"Najwidoczniej ludzie albo są sobie przeznaczeni, albo nie,
i tę zasadę stosować należy nie tylko w odniesieniu do znajomości damsko-męskich.
Jest to zasada uniwersalna.
Pierwszy rzut oka jest najważniejszy."
"Zielone kalosze" (oraz pozostałe książki wchodzące w skład trylogii) to mini powieść, która już od jakiegoś czasu zajmowała miejsce na mojej długiej liście książek must read i must have. Zatem kiedy otrzymałam wiadomość od autorki z propozycją jej zrecenzowania bardzo się ucieszyłam. Spodziewałam się lekkiej i przyjemnej lektury i takową otrzymałam, choć niewątpliwie porusza ona również ważne życiowe zagadnienia i problemy. Opowiada o osiąganiu wolności, wyzwoleniu się z poniekąd z patologicznej sytuacji oraz o przełamywaniu barier i stereotypów, a wreszcie o nadziei na lepsze jutro i szczęśliwsze życie bez ciążącego balastu. Zapraszam na moją opinię :)
Wanda Szymanowska - z zawodu filolożka polska, nauczycielka, wielbicielka literatury w
każdej postaci. Uwielbia też egzotyczne podróże, muzykę, dobrą kuchnię i
… szkołę, w której spędza większość czasu, ucząc języka polskiego,
niemieckiego, muzyki. Kobieta pełna poczucia humoru, uśmiechu dla
innych, kochająca literaturę i ludzi. Jej debiutancka powieść ,,Zielone
kalosze” spotkała się z przychylnymi recenzjami i entuzjazmem
czytelniczek. Autorka m.in. powieści: "Niebieskie sandały", "Czerwone szpilki". (źródło: http://www.wydawnictwobialepioro.pl)
Antonina Kowalewska to dojrzała i wykształcona kobieta, która po trzydziestu latach nieudanego małżeństwa decyduje się odejść od męża, stosującego wobec niej przemoc psychiczną, a nawet często fizyczną oraz uzależnionego od alkoholu i wymagającego posłuszeństwa wobec niego. Kobieta za namową przyjaciółki i córki postanawia udać się w miejsce, które zapewni jej ciszę i spokój i pozwoli poukładać swoje życie. Wyrusza zatem do miejscowości Ruczaj Dolny, gdzie wynajmuje opuszczony i zniszczony domek. Początkowo nie czuje się najlepiej na peryferiach i nie pała optymizmem, ale z każdym kolejnym dniem coraz bardziej upewnia się w tym, iż słusznie postąpiła. Powraca radość z życia, poczucie bezpieczeństwa, upragniona wolność, długo wyczekiwany spokój oraz nadzieja, że wszystko się jeszcze ułoży, tym bardziej, że okazuje się, iż większość mieszkańców wsi jest bardzo sympatyczna, przyjazna, pomocna i przychylna jej pewnym planom. Antonina otrzymuje od kilku osób pozytywny zastrzyk energii, który motywuje ją do podjęcia dalszych kroków ku lepszej przyszłości. Z czasem okazuje się, że niektóre osoby, z którymi zdążyła się już zaprzyjaźnić również potrzebują pomocy, której Antonina z chęcią im udziela.
Główna bohaterka - Antonina to kobieta, która przez kilkadziesiąt lat żyła tak jakby w zamknięciu, mąż ją izolował od świata, zaszufladkował i żądał wykonywania wszystkich obowiązków, jakie należą do kobiety (według niego). Antosia studiowała filologię germańską, a od razu po ukończeniu nauki poślubiła męża. Marzyła o karierze naukowej, ale zrezygnowała z tych planów, poniekąd zmusiła ją do tego sytuacja. Jej pasją była gra na fortepianie. Mąż kierował firmą budowlaną, a Antonina opiekowała się i wychowywała ich jedyną córkę Marysię, którą darzyła ogromną miłością i która była dla niej całym światem. Natomiast domem zajmowała się gosposia - pani Władzia, którą Antonina traktowała jak członka rodziny. Antosia w tajemnicy przed mężem przyjmowała zlecenia na tłumaczenia, w ten sposób sobie dorabiała i odkładała zarobione pieniądze. Nie mogła mu o tym powiedzieć, był apodyktyczny, chorobliwie zazdrosny, wymagający i uzależniony od alkoholu, a wtedy używał siły i stawał się niebezpieczny. Gdy ich córka - Marysia dorosła i przeprowadziła się do Berlina, namawiała matkę na odejście od ojca i rozpoczęcie nowego życia. Z czasem Antonina przyjęła sobie słowa swojej pierworodnej do serca i zdecydowała o ucieczce od człowieka, który przez lata ją krzywdził i przy którym nie zaznała ani szczęścia, ani miłości. A pobyt w małej wsi okazał się najlepszym lekarstwem na zranione serce i duszę oraz początkiem nowego etapu w życiu Antosi. Tam zawarła nowe przyjaźnie, między innymi ze Stenią (sprzedawczynią w miejscowym sklepie), Edkiem (wyremontował wynajmowany przez kobietę dom, złota rączka we wsi), Alą (nauczycielką wuefu) czy Zosią (zarządzającą domem kultury). To tam również odnalazła swoje miejsce na ziemi, spokój i szczęście, a także sposób na życie.
Przyznaję, że większość bohaterów powieści obdarzyłam sympatią, przede wszystkim Antoninę (choć momentami wydawała mi się zbyt idealna) i Stenię - za życzliwość, serdeczność, ciepło, udzielane wsparcie, lojalność, oferowaną pomoc i wzajemną motywację, a także za silną kobiecą przyjaźń godną naśladowania. Obie kobiety połączyły głównie podobne problemy i dylematy oraz nieprzyjemne życiowe doświadczenia. Przez wiele lat były krzywdzone przez swoich mężów, dlatego każda z nich dokładnie wiedziała, co przeżywa ta druga i idealnie się rozumiały w wielu kwestiach. Polubiłam też Marysię (córkę Antosi) - między innymi za podejście do życia i racjonalizm, a także Edka (brata bliźniaka męża Steni), który zawsze służył pomocą i radą i na którego każda z kobiet mogła liczyć. Mężczyzna był totalnym przeciwieństwem swojego brata. A pewien fakt z przeszłości sprawił, że się zmienił, zrozumiał, wyciągnął wnioski i naukę, otrzymał drugą szansę i zaczął nowe życie. Natomiast jedyną osobą, która wyzwalała we mnie wściekłość, złość, odrazę był Mundek - mąż Steni. To człowiek pozbawiony empatii, szacunku, bezczelny alkoholik, traktujący kobietę jak własną służącą, typowy szowinista i cynik, który w przemocy wobec żony nie widział nic złego i niewłaściwego.
W powieści został ukazany obraz wsi, której wspaniały krajobraz stanowiły złociste pola, łąki pełne różnokolorowych kwiatów i zapachów, lasy, ścieżki i dróżki, którymi można przejść zaopatrując się w kalosze. A jedynymi miejscami tętniącymi życiem w prowincji były sklep, dom kultury (który trzeba było poniekąd przeorganizować) oraz bar, w którym od rana do wieczora mężczyźni spożywali alkohol i zatracali się w jego smaku. Przedstawione zostały też bardzo precyzyjnie i wyraziście mentalność mieszkańców oraz panujący od dawien dawna stereotyp. Kobiety każdego dnia wykonywały swoje obowiązki, zajmowały się domem i wszelkimi czynnościami z tym związanymi, wychowywaniem dzieci, przygotowywaniem posiłków, sprzątaniem, a w wolnych chwilach (o ile takowe były) plotkowaniem z koleżankami. Jednak żadna z nich nie przyznawała się przed innymi (ale również przed samą sobą), że w domu - który powinien stanowić ostoję spokoju i szczęścia - jest ofiarą przemocy, jest poniżana, zastraszana i wykorzystywana. Tymczasem mężczyźni w ciągu dnia spędzali miło czas w barze delektując się trunkami, a po powrocie do domu oczekiwali posłuszeństwa, obsłużenia, podania i spełniania ich wymagań oraz zachcianek. Kobiety godziły się (przyzwalały) na takowe traktowanie i znosiły ich zachowanie z różnych powodów. Po pierwsze - uważały, że przysięga i jej słowa na dobre i na złe do czegoś zobowiązuje. Po drugie - nie chciały rozbijać rodziny ze względu na dzieci. Po trzecie - niejednokrotnie twierdziły, że same sobie w życiu nie poradzą (brak pewności siebie). Po czwarte - były przekonane, że w ich dojrzałym już wieku po prostu nie wypada opuszczać męża. A po piąte - nie wierzyły, że ich życie może być lepsze, piękniejsze i szczęśliwsze.
"Zielone kalosze" to powieść napisana żywym, prostym, zrozumiałym, łatwym, a chwilami ironicznym i dowcipnym językiem. Autorka zastosowała narrację trzecioosobową, wspomnienia Antoniny z przeszłości przeplatają się z jej pobytem na prowincji. Nie ukrywam, że z ogromną przyjemnością poddawałam się lekturze tej książki, która pomimo poruszanych istotnych zagadnień (tj. przemoc, alkoholizm) stanowiła bardzo lekką powiastkę z nutką optymizmu, domieszką pozytywnej energii, szczyptą nadziei oraz odrobinką zaskoczenia. Jestem niezwykle mile zaskoczona tą książeczką, z którą spędziłam miło czas.
Podsumowując, "Zielone kalosze" to książka, po którą bez wątpienia warto sięgnąć. Szczególnie polecam ją wszystkim kobietom. Traktuje ona przede wszystkim o pięknej przyjaźni, pragnieniu bycia szczęśliwym, cudownej relacji między matką a córką, dążeniu do zmiany swych przyzwyczajeń i oczekiwań, pokonywaniu lęków, przełamywaniu barier, spełnianiu marzeń i poszukiwaniu drogi prowadzącej ku szczęściu i spełnieniu, jak również o nadziei na lepsze jutro. Uświadamia, że zawsze jest odpowiedni moment na dokonywanie zmian w swoim życiu. Wystarczy chcieć, wykonać pierwszy krok i uwierzyć, że jeszcze wszystko jest możliwe. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy trylogii obuwniczej tj.: "Niebieskie sandały" i "Czerwone szpilki", bowiem jestem ogromnie ciekawa, jak potoczyły się dalsze losy Antoniny i jej przyjaciół. Gorąco polecam.
W powieści został ukazany obraz wsi, której wspaniały krajobraz stanowiły złociste pola, łąki pełne różnokolorowych kwiatów i zapachów, lasy, ścieżki i dróżki, którymi można przejść zaopatrując się w kalosze. A jedynymi miejscami tętniącymi życiem w prowincji były sklep, dom kultury (który trzeba było poniekąd przeorganizować) oraz bar, w którym od rana do wieczora mężczyźni spożywali alkohol i zatracali się w jego smaku. Przedstawione zostały też bardzo precyzyjnie i wyraziście mentalność mieszkańców oraz panujący od dawien dawna stereotyp. Kobiety każdego dnia wykonywały swoje obowiązki, zajmowały się domem i wszelkimi czynnościami z tym związanymi, wychowywaniem dzieci, przygotowywaniem posiłków, sprzątaniem, a w wolnych chwilach (o ile takowe były) plotkowaniem z koleżankami. Jednak żadna z nich nie przyznawała się przed innymi (ale również przed samą sobą), że w domu - który powinien stanowić ostoję spokoju i szczęścia - jest ofiarą przemocy, jest poniżana, zastraszana i wykorzystywana. Tymczasem mężczyźni w ciągu dnia spędzali miło czas w barze delektując się trunkami, a po powrocie do domu oczekiwali posłuszeństwa, obsłużenia, podania i spełniania ich wymagań oraz zachcianek. Kobiety godziły się (przyzwalały) na takowe traktowanie i znosiły ich zachowanie z różnych powodów. Po pierwsze - uważały, że przysięga i jej słowa na dobre i na złe do czegoś zobowiązuje. Po drugie - nie chciały rozbijać rodziny ze względu na dzieci. Po trzecie - niejednokrotnie twierdziły, że same sobie w życiu nie poradzą (brak pewności siebie). Po czwarte - były przekonane, że w ich dojrzałym już wieku po prostu nie wypada opuszczać męża. A po piąte - nie wierzyły, że ich życie może być lepsze, piękniejsze i szczęśliwsze.
"Zielone kalosze" to powieść napisana żywym, prostym, zrozumiałym, łatwym, a chwilami ironicznym i dowcipnym językiem. Autorka zastosowała narrację trzecioosobową, wspomnienia Antoniny z przeszłości przeplatają się z jej pobytem na prowincji. Nie ukrywam, że z ogromną przyjemnością poddawałam się lekturze tej książki, która pomimo poruszanych istotnych zagadnień (tj. przemoc, alkoholizm) stanowiła bardzo lekką powiastkę z nutką optymizmu, domieszką pozytywnej energii, szczyptą nadziei oraz odrobinką zaskoczenia. Jestem niezwykle mile zaskoczona tą książeczką, z którą spędziłam miło czas.
Podsumowując, "Zielone kalosze" to książka, po którą bez wątpienia warto sięgnąć. Szczególnie polecam ją wszystkim kobietom. Traktuje ona przede wszystkim o pięknej przyjaźni, pragnieniu bycia szczęśliwym, cudownej relacji między matką a córką, dążeniu do zmiany swych przyzwyczajeń i oczekiwań, pokonywaniu lęków, przełamywaniu barier, spełnianiu marzeń i poszukiwaniu drogi prowadzącej ku szczęściu i spełnieniu, jak również o nadziei na lepsze jutro. Uświadamia, że zawsze jest odpowiedni moment na dokonywanie zmian w swoim życiu. Wystarczy chcieć, wykonać pierwszy krok i uwierzyć, że jeszcze wszystko jest możliwe. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy trylogii obuwniczej tj.: "Niebieskie sandały" i "Czerwone szpilki", bowiem jestem ogromnie ciekawa, jak potoczyły się dalsze losy Antoniny i jej przyjaciół. Gorąco polecam.
"(...) To zupełnie nie było w jej stylu.
W jej stylu nie było też martwienie się upływem czasu.
Zasadniczo zawsze chwaliła sobie swoją dojrzałość.
Gdyby istniał eliksir przywracający młodość, z pewnością by go nie użyła.
Jak Coco Chanel wierzyła, że najpierw się ma młodość, a dopiero potem osobowość.
Nie chciałaby ponownie być studentką wkuwającą dzień i noc
(bo jak stanąć przed egzaminatorem w stanie zielonym),
nie chciałaby jeszcze raz wybierać partnera życiowego (bo to najgorsza loteria),
być w ciąży (o, matko - te nieustające wymioty),
urządzać sobie życia (jakie meble, jaki samochód, dokąd na wakacje, brr!!!)"
"Wtedy też Antonina uświadomiła sobie po raz pierwszy,
że pasuje do swojego męża jak pięść do nosa.
Była wtedy młoda i usilnie wierzyła, że przyjdzie jeszcze czas na zrównanie upodobań.
Ten czas nigdy jednak nie przyszedł, a dysproporcje pogłębiały się z każdym krokiem."
(źródło okładki: zaczytani.pl)
Tytuł: "Zielone kalosze"
Autor: Wanda Szymanowska
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
E-book
Ilość stron: 120
Za możliwość przeczytania książki w formie e-book serdecznie dziękuję autorce.
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Książka porusza takie tematy, które lubię więc może się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie :)
UsuńCzytałam "Lardżelkę" oraz "Niebieskie sandały" i bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie te książki :)
OdpowiedzUsuńObie wymienione przez Ciebie powieści również będę czytać :)
UsuńCiekawie się zapowiada :o)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna i ciepła książka :)
UsuńSporo już o niej słyszałam i nie jestem zainteresowana...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś... :)
UsuńCzytałam szpilki, więc w końcu pora na kalosze :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa na początku myślałam że chodzi o damskie buty https://butymodne.pl/damskie-c531.html które zresztą uwielbiam. Jeśli tak jest to muszę zapoznać się z tymi kaloszami po brzmi ciekawie. Jeśli będą jakieś informacje na temat butów ja ja poproszę.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoże chodzi o buty z takiego sklepu jak ten tutaj - buty dla kobiet
OdpowiedzUsuń