wtorek, 15 maja 2018

"Heloiza i jej warszawski Abelard" - Janusz Niżyński [recenzja]




"- (...) według mnie najpiękniejszym uczuciem nie może być miłość. 
Jest nim siostrzany głos serca: czułość.
- Czułość?
- Tak. Tylko ona, tylko czułość jest w stanie dodać nam skrzydeł, otulić nas ciepłem, światłem
i jak feeria barw zachodzącego słońca dotknąć najbardziej skrytych pokładów naszej duszy..."
 
 
Przyznaję, że Janusz Niżyński jest jednym z mych ulubionych pisarzy polskich. Jego powieści dotychczas przeze mnie poznane stanowiły kompozycję pasji, nietuzinkowości, nieprzewidywalności i enigmatyczności. Owiane nostalgiczną nutą i sentymentalną aurą, przesiąknięte morzem emocji i nade wszystko będące zbiorem istotnych wartości okazały się dla mnie cudowną, liryczną i niezapomnianą podróżą. Dlatego też sięgając po najnowszy wolumin autora o dość intrygującym, poważnym i poniekąd archaicznie brzmiącym tytule "Heloiza i jej warszawski Abelard", oczekiwałam podobnych wrażeń, jakich dostąpiłam wcześniej, przy okazji smakowania poprzednich książek pisarza. Jakież było moje zdziwienie, gdy w czasie delektowania się owym utworem okazało się, że niejako odbiega on od pozostałych zajmujących miejsce w literackim szeregu lektur autorstwa Janusza Niżyńskiego. Dlaczego? O tym w dalszej części tekstu - zapraszam.