Strony

sobota, 10 czerwca 2017

"Zaraz wracam" - Anita Scharmach




"(...) Jestem żałosna. Czego ja się boję, przecież to, co się stało, już się wydarzyło. 
Nic już tego nie zmieni! Nic. Nie potrafię cofnąć czasu."


W grudniu ubiegłego roku miałam przyjemność zaznajomić się z powieścią "Mogę wszystko" (recenzja), będącą debiutem literackim autorki. Bardzo mile wspominam ową książkę i przyznaję, że z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej zatytułowanej "Zaraz wracam". Zarówno okładka, jak i opis sugerują piękną, aczkolwiek smutną i pełną wzruszeń opowieść. Przed jej lekturą doradzano mi zaopatrzyć się w kilka opakowań chusteczek higienicznych, bowiem ukazana w niej historia wyciska łzy. Nie ukrywam, że zaczęłam się troszkę obawiać tego, iż mogę się za bardzo rozkleić i oczywiście zgodnie z radami się solidnie przygotowałam. Pewnego popołudnia w pełni gotowa zasiadłam do lektury... Jakie zatem wrażenia wywarła na mnie książka "Zaraz wracam"? Zapraszam na recenzję. 
  
Anita Scharmach - córka, żona, matka, siostra, przyjaciółka, wreszcie zwykła kobieta, która kocha życie. Niepoprawna optymistka. Ekonomista z wykształcenia. Pisarka z zamiłowania. W 2016 roku debiutowała powieścią "Mogę wszystko", która otrzymała status bestsellera. 

Marta wraca ze Stanów Zjednoczonych do Polski po dziesięciu latach nieobecności. Wyjechała z kraju tuż po tym, jak w wyniku tragicznych wypadków zginęli jej mąż oraz ukochane córeczki. Wówczas sądziła, że tylko ucieczka pozwoli jej zapomnieć o pewnym dramatycznym dniu, kiedy utraciła wszystko to, co było dla niej najcenniejsze, czyli rodzinę, miłość, szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Kobieta powraca w okresie Świąt Bożego Narodzenia, ląduje w Warszawie i w tymże mieście postanawia spędzić najbliższe kilka dni. Melduje się w pięciogwiazdkowym hotelu i poniekąd emocjonalnie przygotowuje się do wyjazdu do rodzinnej Gdyni - miasta przywołującego traumatyczne wspomnienia. To tam też czeka na nią nowa posada oraz luksusowy apartament. Czekają również rodzice, z którymi nie utrzymywała kontaktu, brat, który nie do końca radzi sobie z problemami oraz przyjaciółka, która jest dla niej ogromnym wsparciem. Marta będzie musiała się zmierzyć więc nie tylko ze smutną przeszłością, ale również z trudną rzeczywistością... Na jej drodze pojawi się też przystojny mężczyzna... Ale czy Marta będzie gotowa na nową miłość? Czy pogodzi się z przeszłością? I przede wszystkim, czy będzie umiała wybaczyć? 

Powieść "Zaraz wracam" przeczytałam w niespełna trzy godziny. Można nawet rzec, że ją pochłonęłam. To jedna z tych książek, które się po prostu połyka. Budzi ona bowiem ciekawość, najpierw tego, w jakich okolicznościach doszło do tragicznego wypadku, w którym poniosły śmierć najbliższe osoby głównej bohaterki, następnie, co wydarzy się po powrocie kobiety do Gdyni, jak potoczą się jej dalsze losy i przede wszystkim, czy zaakceptuje przeszłość i zacznie układać sobie życie na nowo. Zaangażowałam się niejako w poznanie owej historii, wnikliwie śledziłam poszczególne wydarzenia, starałam się zrozumieć postępowanie Marty, analizowałam jej zachowanie w co poniektórych sytuacjach i z niecierpliwością niejako wypatrywałam końca owej opowieści. Trzeba przyznać, że zarówno w życiu kobiety, jak i jej bliskich wiele się działo. Nieustannie byłam zaskakiwana nagłymi zwrotami akcji. Prawdę mówiąc, nie można było przewidzieć pewnych zdarzeń, do których co rusz dochodziło. Chwilami miałam wrażenie, że jest ich przesyt. Myślałam nawet, że przecież to jest nierealne, ażeby jedna osoba doświadczyła tylu zdarzeń w tak krótkim czasie. I chyba właśnie dlatego, z powodu natłoku wydarzeń, przedstawiona historia nie wywołała we mnie takich emocji, jakich oczekiwałam. Nastawiłam się na powieść, która sprawi, że po moich policzkach będą strumieniami spływać łzy, że zaznam głębszych emocji, wielu wzruszeń, szybszego bicia serca. Po prostu spodziewałam się niezwykle poruszającej fabuły, która być może spowoduje, iż rozpadnę się na kawałki. Cóż... Nie doświadczyłam tego niestety. Owszem, na mej twarzy niejednokrotnie jawił się smutek, głównie wtedy, gdy brnęłam przez fragmenty opisujące tragiczną przeszłość kobiety, ale także omawiające przykre losy skrzywdzonych zwierząt, w tym przypadku kotów. Jednak w moim odczuciu, nie były one na tyle emocjonalnie nacechowane, aby w mych oczach zakręciła się łza. Nie czułam tejże dramaturgii. Możliwe, że wpływ na to miały również liczne momenty zabarwione humorem. Kilkukrotnie bowiem uśmiech gościł na mych ustach. Natomiast zakończenie mnie nie tyle zdumiało, co skłoniło do małej refleksji, czy nastąpi kontynuacja powieści "Zaraz wracam", bowiem koniec jej nie był jednoznaczny. Co więcej, to właśnie zakończenie mnie najbardziej poruszyło i chwyciło za serce. 

W powieści przeszłość przeplata się z teraźniejszością.  Historia opowiedziana jest z perspektywy głównej bohaterki Marty, przy zastosowaniu narracji pierwszoosobowej. Poznajemy jej uczucia, myśli, przemyślenia, obawy i lęki. Kobieta wspomina niejako swoje dzieciństwo, relacje z rodzicami, najważniejsze momenty, czas spędzany z córeczkami i mężem, a także ten pełen bólu i cierpienia dzień, który odmienił jej życie na zawsze, który pozostawił w jej sercu pustkę, który odebrał jej wszystko i wszystkich. To jedno popołudnie całkowicie zmieniło Martę jako osobę. Ze wspaniałej, sympatycznej, kochającej i pozytywnej, stała się bezczelną, bezpośrednią, opryskliwą, egoistyczną osobą. Uważano, że ma ona serce z kamienia. Zachowywała się tak, jakby była pępkiem świata. Nie liczyła się z innymi, z ich uczuciami i potrzebami. Poniżała ludzi, krytykowała, pozbawiała pracy. Nosiła w sobie ogromny żal, wielu obarczała winą za to, co wydarzyło się kilka lat temu, nawet zmarłego męża. Przez lata skupiała się na pracy, zaspokajaniu swych pragnień oraz pławieniu się w luksusach. Stała się żałosnym i zgorzkniałym człowiekiem. Pewnego dnia sobie to uświadomiła... Tylko, czy nie za późno? Czy uda jej się naprawić relacje z najbliższymi oraz ludźmi, których napotkała w swym życiu i wobec których była niesprawiedliwa?  Nie ukrywam, że jej zachowanie i poczynania niezwykle mnie irytowały. Chwilami naprawdę jej nie rozumiałam, mimo iż bardzo się starałam.  

Powieść napisana jest lekkim i zrozumiałym językiem oraz przejrzystym stylem. Zdarzają się wulgarne słowa. I choć nie jestem przeciwna stosowaniu takowych, to muszę niestety stwierdzić, że akurat w przypadku owej książki mi one czasami przeszkadzały. Uważam, że w kilku momentach były po prostu zbędne i można było uniknąć ich użycia.  Ogólnie książkę czyta się ekspresowo, na co bez wątpienia wpływ mają mnogość dialogów oraz dość duża czcionka. Ponadto składa się ona z krótkich, bo zaledwie kilkustronicowych rozdziałów. I tutaj też mam małe zastrzeżenia, ponieważ co poniektóre ich tytuły zdradzały niemalże ich zawartość, tym samym odbierając niejako przyjemność z dalszej lektury. 

Pragnę też zwrócić uwagę, iż autorka w swej powieści nawiązała do muzyki śp. Zbigniewa Wodeckiego oraz do osoby Adama Wolskiego - wokalisty Golden Life, który urozmaicił swą postacią jeden z wątków. 

Podsumowując, "Zaraz wracam" to przyjemna, refleksyjna, życiowa, poruszająca istotne zagadnienia, aczkolwiek w moim odczuciu pozbawiona głębszych emocji i przeżyć powieść. To historia o przyjaźni, miłości, radzeniu sobie z utratą najbliższych, poszukiwaniu wewnętrznego spokoju i sensu życia, przebaczaniu, zdradzie, godzeniu się z losem, spełnianiu marzeń oraz nadziei. To idealna lektura na leniwe popołudnie bądź wieczór. Z pewnością sięgnę po kolejną książkę Anity Scharmach, ponieważ chciałabym poznać dalsze losy bohaterów z "Zaraz wracam". Polecam. 


"Śmierć w moim życiu odebrała mi wszystkich, których kochałam, 
nie chciałabym widywać jej za często.
Mogłabym tego po prostu nie udźwignąć. Jakże ten dzień dużo zmienił.
Wtedy, zabierając mi wszystko, cały świat podzielił się na miliony części,
dziś te części składałam w jedną całość, puzzle nabierały obrazu, koloru."



Tytuł: "Zaraz wracam"
Autor: Anita Scharmach
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Ilość stron: 304
Moja ocena: 6/10
 
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorce - Anicie Scharmach.

Książka bierze udział w wyzwaniu:

8 komentarzy:

  1. Jestem zaciekawiona pióra, jakim posługuje się autorka... Czy przyjąłby się u mnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam i czytałam pierwszą książkę autorki. Teraz kolej na nastepną. Fajnie napisałaś recenzję. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń

  3. Czasami trochę się gubię jak narrator często wraca do tego co było w przeszłości bohaterów. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Twoją recenzje, nie chce sięgać po smutne opowiadania. To dlatego, że zwykle klimat książki towarzyszy mi przez kilka dni po jej przeczytaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) Dziękuję :)
      Rozumiem, czasem też tak mam :)

      Usuń
  4. 304 strony w trzy godziny? Wow, to się nazywa tempo! Książka musiała naprawdę niesamowicie wciągnąć:) Szkoda, że nie wzruszyła tak jak miała. Ale coś czuję, że i tak do nie by nie trafiła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, duża czcionka, format książki mniejszy niż zazwyczaj, sporo dialogów, wciągająca fabuła. Te elementy wpłynęły na szybkość czytania. Niestety zabrakło intensywności emocji. Cóż... Bywa...

      Usuń

Serdecznie dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za wszystkie komentarze :)

Korzystanie ze strony Wielbicielka książek i pozostawianie komentarzy jest jednoznacznym wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych zgodnych z art. 13 o Ochronie Danych Osobowych.
Jednocześnie każda osoba ma prawo do dostępu do treści swoich danych osobowych oraz prawo ich poprawienia w razie potrzeby.