"(...) Hmm, umiem płakać na zawołanie,
umiem śmiać się jak szalona,
umiem zarumienić się na kolor buraczkowy
również na zawołanie, ale mdleć na zawołanie
nie umiem - jeszcze.
A szkoda, bo teraz byłaby doskonała okazja,
by taką umiejętność wykorzystać."
Sięgam po debiuty literackie, albowiem wnoszą do świata książkowego coś nowego, świeżego, chwilami zaskakującego i
nieoczywistego. Zazwyczaj z ogromnym dystansem i dozą niepewności
podchodzę do ich lektury, aby uniknąć ewentualnego rozczarowania.
Zdarzało się, że miałam przyjemność poznać naprawdę dobre pozycje
książkowe, ale bywało też tak, że okazywały się owe niewypałem,
nietrafionym spotkaniem. Czasem w trakcie ich lektury zachwycałam się,
wzruszałam, wylewałam morze łez, a innym razem po prostu zasypiałam
znużona monotonią. Jak było tym razem? Czy debiut Marty Matulewicz
uważam za udany? Odpowiedź w dalszej części tekstu. Zapraszam.
Marta Matulewicz - mieszkanka małego ślicznego miasta, w
którym dorastała i z którego wyjechała na dziesięć lat do Wielkiej
Brytanii. Wróciła z Londynu z dwójką dzieci, mężem i z 89 kartonami
rzeczy absolutnie potrzebnych. "Dylematy Laury" to debiut, który
rozśmieszy do łez każdego czytelnika. (źródło: www.psychoskok.pl)
Ponad
dwudziestoletnia Laura rozstaje się ze swoim niewiernym partnerem.
Tymczasem w tym trudnym dla dziewczyny czasie jej najbliższa przyjaciółka, Zosia, proponuje jej wyjazd do
Londynu (w którym przebywa od dłuższego czasu), tym samym zapewniając
miłe towarzystwo i lokum w ciekawej okolicy. Laura postanawia
skorzystać z zaproszenia przyjaciółki. O swej decyzji
informuje rodziców, zwalnia stanowisko w dotychczasowej pracy, pakuje
najpotrzebniejsze rzeczy i wysyła owe na wskazany przez Zosię adres, a
następnie rezerwuje bilet lotniczy. Pełna planów, ogromnych oczekiwań i
nadziei oraz podekscytowania, wyrusza do położonego nad Tamizą
miasta. Jednak podróż do Londynu przebiega nie tak, jakby sobie Laura
tego życzyła. Od początku prześladuje ją bowiem pech, najpierw wylana na
jasne ubranie kawa, a potem nieprzewidziany upadek na otyłego
współpasażera. Po dotarciu do mieszkania przyjaciółki, końca przygód nie
widać. Już po paru godzinach Laura wznieca pożar, rozpalając w kominku
stanowiącym atrapę... Jak Laura poradzi sobie w nowym miejscu? Czy
odnajdzie się w Londynie? Czy uda jej się zrealizować ustalone wcześniej
założenia i spełnić marzenia?
"Dylematy
Laury" to powieść szablonowa, nieangażująca, niejako przewidywalna, pozbawiona porywu i większego zaciekawienia. Fabuła nie
należy do oryginalnych i wyszukanych, raczej porusza się po znanych
schematach. Zawiera paręnaście fragmentów wyzwalających uśmiech na
ustach, a to za sprawą potyczek głównej bohaterki. Gdyby nie owe
"akcje", wówczas byłoby nudno i zbyt jednostajnie. Powieść uwzględnia
kilka wątków, lepiej bądź gorzej ukazanych i rozwiniętych. Główny motyw z pewnością stanowi przyjaźń łącząca bohaterki, oparta na
wzajemnym zaufaniu, zrozumieniu i wsparciu. To przyjaźń na dobre i złe,
czasami urozmaicona malutkimi konfliktami dodającymi smaczku relacji
pomiędzy kobietami. Drugim wątkiem jest ten dotyczący emigracji, co
wiąże się z tęsknotą za bliskimi, aklimatyzacją w nowym miejscu,
przystosowywaniem się do warunków panujących w wybranym kraju,
zapoznawaniem się z otoczeniem, poszukiwaniem miejsca pracy, radzeniem
sobie w prozaicznych i codziennych sytuacjach. Wyraźnie dostrzegalna
jest znajomość konkretnych dzielnic Londynu przez autorkę. Z kolei
trzecią poruszaną kwestią jest miłość przybierająca rozmaite barwy.
Każda z postaci pragnie odnaleźć swą drugą połowę, czasem przesadnie
upatrując owej w przypadkowo spotkanej osobie. Zakończenie, trzeba
przyznać, jest zaskakujące, ale nie na tyle intrygujące i trapiące, abym
zapragnęła zaznajomić się z rozwiązaniem poszczególnych wątków w drugim
tomie.
Lektura powieści przebiega w dość
ekspresowym tempie, a to z racji sporej dawki banalnych i podejmujących
codzienne zagadnienia dialogów. Czyta się zatem szybko, lekko, klarownie
i swobodnie. Wielokrotnie też odnosiłam wrażenie, jakoby pisanie owej
książki sprawiało autorce radość, a i tworzenie zabawnych sytuacji
przychodziło jej z łatwością. Aczkolwiek niestety muszę nadmienić parę
słów na temat merytorycznej strony tejże prozy. Dopatrzyłam się błędów
literowych i interpunkcyjnych oraz powtórzeń tego samego słowa w jednym
zdaniu (przy czym jego dwukrotne użycie było całkowicie zbędne).
Ponadto w którymś
momencie zostały przekręcone imiona bohaterek (zamiast Zosi, była Laura).
Na początku powieści dwukrotnie zdarzyło się też, że mimo iż historia
opowiedziana jest w narracji pierwszoosobowej, to pojawiły się
sformułowania z perspektywy trzeciej osoby, kompletnie niewpasowujące
się w przyjętą i obraną prezentację opowieści.
Zastanawia
mnie również tytuł powieści, który moim zdaniem nie do końca, albo i w
ogóle nie odzwierciedla jej zawartości. No chyba że rzeczywiście należy
przyjąć, że wybór pomiędzy stringami a babcinymi galotami, między
sałatką a burgerem, a także decyzja, w jakim kierunku się udać, są nie
lada dylematami. Rozterki bohaterki sprowadzały się jedynie do
przyziemnych spraw, a tych o większym i znaczącym zasięgu nie
zauważyłam. Pokusiłabym się raczej o nadanie owej powieści tytułu w
stylu "Wpadki Laury", "Tarapaty Laury" lub "Potyczki Laury". Ale to
tylko moje subiektywne zdanie.
Głównymi
bohaterkami powieści, zresztą z dokładnością i ekspresyjnością
nakreślonymi, są tytułowa Laura, z perspektywy której poznajemy całą
historię oraz jej bliska przyjaciółka Zosia. Pierwsza z nich to
sympatyczna, nieśmiała, zagubiona, niepewna siebie, uprzejma,
nieustannie prześladowana przez pech i przyciągająca kłopoty, stawiająca
sobie konkretne cele (znaleźć mężczyznę życia, schudnąć i zdobyć
wymarzoną pracę) dziewczyna. Jej powierniczka z kolei to osoba rozważna,
spokojna, nieszczęśliwie lokująca uczucia, dobra, pełna empatii i
poniekąd skryta. W życiu młodych kobiet przewija się wiele postaci
wyróżniających się charakterem i podejściem do codziennych spraw.
Mianowicie pojawiają się: egoistyczny, traktujący kobiety przedmiotowo i
niepotrafiący pogodzić się z tym, że go porzucono Jean-Marc, Paweł i
Olivier - życzliwi i troskliwi mężczyźni po przejściach, przystojny i
czarujący spojrzeniem strażak, a także koleżanki Laury z klubu
sportowego. Wspomniane osoby odgrywają drugoplanowe bądź epizodyczne
role, a ich zarys nie jest w pełni wyrazisty. Z jakiegoś, nie do końca
jasnego dla mnie powodu, mężczyźni nie wzbudzili mego zaufania. Mam
wrażenie, że nie są tak zupełnie szczerzy i wydaje mi się, że jakieś
plamy na ich wizerunku widnieją. Ale być może się mylę.
Kończąc,
"Dylematy Laury" to moim zdaniem powieść przeciętna będąca zwykłym
czytadłem, typowym "odmóżdżaczem", przerywnikiem pomiędzy trudnymi,
wymagającymi i refleksyjnymi publikacjami - co nie jest złe, a czasem
nawet potrzebne. Zapewnia chwilowy relaks, dostarcza humoru i stanowi
doskonały odpoczynek dla szarych komórek. To książka, którą
przeczytałam, odłożyłam i zaraz całkiem o niej zapomnę. Przedstawiona
historia nie zaabsorbowała i nie zaintrygowała mnie na tyle, ażeby
sięgnąć po jej kontynuację. Nie polecam jakoś szczególnie, ale też nie
zniechęcam. Wybór pozostawiam Wam :)
"Mama czasami mi powtarzała, że mam głowę w chmurach, teraz miałaby zupełną rację.
Ujrzałam wschodzące słońce i ten widok spowodował, że zupełnie zamarłam.
Białe lekkie chmury pod moimi nogami, czy raczej pod samolotem,
i piękne pomarańczoworóżowe słońce. Bezmiar błękitu i przestrzeń."
Tytuł: "Dylematy Laury"
Autor: Marta Matulewicz
Wydawnictwo: Psychoskok
Data premiery: 15.11. 2017
Liczba stron: 286
Książka będzie dostępna w formie e-book Data premiery: 15.11. 2017
Liczba stron: 286
Kategoria: powieść obyczajowa
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Autorce.
Sięgam też po takie lekkie książki. Będę mieć ją na oku jeśli najdzie mnie ochota na coś w tym stylu. ;)
OdpowiedzUsuńJa również sięgam :) Czytam i zapominam :)
UsuńChociaż były elementy, które Ci się podobały, to jednak nie będę raczej sięgać po ten tytuł, nie mam ochoty na taką typowo przerywnikową między cięższymi książkami lekturę.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli dana książka nie przypadła mi do gustu, to i tak zawsze staram się dostrzegać jej zalety :) Rozumiem :)
UsuńHmm bardzo ma przyjemną okładkę.
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książkę i bardzo jestem ciekawa, jak ja ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńCzekam zatem na Twą opinię :)
UsuńBłędy merytoryczne niezbyt dobrze świadczą o autorce nawet jeśli to jest jej debiut, jednak nie ma co przekreślać. Takie lekkie czytadła i tak są lepsze niż romanse. Mam nadzieję, druga książkę tej autorki również bedziesz recenzować i porównasz zmiany, które autorka z pewnością wprowadzi.
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie będę, z różnych względów.
UsuńŚwietnie wyważona i szczera recenzja! Całkiem w twoim stylu :-)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się na nią skuszę - nie mówię nie, bo ogólnie lubię takie zwyczajne książki jakich wiele, ale póki co mam co czytać :)
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńJa mam ją w planie. Ciekawe jak ja ją odbiore...
OdpowiedzUsuńJa też jestem ciekawa Twej opinii :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem pełen uznania dla recenzentki za to, że bez zbędnego makijażu ma odwagę formułować bolesną diagnozę o „powieści pozbawionej porywu i większego zaciekawienia”, za nieustraszoność jej czupurnych – wszak: ostrych i jednoznacznych opinii, za iście belferską pieczołowitość niemiłosiernie punktującą liczne niedociągnięcia i potknięcia autorki (interpunkcja, repety, chochlik pomylonych imion). Styl jednak w jakim to czyni – nie tylko nie wywołuje we mnie jednoznacznie negatywnego nastawienia do książki, lecz wręcz przeciwnie: dzięki szerokiej otoczce merytorycznej towarzyszącej słowom krytyki, zachęca mnie do konfrontacji, sięgnięcia po lekturę, bynajmniej nie tylko w celu przyrównania ocen recenzentki z moimi wyobrażeniami i wizją.
OdpowiedzUsuńPani Kasiu T-J – bardzo dziękuję za jak zawsze: ciekawą, wnikliwie postawioną recenzję!
Dziękuję pięknie <3
UsuńZ zaciekawieniem czytam twoje recenzje i stwierdzam że jest to kolejna książka do której na pewno sięgne i która znajdzie się na półkach biblioteki w której pracuję :)
OdpowiedzUsuń