"Zerwałam kilka liści i gniotłam je w palcach, bo to dawało mi poczucie,
że wszystko jest prawdziwe, że to nie jest sen."
Dwudziesty
siódmy sierpnia dwa tysiące trzeciego roku. To tego dnia zaginęła Nadia
Okołotowicz. Miała zaledwie jedenaście lat i osiem miesięcy. Lato
dobiegało końca, słońce grzało niemiłosiernie, trawa przyjmowała żółtawy
odcień, a suchy wiatr wyzwalał ciągłe pragnienie nawadniania organizmu.
Mieszkała z ciotką w przyczepie campingowej na czas remontu w domu.
Najpierw spotkała go będąc z mamą w sklepie - zagadał do niej,
twierdząc, że ją zna. Potem niemal nieustannie czuła gdzieś jego
obecność, mimo iż go nie widziała. Pewnej nocy, gdy Wanda jeszcze nie
wróciła z pracy, dziewczynka obudziła się z dziwnym
przeczuciem. Ujrzała go, stał przy jej łóżku. Miała już krzyknąć, ale
zasłonił jej usta swą dłonią. Ubrała się, jak kazał, i opuścili
przyczepę. Szli przez łąkę i las, aż dotarli do vana i wyruszyli do
domku w górach, z dala od cywilizacji, hałasu i ludzi. Las, dzikie
zwierzęta, cisza doskwierająca nocą i oni. Pomimo trudnych początków, z
czasem przyzwyczaili się do swej obecności. Jednak ich relacja
diametralnie zmieniła bieg, kiedy on wyjawił jej prawdę...
Bardzo chciałam poznać tę historię już od pierwszej wzmiance o niej, od pierwszego spojrzenia na tę nurtującą i enigmatyczną okładkę. Pióro autorki było mi już znane, wiedziałam zatem, że jej najnowsza powieść będzie ciężka emocjonalnie, że poruszy ważne zagadnienia wymagające uwagi i że z pewnością pozostawi we mnie jakiś ślad po sobie. Nie myliłam się.
Ukazana opowieść boli, i
bynajmniej nie jest to tylko ból emocjonalny, ale również fizyczny.
Uczucia i gesty są głęboko odczuwalne dając wrażenie, jakoby dosięgały
nas osobiście, a wypowiadane słowa wdzierają się mocno do wnętrza i go
nie opuszczają. Pozostają tam i niejednokrotnie o sobie przypominają. Ta
powieść rani serce, rozdzierając owe na milion kawałków, dotyka
najczulszych punkcików duszy, wzrusza wywołując łzy, a jednocześnie tak
bardzo przeraża...
Przeraża mrok, którym
niewątpliwie jest przesiąknięta, który chowa się pomiędzy wersami,
słowami, a nawet pojedynczymi literami. Mrok otaczający las, jakże
tajemniczy, niebezpieczny, pełen lęku, a zarazem budzący zachwyt i
skrywający cudowne miejsca. Mrok panujący w ciemnej piwnicy, do której
nie dociera choćby namiastka światła. Nicość, ciemność, rozpacz,
samotność, strach i ból nieustannie towarzyszą w czterech ścianach.
Słychać jedynie ciężkie oddechy i odgłos poruszanego łańcucha. Mrok,
który skradł myśli, powoli wypełniał serce, które tęskniło, wołało
bezgłośnie o pomoc, które krwawiło, biło w przyspieszonym tempie, a na
jego dnie nieśmiało tliła się nadzieja. I które pewnego dnia poznało
smak nowego uczucia.
Ów wspomniany mrok
zmieszany ze smutkiem i przeszywającym bólem ciągnie się przez całe
czterysta czterdzieści stron, gdzieniegdzie tylko urozmaicony
przebłyskami radosnych i przyjemnych krótkotrwałych chwil. Dramatyczna i
niewyobrażalna przeszłość przeplata się z trudną, poruszającą i pełną
cierpienia teraźniejszością. Traumatyczne dzieciństwo przełożyło się na
dorosłość burząc jej poszczególne aspekty i odbierając cenne momenty.
Obrazy z Domu Zła przewijają się na łamach owej historii. O tym,
co tam się działo, co tam się czuło, czego się doświadczało - nie dało
się zapomnieć. To wszystko powracało w każdej sekundzie życia, niszcząc
od środka, zadając kolejne ciosy i pozbawiając tych dobrych wartości.
Nie można było normalnie żyć. Bo czym tak naprawdę była normalność? To
uczucie nie było znane, nigdy. Aż nagle pojawia się iskierka nadziei,
światełko w tunelu, jakże zbawienne i dające szansę na doświadczenie
wreszcie czegoś miłego. Choćby na chwilkę, choćby na trzy dni. A może
jednak dłużej...
"Dziewczyna z gór" to mądra,
intrygująca, refleksyjna, emocjonująca i niebywale wartościowa powieść.
Powieść, którą z całą odpowiedzialnością mogę nazwać najlepszą tego
roku. To nic, że lekko przewidywalna. Bowiem ta przewidywalność dodała
historii pewnego smaczku, a także niejako - wbrew pozorom - rodziła
coraz większą ciekawość. To opowieść, po lekturze której zostaje nie
tylko mnóstwo przemyśleń, ale również w głębi duszy jakaś bliżej
nieokreślona jej cząstka. Pozostaje też swego rodzaju niedosyt -
chciałabym wiedzieć, co dalej... I nade wszystko jest ból, który nie
opuszcza, mimo iż od odłożenia książki minęło troszkę czasu. Ból, który
wzmaga zaraz po przypomnieniu sobie co poniektórych scen, pobudzających
wyobraźnię. Być może nie byłby on tak silny, gdyby nie to, że takie
historie, jak ta opowiedziana w książce Małgorzaty Wardy, i im podobne
po prostu się zdarzają. Niestety się zdarzają...
"Jak to możliwe, że można kochać kogoś, kto nas tak bardzo skrzywdził?"
Tytuł: "Dziewczyna z gór" (tutaj)
Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2018
Ilość stron: 440
Oprawa: miękka
Kategoria: literatura obyczajowa
Uwielbiam książki Kobiety czytają!
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po ten tytuł, bo lubię twórczość Wardy, chociaż na pewno jest dość specyficzna.
OdpowiedzUsuń