"-(...) Można znać się z kimś jak łyse konie, a nic o nim nie wiedzieć.
Nie rozumieć jego pragnień, marzeń, tęsknot.
Można codziennie pić kawę z przyjaciółką, słuchać nad kubkiem jej wyznań, problemów,
narzekań i nie potrafić jej pomóc. Wszystko przez brak zrozumienia."
Pióra Marty Osy miałam przyjemność zasmakować przy okazji lektury
książki "I po cholerę mi to było" stanowiącej wówczas moje pierwsze
spotkanie z twórczością literacką autorki. Powieść o niezwykle
optymistycznej i lekkiej aurze pochłonęłam w jedno popołudnie i
wspominam bardzo miło. Dlatego też z ochotą sięgnęłam po jej najnowszy
utwór o intrygującym tytule "O kwiatkach i wariatkach..." i jeszcze
bardziej frapującym podtytule "Opowieść strażniczki zegarów", który to
wyraźnie skupił mą uwagę i pozwolił snuć niejakie domysły dotyczące
rozwoju fabularnego. Nie ukrywam, że decydując się na ową opowieść
liczyłam na pewną dozę humoru, którym uraczyła mnie autorka poprzednim
razem. Czy zatem i teraz Marta Osa wprawiła mnie opisaną historią w
dobry nastrój?
Renata, Róża, Zosia i Magda
poznały się w szpitalu, gdzie przebywały na oddziale leczenia
nerwic. Owo miejsce nazywane przez kobiety "pałacem nerwusów" przez
pewien czas stanowiło dla nich azyl, oazę spokoju, wyciszenia i swego
rodzaju oczyszczenia. Było ich oderwaniem od trudnej przeszłości,
domem, w którym otrzymały pomoc i wsparcie, domem, do którego mogły
wrócić, a także ostoją, w której zrodziła się piękna przyjaźń. Pewnego
dnia Róża i Zosia dowiadują się, że miejsce ich wyzwolenia od niejednej
traumy, płonie. To zdarzenie nie tylko je porusza, ale odbiera im też
cząstkę siebie i w pewien sposób poczucie bezpieczeństwa. Co więcej,
pokazuje, że jedna z przyjaciółek ponownie wymagała leczenia i była
jednym ze świadków pożaru. Renata, bo o niej mowa, jest załamana,
albowiem nie ma dokąd pójść. Do domu nie może wrócić, bo każdy jego
zakamarek przypomina jej zmarłego męża, a w szpitalu nie może zostać z
wiadomych względów. Róża i Zosia postanawiają zaopiekować się Renią, i
zabierają ją w Alpy...
Historia
przedstawiona we wspomnianej powieści toczy się niespiesznym rytmem
wprawiając w stan odprężenia, a niejednokrotnie w zadumę nad
poszczególnymi aspektami życia. Nurt fabularnego kłębka nie porywa od
pierwszych stron, nie wzmaga głębszego zaangażowania, nie pochłania i
nie wciąga w wir zdarzeń, albowiem takowych tutaj nie można uświadczyć.
Ów posuwa się harmonijnie i spokojnie rodząc refleksje, budząc
wszelkiego rodzaju emocje - choć pozbawione intensywnego wydźwięku i
mamiąc niejako lirycznym i niepowtarzalnym klimatem, nierzadko
nostalgicznie zabarwionym. Klimatem, który znajduje też podłoże
pozazmysłowe, nadnaturalne i niebywale enigmatyczne, co stanowi nie lada
urozmaicenie owej opowieści. Tę uatrakcyjniają również tajemnice i echa
przeszłości zakłócające osiągniętą równowagę. Odgłos tykających zegarów
i zagadkowy urok jednego z nich, tajemnica pokoju nieodwiedzanego przez
lata i wyzwalającego niepewność, a nawet lekki dreszczyk oraz lapidarny
wątek poszukiwania skarbów. A wszystko to dzieje się na tle cudownych
alpejskich zakątków i nieziemskich widoków, otulonych pięknymi zapachami
i wzbogaconych szczyptą wyśmienitych, rozkosznych smaków w postaci
lokalnych potraw, których przepisy uzupełniają ów utwór.
Ta
melancholijna, aczkolwiek nie wyzuta z zaledwie kilku fragmentów
nasiąkniętych humorem historia splata losy zaprzyjaźnionych, jak i
przypadkowo spotkanych osób, ukazując ich meandry życiowe i emocjonalne,
a nade wszystko obrazując ich zmagania z dramatycznymi wspomnieniami i z
przeszłością nieustannie za nimi podążającą i niepozwalającą się uporać
z bólem i wszechogarniającą tęsknotą, które owa niesie. Każda z postaci
mierzy się nie tylko z dramatycznymi przeżyciami, ale co chyba
najistotniejsze, ze swymi słabościami, brakiem pewności siebie, ściślej
rzecz ujmując - ze sobą i swymi uczuciami. Bezsilność, bezradność,
nieśmiałość, brak wiary w siebie, wstyd, żal, skrywana miłość, smutek,
rozpacz i usilne pragnienia - to z tymi cechami próbują walczyć
bohaterowie. Marzą o szczęściu, miłości i spełnieniu. Poszukują ukojenia
dla duszy i spokoju dla serca. Nie chcą zapomnieć, ale zrozumieć,
pogodzić się z tym, co było i pozwolić odejść tym, których czas już
dawno minął. Pragną odnaleźć własną ścieżkę, tę jedyną drogę, od której
rozpocznie się ich nowa podróż. Podróż przez życie.
"O
kwiatkach i wariatkach" to lekko utkana opowieść o sile przyjaźni,
poświęceniu, oddaniu i wierności. O miłości ukrywanej głęboko latami,
miłości nieznającej barier i granic, miłości od pierwszego spojrzenia,
wyjątkowej, dojrzałej i tkliwej. To też historia o kobiecie, dla której
pewnego dnia czas stanął w miejscu, a ona nie była w stanie ruszyć
wskazówek zegara, by ten mógł biec dalej. O kobiecie, która nagle
utraciła to, co najcenniejsze - bliskość i obecność ukochanej osoby. O
kobiecie, która utraciła sens życia i którą uratowała przyjaźń pełna
ciepła i dobroci, a zwłaszcza niezbędnego zrozumienia. To powieść o
zgłębieniu przeszłości, przyswajaniu jej pojedynczych nitek i pojednaniu
się z nimi. O pożegnaniu, zamykaniu starych drzwi pełnych bólu i
wewnętrznego niepokoju oraz otwieraniu nowych z nadzieją i uśmiechem na
lepszy czas. Czas odmierzany pewnym tajemniczym i nastrojowym zegarem...
Refleksyjna, kojąca i sentymentalna - taka jest najnowsza powieść Marty Osy. Serdecznie polecam!
"(...) Każdy sposób jest dobry, byle prowadził do uzdrowienia duszy.
Bo gdy cierpi dusza, boli całe ciało, traci się chęci do życia i zaczynasz się modlić o odwagę,
by przerwać ten pozbawiony sensu byt.
Chyba że masz wokół przyjaciółki, które dodadzą ci odwagi,
by pozbierać się do kupy, zaakceptować ból, który cię zżera, i powoli go oswajać.
Po czasie może się okazać, że był ci do czegoś potrzebny.
Tylko na razie jeszcze nie wiem, do czego."
Bardzo podoba mi się okładka tej książki, a i fabuła zdaje się wpisywać w moje gusta czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńZatem pozostaje tylko sięgnąć po książkę :)
Usuń