piątek, 30 listopada 2018

"Dziewczyna z gór" - Małgorzata Warda




"Zerwałam kilka liści i gniotłam je w palcach, bo to dawało mi poczucie, 
że wszystko jest prawdziwe, że to nie jest sen." 


Dwudziesty siódmy sierpnia dwa tysiące trzeciego roku. To tego dnia zaginęła Nadia Okołotowicz. Miała zaledwie jedenaście lat i osiem miesięcy. Lato dobiegało końca, słońce grzało niemiłosiernie, trawa przyjmowała żółtawy odcień, a suchy wiatr wyzwalał ciągłe pragnienie nawadniania organizmu. Mieszkała z ciotką w przyczepie campingowej na czas remontu w domu. Najpierw spotkała go będąc z mamą w sklepie - zagadał do niej, twierdząc, że ją zna. Potem niemal nieustannie czuła gdzieś jego obecność, mimo iż go nie widziała. Pewnej nocy, gdy Wanda jeszcze nie wróciła z pracy, dziewczynka obudziła się z dziwnym przeczuciem. Ujrzała go, stał przy jej łóżku. Miała już krzyknąć, ale zasłonił jej usta swą dłonią. Ubrała się, jak kazał, i opuścili przyczepę. Szli przez łąkę i las, aż dotarli do vana i wyruszyli do domku w górach, z dala od cywilizacji, hałasu i ludzi. Las, dzikie zwierzęta, cisza doskwierająca nocą i oni. Pomimo trudnych początków, z czasem przyzwyczaili się do swej obecności. Jednak ich relacja diametralnie zmieniła bieg, kiedy on wyjawił jej prawdę...

Bardzo chciałam poznać tę historię już od pierwszej wzmiance o niej, od pierwszego spojrzenia na tę nurtującą i enigmatyczną okładkę. Pióro autorki było mi już znane, wiedziałam zatem, że jej najnowsza powieść będzie ciężka emocjonalnie, że poruszy ważne zagadnienia wymagające uwagi i że z pewnością pozostawi we mnie jakiś ślad po sobie. Nie myliłam się.

Ukazana opowieść boli, i bynajmniej nie jest to tylko ból emocjonalny, ale również fizyczny. Uczucia i gesty są głęboko odczuwalne dając wrażenie, jakoby dosięgały nas osobiście, a wypowiadane słowa wdzierają się mocno do wnętrza i go nie opuszczają. Pozostają tam i niejednokrotnie o sobie przypominają. Ta powieść rani serce, rozdzierając owe na milion kawałków, dotyka najczulszych punkcików duszy, wzrusza wywołując łzy, a jednocześnie tak bardzo przeraża...

Przeraża mrok, którym niewątpliwie jest przesiąknięta, który chowa się pomiędzy wersami, słowami, a nawet pojedynczymi literami. Mrok otaczający las, jakże tajemniczy, niebezpieczny, pełen lęku, a zarazem budzący zachwyt i skrywający cudowne miejsca. Mrok panujący w ciemnej piwnicy, do której nie dociera choćby namiastka światła. Nicość, ciemność, rozpacz, samotność, strach i ból nieustannie towarzyszą w czterech ścianach. Słychać jedynie ciężkie oddechy i odgłos poruszanego łańcucha. Mrok, który skradł myśli, powoli wypełniał serce, które tęskniło, wołało bezgłośnie o pomoc, które krwawiło, biło w przyspieszonym tempie, a na jego dnie nieśmiało tliła się nadzieja. I które pewnego dnia poznało smak nowego uczucia.

Ów wspomniany mrok zmieszany ze smutkiem i przeszywającym bólem ciągnie się przez całe czterysta czterdzieści stron, gdzieniegdzie tylko urozmaicony przebłyskami radosnych i przyjemnych krótkotrwałych chwil. Dramatyczna i niewyobrażalna przeszłość przeplata się z trudną, poruszającą i pełną cierpienia teraźniejszością. Traumatyczne dzieciństwo przełożyło się na dorosłość burząc jej poszczególne aspekty i odbierając cenne momenty. Obrazy z Domu Zła przewijają się na łamach owej historii. O tym, co tam się działo, co tam się czuło, czego się doświadczało - nie dało się zapomnieć. To wszystko powracało w każdej sekundzie życia, niszcząc od środka, zadając kolejne ciosy i pozbawiając tych dobrych wartości. Nie można było normalnie żyć. Bo czym tak naprawdę była normalność? To uczucie nie było znane, nigdy. Aż nagle pojawia się iskierka nadziei, światełko w tunelu, jakże zbawienne i dające szansę na doświadczenie wreszcie czegoś miłego. Choćby na chwilkę, choćby na trzy dni. A może jednak dłużej...

"Dziewczyna z gór" to mądra, intrygująca, refleksyjna, emocjonująca i niebywale wartościowa powieść. Powieść, którą z całą odpowiedzialnością mogę nazwać najlepszą tego roku. To nic, że lekko przewidywalna. Bowiem ta przewidywalność dodała historii pewnego smaczku, a także niejako - wbrew pozorom - rodziła coraz większą ciekawość. To opowieść, po lekturze której zostaje nie tylko mnóstwo przemyśleń, ale również w głębi duszy jakaś bliżej nieokreślona jej cząstka. Pozostaje też swego rodzaju niedosyt - chciałabym wiedzieć, co dalej... I nade wszystko jest ból, który nie opuszcza, mimo iż od odłożenia książki minęło troszkę czasu. Ból, który wzmaga zaraz po przypomnieniu sobie co poniektórych scen, pobudzających wyobraźnię. Być może nie byłby on tak silny, gdyby nie to, że takie historie, jak ta opowiedziana w książce Małgorzaty Wardy, i im podobne po prostu się zdarzają. Niestety się zdarzają...


"Jak to możliwe, że można kochać kogoś, kto nas tak bardzo skrzywdził?"
 

Tytuł: "Dziewczyna z gór" (tutaj)
Autor: Małgorzata Warda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2018
Ilość stron: 440
Oprawa: miękka
Kategoria: literatura obyczajowa 

Książka dostępna na: https://www.gandalf.com.pl

2 komentarze:

  1. Uwielbiam książki Kobiety czytają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno sięgnę po ten tytuł, bo lubię twórczość Wardy, chociaż na pewno jest dość specyficzna.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za wszystkie komentarze :)

Korzystanie ze strony Wielbicielka książek i pozostawianie komentarzy jest jednoznacznym wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnych z art. 13 o Ochronie Danych Osobowych.
Jednocześnie każda osoba ma prawo do dostępu do treści swoich danych osobowych oraz prawo ich poprawienia w razie potrzeby.