi fotografiami. Gorąco polecam.


Cytaty:

"(...) Typowe rozumowanie klaczy. Jeśli nie możesz ugryźć tego, kogo nienawidzisz,
gryź tego, kto jest tuż przy tobie."


"Mówią, że nie da się uciec przed przeszłością, ale ja w to nie wierzę. 
Uważam, że codziennie przed nią uciekamy, wciąż na nowo, 
zawsze świadomi różnicy między przeszłością a chwilą obecną."


"(...) Tym, co mnie do niej przyciągnęło, była jej zdolność do emocjonalnego zaangażowania.
Uświadomiła mi, co mogłoby mnie czekać, gdybym posiadła jej umiejętność... czego?
Przebaczania? Zapomnienia? Życia chwilą?
Cóż takiego sprawiało, że zwierzę, które tyle przeszło, 
potrafiło na nowo - z braku lepszego słowa - kochać?"


"(...) Poranki miałam jasne, a dni ciche i spokojne, ale nie mogłam powiedzieć, 
że jestem szczęśliwa.
Niekiedy odczuwałam wdzięczność, nigdy jednak szczęście - a to istotna różnica.
Czułam ulgę, ale brakowało mi entuzjazmu."


"Najgorszą rzeczą w razie kryzysu, zwłaszcza dotyczącego spraw medycznych, 
była konfrontacja z moim zalęknionym, bezradnym ja.
Zanim zaczęłam działać, musiałam zmagać się z obezwładniającym uczuciem zwątpienia 
w samą siebie i zaprzeczenia.
Być może wszyscy musieli walczyć z takimi odczuciami, nie wiem.
 Wiem tylko, że nie czułam się odpowiednio przygotowana na to, co mnie teraz czekało."


"(...) Nie byłam samotna, tylko niezależna. Byłam wolna.
Byłam tą rybą bez roweru. Byłam kompletna."


"(...) Byłam czystą adrenaliną z rozcapierzonymi palcami u rąk i ściągniętymi u stóp,
gotową rzucić się głową naprzód w nicość.
Nie rozumiałam pojęcia śmierci, lecz ona była naokoło i we mnie,
napierając na mnie, przyciągając mnie jak ta zimna woda jeziora, na którą patrzyłam.
Byłam przeznaczona śmierci jak moja wyniszczona matka,
której widoku nigdy nie zapomniałam. 
Skoczyłam z nabrzeża ogarnięta przerażeniem i świadoma,
że w życiu nie zrobiłam nic śmielszego."


"(...) Nie znałam nikogo innego, kto rozumiałby wstyd związany z naszym doświadczeniem.
Wstyd ten nie miał żadnych racjonalnych podstaw, niemniej jednak był realny
i większy nawet niż nasz smutek. Wstyd, że byliśmy niechciani i niekochani.
Dlatego tak bardzo czekałam na dzień, w którym będę należeć wyłącznie do siebie, 
wolna od wszystkich, którzy mogliby dać mi odczuć, że jestem ciężarem,
którzy mogliby mnie opuścić lub umrzeć, zupełnie jakby to było możliwe."


"(...) Życie jest krótkie - rób to, co istotne."


"Kiedyś już straciłam miłość i, co gorsza, straciłam też wspomnienie miłości, 
wszelkie dowody na to, że w ogóle istniała."


Tytuł: "Koń, który mnie wybrał. Jak znękana klacz uleczyła sponiewierane serce."
Autor: Susan Richards
Tłumaczenie: Monika Orłowska
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 2017
Ilość stron: 304
Oprawa: miękka
Kategoria: literatura współczesna
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika.


11 komentarzy:

  1. Uwielbiam konie dlatego chętnie przeczytam ten tytuł.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś kolejną osobą, którą ta książka zachwyciła. Kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, ze słyszałam już o tej książce ale jakoś motyw konia mnie zniechęca, nigdy nie byłam "koniarą" i jakoś nie widzę siebie pochłaniającej książkę tego typu. ALE, doświadczenie mi podpowiada że czasem na prawdę warto wyjść poza strefę swojego komfortu bo można się miło zaskoczyć więc nie mówię NIE :)

    booklicity.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaintrygowała mnie Twoja recenzja do zapoznania się z książką. Chętnie po nią sięgnę. ;)


    http://czytam-wszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie muszę sięgnąć po tę książkę. Zaciekawiła mnie już sama okładka. Lubię wzruszające i emocjonujące opowieści.

    Pozdrawiam. i zapraszam do mnie :)
    Kasia
    http://misskatherinesblog.blogspot.com
    IG @misskatherinesblog (https://www.instagram.com/misskatherinesblog/)

    OdpowiedzUsuń
  6. Końcówkę przepłakałam. Masz rację, to powieść, która łamie serce.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za wszystkie komentarze :)

Korzystanie ze strony Wielbicielka książek i pozostawianie komentarzy jest jednoznacznym wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnych z art. 13 o Ochronie Danych Osobowych.
Jednocześnie każda osoba ma prawo do dostępu do treści swoich danych osobowych oraz prawo ich poprawienia w razie potrzeby.