wtorek, 13 września 2016

Gdzieś tam w szczęśliwym miesjcu - A. McPartlin




"To, że się gdzieś rodzisz, wcale nie musi oznaczać, że do tego miejsca pasujesz."


We współczesnym świecie nienawiść, nietolerancja, przemoc, nękanie są na porządku dziennym. Przez tego typu zachowania i postępowania wiele osób (głównie młodych) unika dzielenia się swoimi uczuciami, emocjami, poruszania tematów tabu, bowiem obawiają się, że spotkają się z brakiem zrozumienia i akceptacji, z odrzuceniem, opuszczeniem oraz wykluczeniem z rodziny, grona przyjaciół oraz społeczeństwa w ogóle. Dlatego tłamszą wszystko w sobie, zamykają się w sobie, unikają trudnych dla nich tematów, a jeśli już takowe są poruszane to reagują gwałtownie, agresywnie, wywołując zaskoczenie wśród pozostałych rozmówców. Uważają, że nie należy obarczać innych swoimi problemami, że to może negatywnie wpłynąć na ich relacje z otoczeniem, że wyjawiając je zostaną całkiem sami. Zdarzają się jednak momenty, kiedy chcą wyrzucić z siebie, to co myślą i czują, ale w ostatniej chwili z obawy przed możliwymi konsekwencjami zwyczajnie rezygnują. A gdy znów pojawia się okazja do wyznania skrywanej prawdy, okazuje się, że jest już za późno...

Gdy otrzymałam z Wydawnictwa Harper Collins propozycje książek do recenzji, moją uwagę zwróciły dwie pozycje. Pierwsza z nich przyciągała wakacyjną okładką, a druga intrygującym tytułem. Muszę przyznać, że trochę się wahałam. Ale pomyślałam sobie, że pierwsza z nich to pewnie jakaś zwykła lekka i łatwa obyczajówka z romansem w tle, dlatego postanowiłam wybrać "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu". Okładka książki - bynajmniej w moim odczuciu - jest bardzo tajemnicza, tak jak jej tytuł. Od początku miałam ochotę dowiedzieć się, jaką historię kryje ta powieść, a przede wszystkim, o jakim miejscu jest mowa. Jej zakończenie zostało ujawnione w opisie, po przeczytaniu którego nasuwały się pytania: Jak? Dlaczego? Co się stało? Chciałam poznać na nie odpowiedzi. I tak się stało. Nie sądziłam jednak, że to, co przeczytam sprawi, że rozsypię się emocjonalnie, że popłyną łzy i że nawet kilka dni po lekturze, ja nadal będę myślała o tej historii i ją przeżywała.

Maise Bean - Brennan po dwudziestu latach od śmierci syna Jeremy-ego stanęła przed wykładowcami i studentami, aby opowiedzieć o swoim dramatycznym życiu oraz o utracie dziecka. Napisała książkę "Wyznania Jeremy-ego: o miłości i nieporozumieniach". Chłopak zmarł 1 stycznia 1995 roku, mając zaledwie szesnaście lat.
Maise nie miała łatwego życia, przez kilkanaście lat była maltretowana przez męża. Kilkakrotnie trafiała pobita do szpitala, jednak nie miała na tyle odwagi, żeby od niego odejść. Decyzję tę podjęła wówczas, kiedy Dany pobił ją do tego stopnia, że musiała przejść operację mózgu. Wtedy przeprowadziła się wraz z dwójką dzieci do swojej matki. A jej mąż zniknął na kilka lat. Kobieta zajmowała się chorą na demencję matką Bridie oraz dziećmi: córką Valerie oraz nastoletnim synem o imieniu Jeremy. Pracowała w gabinecie dentystycznym, a w weekendy sprzątała w fabryce. Musiała utrzymać swoją rodzinę. Nie przelewało im się, a mimo to, w miarę możliwości pomagała innym ludziom. Starała się prowadzić normalne życie, ale przeszłość nie do końca jej na to pozwalała. Pewnego dnia spotkała Freda - policjanta, który zaprosił ją na kolację. Zgodziła się, ale nie była przekonana, czy dobrze postępuje. Z drugiej strony, była mu to winna, przecież to Fred kilka lat temu uratował jej życie. Tego wieczoru, gdy była z mężczyzną na randce, jej syn miał zostać w domu, aby zaopiekować się młodszą siostrą i babcią. Jednak odwiedził go przyjaciel Rave, który namówił go na wyjście i dołączenie do znajomych, którzy już czekali w ich stałym miejscu spotkań. Chłopak wyszedł, nie mówiąc nic nikomu. Postanowił, że wróci przed północą. Jednak tak się nie stało. Zaniepokojona jego dłuższą nieobecnością Maise, zgłosiła jego zaginięcie. Poszukiwania trwały kilka dni. Kobieta cały czas siebie obwiniała, miała wyrzuty sumienia, że tej nocy, gdy jej syn nie wrócił do domu, ona świetnie się bawiła na randce. Wierzyła, że gdyby została w domu, dopilnowałaby syna. Zaczęła przeczuwać najgorsze. Niestety, pewnego dnia otrzymała wiadomość, że Jeremy nie żyje...

Co dokładnie wydarzyło się 1 stycznia 1995 roku? Jaka była przyczyna śmierci Jeremy'ego? Jaką tajemnicę skrywał chłopak?

"Życie Jeremy'ego przez długi czas było nienormalne. Marzył o zwyczajności. 
Jeremy Bean od zawsze pragnął żyć prostym życiem. 
Nie chciał się w żaden sposób wyróżniać. 
Zrobiłby wszystko, żeby osiągnąć ten cel."

W książce ukazane zostały losy bohaterów z perspektywy każdego członka rodziny, ale również ich przyjaciół. Wszyscy zostali bardzo dobrze wykreowani. Każda z postaci dzieliła się swoimi wspomnieniami, przeżyciami, uczuciami, obawami oraz przemyśleniami. Maise to kobieta bardzo silna, która całą swoją uwagę skupiła na dzieciach i chorej matce. Po wydarzeniach z przeszłości, pragnęła stworzyć im normalną rodzinę i dom pełen miłości i spokoju. Bridie chorowała na demencję, wymagała nieustannej opieki. Jej zachowania niekiedy były nieprzewidywalne. Jednak czasami sprawiała wrażenie, jakby wiedziała znacznie więcej, niż się wszystkim wydawało. Bardzo kochała swego wnuka, każdego dnia pytała o niego i czekała na jego powrót. Valerie była buntująca się nastolatką, nie potrafiła porozumieć się z matką, przez co często dochodziło między nimi do ostrej wymiany zdań. Natomiast Jeremy był dobrym, opiekuńczym, wyrozumiałym, pomocnym, ale również zamkniętym w sobie, skrytym i tajemniczym chłopakiem. Zawsze stawał w obronie matki i akceptował jej decyzje.

Przyznaję, że przywiązałam się do wszystkich bohaterów i obdarzyłam ich sympatią. Ciężko było mi się z nimi rozstać. Niesamowicie pozytywne uczucia wzbudzała we mnie postać Bridie. A Maise podziwiałam za to, iż pomimo traumatycznych wydarzeń, nie załamała się, podjęła walkę, stanęła na nogi, wzięła się w garść i dążyła do tego, aby zapewnić lepsze życie swoim dzieciom i chorej matce. Z kolei Fred to bardzo dobry, uczynny, pomocny człowiek, który zrobiłby wszystko nie tylko dla ukochanej kobiety, ale również dla jej rodziny.

Powieść czyta się szybko, mimo, że podejmuje istotne i bardzo życiowe tematy. Napisana jest prostym i lekkim językiem. Podzielona została na kilkanaście rozdziałów, a każdemu z nich został przypisany utwór muzyczny z lat dziewięćdziesiątych zespołów tj.: Nirvana, R.E.M., Pearl Jam. Okres poszukiwań czyli pierwszych kilka dni stycznia przeplata się z wieczorem dnia 1 stycznia 1995, kiedy to Jeremy spotkał się z Rave'm i znajomymi. Prawdę mówiąc, gdy czytałam fragmenty dokładnie ukazujące ostatnie godziny życia Jeremy'ego to serce szybciej mi biło. Bałam się poznać prawdę o jego śmierci, bałam się dojść do tego momentu, kiedy on umiera. A gdy się to stało, łzy strumieniami spływały po moich policzkach.

"Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" to powieść, która niesamowicie mnie wzruszyła i poruszyła. Sięgając po nią, nie spodziewałam się takiego ogromu emocji i tak dramatycznej historii. Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony, czytałam ją do późnych godzin nocnych, a potem już nie mogłam zasnąć. To opowieść bardzo życiowa, niezwykle prawdziwa, smutna, a momentami nawet przerażająca. Porusza trudne, a zarazem bardzo ważne i kontrowersyjne zagadnienia. Opowiada o relacjach rodzinnych, miłości, wielkiej przyjaźni, chorobie, wsparciu, poświęceniu, tolerancji, nadziei, ale przede wszystkim o utracie ukochanego dziecka. Skłania do wielu refleksji i zawiera niejedno niezwykle cenne przesłanie. Warto rozmawiać, ujawniać swoje emocje, wyznawać swoje uczucia, nie odkładać tego na potem. Bowiem to potem może już nigdy nie nastąpić...

"Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" to piękna powieść obyczajowa, którą warto przeczytać. Zdecydowanie ją polecam. Ukazana w niej historia na długo pozostanie w mojej pamięci. Na pewno sięgnę po inne książki autorki - Anny McPartlin.


"- Nie znają cię. Nie żyją twoim życiem. Łatwo jest oceniać. 
Łatwo jest patrzeć na ludzi z góry, Mai. 
Dużo trudniej uczciwie podchodzić do innych i do siebie. Nie zmienisz tego."




Tytuł : "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu"
Autor : Anna McPartlin
Wydawnictwo : HarperCollins
Rok wydania : 2016
Oprawa : miękka
Ilość stron : 400


Serdecznie polecam ! 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins.



6 komentarzy:

  1. Zaintrygowała mnie Twoja recenzja, chętnie bym przeczytała tę książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka skojarzyła mi się z "Ostatnie dni królika", a przez tę książkę nie przebrnęłam :( Może był zbyt ciężki temat :( I widzę, że to napisała ta sama autorka :)
    Lubię takie książki, gdy historia jest przedstawiona z różnych punktów widzenia i wtedy możemy zżyć się ze wszystkimi bohaterami! To jest cudowne! :) Książkę zapisuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie nie czytałam "Ostatnich dni królika", choć słyszałam o tej książce. Muszę po nią sięgnąć. Jestem jej bardzo ciekawa :)

      Koniecznie, naprawdę piękna powieść :)

      Usuń
  3. Chciałabym przeczytać. Już druga albo trzecia pozytywna recen zja, jestem więc na tak. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam :) Podziel się proszę swoją opinią po jej przeczytaniu :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za wszystkie komentarze :)

Korzystanie ze strony Wielbicielka książek i pozostawianie komentarzy jest jednoznacznym wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnych z art. 13 o Ochronie Danych Osobowych.
Jednocześnie każda osoba ma prawo do dostępu do treści swoich danych osobowych oraz prawo ich poprawienia w razie potrzeby.